Piotr Kawczyński z Diebold Poland mówi o wpływie, jaki na rozwój sieci bankomatowych miała obniżka opłat dokonana przez MasterCard i Visę.
W Polsce mamy obecnie niespełna 17 tys. bankomatów. Tych maszyn ostatnio przybywa bardzo powoli. Czy to znaczy, że nasz kraj jest już nasycony pod względem tych urządzeń?
To zahamowanie przyrostu liczby bankomatów spowodowane jest zmianą stawki interchange, czyli opłaty pobieranej przy wypłacie środków z bankomatów. Na początku roku opłatę tę obniżył MasterCard, a następnie na podobny krok zdecydowała się Visa Polska. Zmiana wysokości opłat spowodowała, że biznes stał się bardzo niskomarżowy i na tyle skomplikowany, że trudno instalować kolejne urządzenia. Po prostu obecnie ryzyko, że taka inwestycja się nie zwróci, jest duża.
Powiedział pan, że najpierw tę obniżkę zaproponował MasterCard, a potem Visa. Ale z tego, co mi wiadomo, Visa nie ustala tych opłat samodzielnie, ale decyzje podejmują wspólnie banki, które wydają karty tej organizacji. Czy w przypadku obniżki opłaty naliczanej od transakcji w bankomatach taka właśnie była procedura?
Jak najbardziej. Visa Polska działa jeszcze na zasadach, które wypracowało Forum Visa Polska (działało w latach 2001-2010 przy Związku Banków Polskich), w skład którego wchodzi 10 największych banków. To gremium podejmowało i nadal podejmuje najważniejsze decyzje w sprawie opłat.
To interesujące. Bankowcy twierdzą, że nie mogą się zebrać i doprowadzić do obniżki opłat naliczanych od płatności kartami, bo taka decyzja mogłaby wywołać negatywną reakcję Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów. UOKiK bowiem już raz ukarał banki za porozumienie przy ustalaniu wysokości opłat od transakcji. Tymczasem w sprawie prowizji przy wypłatach z bankomatów tej obawy jakoś nie widać.
No właśnie, nie widać. Ale jak to podsumował jeden z moich kolegów w jakiejś rozmowie w kuluarach, jeszcze nie widział tak zgodnego, wspólnego stanowiska bankowców jak sprzeciw przeciwko decyzji UOKiK w sprawie kary za ustalanie opłat od płatności dokonywanych kartami.
Oczywiście duże znaczenie ma zapewne to, że dla banków opłata interchange, nałożona na płatności kartami, a wynosząca od 1,5 do 2 proc. wartości transakcji, stanowi duże źródło wpływów.
A jak wyglądał podział wpływów z opłaty od transakcji w bankomacie przed obniżką?
Banki na tym nie zarabiały. Dla nich, jako wystawców kart, wypłaty z bankomatów generowały praktycznie wyłącznie koszty. Pieniądze płynęły do właściciela bankomatu. Bank miał przychód jedynie w sytuacji, kiedy miał własną sieć bankomatów, tak jak to jest w przypadku PKO BP, Pekao oraz BZ WBK.
Ale już dla mBanku, jednego z dużych graczy na polskim rynku, który nie posiada ani jednego własnego bankomatu, ta opłata stanowiła wyłącznie koszt.
Przy czym trzeba pamiętać, że wysokość tej opłaty była różna. Generalnie standardowa jej wysokość wynosiła 3,5 zł. Jednak aby zachęcić klientów banku do korzystania z naszych bankomatów, podpisywaliśmy z tymi instytucjami umowy network sharing. Wtedy wysokość opłaty była negocjowana i godziliśmy się na niższą kwotę. Dzięki temu bank się godził, aby od wypłat w naszej sieci klient nie płacił żadnej opłaty.
Od razu mówię, że nie było przypadków, aby opłata była redukowana do 1,3 zł. Tymczasem przedstawiciele MasterCard w jednym z artykułów twierdzili, że obniżyli poziom opłaty interchange do bankomatów do 1,3 zł, bo na takim poziomie operatorzy niezależni zawierali umowy network sharing.
Ile operacji musiał miesięcznie dokonać bankomat, aby opłacało się go utrzymywać w danej lokalizacji? I jak to wygląda obecnie?
W naszej sieci ok. 40 proc. stanowiły transakcje obce, z których wpływy wynosiły 3,5 zł, oraz 60 proc. transakcji było dokonywanych przy regułach umów network sharing, a więc z niższymi wpływami. Przy takich relacjach i cenach wystarczyło nam mniej więcej 1,8 tys. transakcji, aby wyjść na zero.
Obecnie potrzeba do tego ok. 3 tys. operacji. Mówię o operacjach, jako że po tych obniżkach odrobiliśmy lekcję i bierzemy pod uwagę wszystkie działania dokonywane na bankomatach, a więc także i sprawdzanie salda na rachunku.
Taki poziom – 1,8 tys. operacji – można chyba uzyskać w niewielkich miejscowościach. Czy w takim przed obniżką interchange stawialiście swoje maszyny w małych miejscowościach?
Braliśmy pod uwagę różne czynniki, nie tylko liczbę mieszkańców w danej okolicy. Jeśli przychodził do nas ktoś i mówił, że ma sklep w miejscowości Nakło nad Notecią i w tym sklepie codziennie wydawanych jest 2 tys. paragonów, to dla nas taki punkt był atrakcyjny. Taki poziom obrotów dawał nam pewność, że wyjdziemy na swoje.
Jednak tak było przed zmianą opłat. Obecnie ta kalkulacja nie jest już taka prosta.
No właśnie – jak to wygląda obecnie? Czy teraz zabieracie maszyny z małych miejscowości lub lokalizacji, które przestały być atrakcyjne?
Mamy obecnie 700 urządzeń. Po obniżkach dokonaliśmy około 150 przenosin bankomatów. Często te urządzenia stały w takich miejscach, że generowały wynik dodatni, choć stosunkowo niewielki, rzędu 100 czy 300 zł. I po obniżce te maszyny zaczęły generować straty, np. rzędu 500 zł.
Pierwszą rzeczą, jaką robiliśmy w tej sytuacji, była próba wynegocjowania obniżki czynszu. Czasem obniżka czy wręcz rezygnacja z czynszu powodowała, że bankomat na powrót stawał się rentowny. Jednak w niektórych przypadkach to nie przywracało urządzeniu rentowności.
Bywało jednak i tak, że kiedy mówiliśmy, że nawet po rezygnacji z czynszu bankomat nadal przynosi straty, właściciele proponowali nam dopłacanie po 500 – 700 zł do urządzenia, byleby tylko pozostało ono na starym miejscu. Mamy kilkanaście przypadków subsydiowania bankomatów.



Sprawdzaliście, czy w miejscach, z których zniknęły wasze bankomaty, coś się dzieje? Czy nie pojawił się tam bankomat konkurencji albo któregoś z banków?
My, podobnie inni niezależni operatorzy, bardzo skrupulatnie liczymy koszty. Nie wydaje mi się, aby w lokalizacji, która dla nas była nieopłacalna, ktoś inny był w stanie uzyskać tam rentowność. Jak sądzę, w 99 proc. miejsc, z których zrezygnowaliśmy, nie pojawiły się ani nasza konkurencja, ani same banki.
Może skoro zniknęły bankomaty, to właściciele sklepów przełamali się i zdecydowali na wstawienie u siebie terminali do płatności kartami?
Pewnie właśnie na wzrost liczby terminali liczyły organizacje płatnicze, kiedy podejmowały decyzje o obniżce opłat od transakcji w bankomatach. Zwłaszcza że jednocześnie został uruchomiony projekt Visty, w którym zakładanie terminali jest subsydiowane. Jednak nie wiem, ile osób zdecydowało się na założenie terminalu, szczególnie w mniejszych miejscowościach.
Wróćmy do bankomatów. Może powinniście zwiększyć rentowność urządzeń, dodając do bankomatów inne funkcje niż tylko możliwość wypłacania pieniędzy. Jakie funkcjonalności można jeszcze dołożyć do bankomatów?
Trzeba pamiętać, że operator stawia te urządzenia na życzenie klientów banków. My nie mamy własnych klientów, ale dostajemy mnóstwo pytań od tych instytucji, które mają mało własnych bankomatów. No i takie banki chciałyby, aby nasza maszyna stanęła w takim czy innym miejscu.
Ale oczywiście bankomat nie powinien służyć jedynie do wypłacania pieniędzy. Można go używać na przykład przy kampaniach marketingowych, jako że jest bardzo dobrym nośnikiem. Klient, który czeka na pieniążki, patrzy na monitor, więc przekaz marketingowy trafia do niego w 100 proc.
Takie wykorzystanie bankomatów stanowi już część naszych wpływów. Niewielką, bo nie sięga ona nawet 10 proc., jest to raczej kilka procent, ale jest to już ważna część przychodów.
Oczywiście, pytanie, czy można bardziej rozwinąć marketingowe wykorzystanie bankomatów. Można spróbować naklejek na bankomaty albo użyć tych urządzeń do wydawania ulotek, jak to ostatnio robił Euronet z firmą Play.
Są też chyba inne możliwości zarabiania pieniędzy. Na przykład Euronet oferuje możliwość wypłacania pieniędzy z bankomatu bez użycia karty.
Rzeczywiście ma taka ofertę. Euronet posiada własny system obsługi rozliczeń, jest mu więc znacznie łatwiej oferować takie usługi niż nam, gdyż my płacimy za usługę obsługi transakcji innym.
Jednak pytanie, ile będzie wypłat pieniędzy przy użyciu telefonu komórkowego czy transakcji przesyłu pieniędzy za granicę. Czy będą ich miliony. Raczej nie. Zapewne będą to tysiące przypadków. Dodatkowo, nie wiadomo, jak będzie liczony przychód z tych transakcji? To wszystko powoduje, że wpływ uruchomienia tych rozwiązań na przychody może być stosunkowo niewielki.
To może skoro banki pytają, czy dałoby się postawić bankomat, powinny rozważyć program zbliżony do tego opracowanego dla terminali. Czyli dotować stawianie bankomatów, zwłaszcza w małych miejscowościach.
Jedna z dużych sieci handlowych nie instaluje u siebie terminali do płatności kartami, ale zachęca do wstawiania bankomatów do swoich sklepów. Oferuje wstawienie bankomatu do ich sklepu za darmo, my płacimy jedynie za energię elektryczną.
Powód jest jasny – dla tej sieci bankomaty są lepszym rozwiązaniem niż instalacja terminali do płatności kartami. Ktoś wyliczył, że ich wprowadzenie kosztowałoby tę sieć aż 300 mln zł rocznie.
Czy to, że mówi pan o sklepach, oznacza, że banki nie kwapią się do sponsorowania bankomatów?
Nie, nie kwapią się.
To w takim razie czego można się spodziewać, jeśli chodzi o liczbę bankomatów w Polsce? Czy obecna stagnacja będzie się nadal utrzymywać?
Pewną nadzieję na to, aby ten biznes się ruszył, dają promowane ostatnio oferty banków, dające dostęp do wszystkich bankomatów za darmo. Nawet PKO BP, choć w inny niż pozostali sposób, troszkę kontrowersyjny, ale dąży do wprowadzenia u siebie tego rozwiązania. Czekamy jeszcze, aż w tym kierunku pójdzie drugi duży, czyli Bank Pekao.
Dzięki darmowemu dostępowi do bankomatów odnotowujemy przyrost liczby transakcji. Niektóre bankomaty, które były na granicy opłacalności, ostatnio odzyskały rentowność. Dzięki takim rozwiązaniom ten biznes powoli wychodzi na plus. Jednak czy stanie się on na tyle zyskowny, abyśmy znowu zaczęli stawiać bankomaty, to nie wiem. Do tego potrzeba bardzo dużego przyrostu liczby transakcji. Dlatego przynajmniej na razie można się spodziewać, że ta stagnacja pod względem rozwoju sieci bankomatów będzie się utrzymywać.