Wchodząca w życie od Nowego Roku unijna dyrektywa ma zapewnić inwestorom lepszą ochronę i niższe koszty. W praktyce może ograniczyć dostęp do instrumentów finansowych.
Markets in Financial Instruments Directive (MIFID) dotyczy przede wszystkim zasad oferowania usług i produktów finansowych. Ich sprzedawcy zobowiązani będą do szczegółowego przebadania preferencji klientów. Celem jest wyeliminowanie missellingu, czyli sprzedaży produktów w sposób wprowadzający w błąd lub takich, które nie są dostosowane do profilu klienta. Od Nowego Roku od biura maklerskiego, poprzez które zawieramy transakcje na warszawskiej giełdzie czy w banku sprzedającym nam jednostki funduszy inwestycyjnych, otrzymamy precyzyjne informacje o poniesionych kosztach. Przejrzystość w tym zakresie ma doprowadzić do spadku cen.
W największym skrócie – klienci mają czuć się na rynku bezpieczniej i płacić mniej.
– Cele są słuszne i być może uda się je zrealizować, ale skutkiem ubocznym może być utrudniony dostęp do instrumentów finansowych dla klientów indywidualnych – ocenia Krzysztof Szachogłuchowicz, starszy prawnik w kancelarii Snażyk i Gronicki.
Aktywność inwestorów indywidualnych na rynku kapitałowym znów rośnie. MIFID II ma wzmocnić trend / Dziennik Gazeta Prawna
Amerykanie mówią: my się nie dostosujemy
Wchodzące od 3 stycznia regulacje są rozszerzeniem dyrektywy MIFID I. Obowiązuje ona na naszym rynku od 2009 r. Od tego czasu klienci firm inwestycyjnych, nim skorzystają z ich usług, odpowiadają na około 20 pytań na temat rynku finansowego i doświadczenia w inwestowaniu. Przykładowe pytanie: „Czy inwestycja w obligacje korporacyjne wiąże się z takim samym ryzykiem jak inwestycje w obligacje Skarbu Państwa?”. Pod nowymi regulacjami taka ankieta będzie bardziej szczegółowa. Inwestor będzie odpowiadał także na pytania o poziom akceptacji dla ryzyka i cel inwestycyjny. Teraz taki test musieli przejść klienci, którzy zamierzali skorzystać z usługi zarządzania pieniędzmi lub doradztwa inwestycyjnego. Od stycznia będzie on standardem dla wszystkich produktów inwestycyjnych.
Na podstawie ankiety sprzedawcy sporządzą profil inwestora i określą pozytywne i negatywne rynki docelowe. Do grupy „pozytywnej” zaliczone zostaną takie rozwiązania inwestycyjne, które pasują do naszego profilu, do drugiej te, z którymi nie powinniśmy mieć styczności. Na przykład, jeśli wypełniając ankietę, stwierdzimy, że nie akceptujemy utraty więcej niż 5 proc. zainwestowanego kapitału, to niewskazany dla nas będzie rynek akcji. Sprzedawca nie zaoferuje nam też funduszu, który inwestuje w ten rodzaj aktywów. Prawdopodobnie zostaniemy skierowani na rynek obligacji.
– Firma inwestycyjna nie będzie mogła odmówić nam realizacji zlecenia na rynku negatywnym, ale będzie zobowiązana do ostrzeżenia nas, że nie powinniśmy tego robić – mówi Szachogłuchowicz.
Praktyka może jednak wyglądać inaczej. Przynajmniej niektóre domy maklerskie zastanawiają się, czy jednak nie odmawiać klientom realizacji zleceń.
– Czekamy na opinię od naszych prawników – mówi jeden z menedżerów.
Od stycznia powszechnie obowiązującym na rynku standardem będą KIID (Kluczowe Informacje dla Inwestorów). Ten rodzaj dokumentu wprowadziła unijna dyrektywa UCTIS IV z 2009 r. i znają go już klienci funduszy inwestycyjnych. Na kilku stronach (maksymalnie trzech) przedstawione są podstawowe informacje – na przykład związane z ryzykiem danego funduszu. Przy okazji wprowadzania MIFID II obowiązek sporządzania KIID został rozszerzony. Taki dokument muszą sporządzić wystawcy produktów inwestycyjnych, których wynik zależy od zachowania portfela instrumentów finansowych. Na przykład kontraktów terminowych na WIG20, instrumentów dostępnych na rynku forex (dom maklerski często jest drugą stroną transakcji inwestora, a nie pośrednikiem, i z punktu widzenia przepisów jest wystawcą instrumentu finansowego) czy funduszy typu ETF, które odzwierciedlają zachowanie określonych aktywów. Do europejskich regulacji nie zamierzają dostosować się amerykańskie instytucje finansowe. To oznacza, że od stycznia możemy zostać pozbawieni możliwości zainwestowania w fundusze ETF skonstruowane w oparciu o amerykańskie indeksy.
Więcej informacji o kosztach
Sprzedawcy produktów i usług inwestycyjnych zobowiązani będą też do podania szczegółowych informacji o kosztach klienta i ich wpływie na wynik inwestycji. Otrzymamy je przed zawarciem transakcji, a następnie w wysyłanym raz do roku zestawieniu. Dowiemy się z nich, jak pobieranymi opłatami dzielą się sprzedawcy produktów inwestycyjnych i ich wystawcy. To jeden z elementów mechanizmu, który doprowadzić ma do obniżki ponoszonych przez klientów kosztów. Zwłaszcza na arenie funduszy inwestycyjnych nasz rynek należy do najdroższych w Europie. Wynika to z systemu dystrybucji, opartego na bankach i biurach maklerskich. Tymi kanałami sprzedaje się ponad 90 proc. jednostek. Dystrybutor pobiera opłatę manipulacyjną, związaną z wpłatą pieniędzy, jak i mniej więcej połowę wynagrodzenia należnego TFI za zarządzanie. Informacja o kosztach ma zachęcić klientów do kupowania funduszy przez internet, bez pośredników.
Według ekspertów nowe regulacje doprowadzą do tego, że instytucje finansowe będą sprzedawały tylko produkty TFI należące do tej samej grupy kapitałowej.
– Na przykład Alior Bank już zapowiedział, że klientom masowym będzie sprzedawał jedynie produkty PZU i Money Makers TFI. Dostęp do szerszej oferty będą mieli klienci bankowości prywatnej. Zapewne nie wszystkie banki zdecydują się na takie działania, ale część pójdzie podobną drogą – mówi Michał Duniec, prezes monitorującej rynek funduszy firmy Analizy Online.
– Oferta dla klientów będzie uboższa, a konkurencja, która jest najskuteczniejszym sposobem obniżenia kosztów, zostanie ograniczona. Cofniemy się do lat 90. – ocenia Sebastian Buczek, prezes i główny akcjonariusz Quercus TFI.
Ostatnia wersja ustawy wprowadzającej MIFID II do polskiego prawa nakłada na ministra finansów obowiązek określania w drodze rozporządzenia maksymalnej wysokości stawek za zarządzanie funduszami. Przeciw takiemu rozwiązaniu branża także protestuje. Nie jest jednak przesądzone, czy wejdzie ono w życie. Prace nad ustawą implementującą MIFID II zakończył rząd, ale wciąż nie trafiła ona do Sejmu. Ministerstwo Finansów poinformowało, że krajowe przepisy wejdą w życie mniej więcej w połowie roku. Nie znaczy to, że MIFID II nie będzie obowiązywał. Choć jest dyrektywą i teoretycznie wymaga implementacji do prawa każdego unijnego kraju, to jego częścią jest rozporządzenie wykonawcze. Tego rodzaju aktywa prawne stosuje się w unijnych państwach bezpośrednio.
Przepisy dotyczące ochrony klientów wejdą w życie już w styczniu, niektóre inne regulacje – dopiero za kilka miesięcy. Na przykład te dotyczące analiz.
Za analizy trzeba będzie płacić
Dotychczas biura maklerskie czy banki inwestycyjne w prowizjach pobieranych od klientów uwzględniały całe spektrum oferowanych usług – organizację konferencji, spotkań z firmami, a przede wszystkim analiz. Dyrektywa zakłada unbundling. Brokerzy mają każdą usługę rozdzielić i każdą z nich oddzielnie wycenić, co ma doprowadzić do spadku płaconych przez klientów prowizji. Za korzystanie z analiz firmy, przede wszystkim te zarządzające aktywami, mają teraz płacić.
– Duże banki inwestycyjne podyktowały niskie ceny. Liczą sobie od 50 do 100 tys. dol. za roczny dostęp do podstawowych materiałów analitycznych. Jeszcze rok temu szacunki pokazywały, że kwoty te będą dwukrotnie wyższe – mówi Michał Marczak, dyrektor zarządzający DM mBanku.
Z zagranicznymi klientami biura maklerskie już od Nowego Roku będą się rozliczać na nowych zasadach, z krajowymi – dopiero po wejściu ustawy implementującej MIFID II. Nie wiadomo, ile firmy zarządzające będą gotowe zapłacić za analizy. Jeśli zbyt mało – brokerzy zmuszeni zostaną do ograniczenia działów analiz, tym samym mniej giełdowych spółek będzie podlegało ich ocenie. Ucierpią na tym także inwestorzy indywidualni, bo zmniejszy się liczba trafiających na rynek rekomendacji.