WYWIAD. Ryzyko ograniczeń w dostawach energii latem jest tak wysokie, że operator krajowego systemu energetycznego przygotował plan awaryjny. W razie potrzeby zmobilizuje elektrociepłownie, skorzysta z pomocy państw sąsiedzkich, a nawet zapłaci za obniżenie poboru mocy.
W upały wzrasta zużycie energii, a zatem jeśli lato będzie gorące, to w Polsce może dojść do ograniczeń w dostawach energii?
- Jeśli wystąpią upały przekraczające 30 stopni Celsjusza, to ryzyko ograniczeń dostaw energii będzie bardzo wysokie. W upały przy rosnącym popycie na energię występuje spadek dostępnych mocy. Ostatnie gorące lato było w 2006 roku. Wtedy doszło do przerwy w dostawach energii dla części Warszawy. Póki co możemy identyfikować zagrożenia w oparciu o tamte doświadczenia. Wtedy spadła moc dyspozycyjna elektrowni Ostrołęka i Kozienice, które chłodzone są wodami Narwi i Wisły - w rzekach był niski stan wody, a jej temperatura była za wysoka do schłodzenia elektrowni.
Które jeszcze elektrownie mogą zawieść w upały?
- Na warunki hydrologiczne wrażliwe są także Połaniec korzystający z wód Wisły, Dolna Odra i Opole, wykorzystujące wody Odry, oraz PAK, który czerpie wodę z jezior regionu konińskiego. To duże elektrownie systemowe, a na nieszczęście są one usytuowane w północnej i centralnej Polsce, czyli tam, gdzie jest mało źródeł wytwarzania. Ubytki ich mocy można rekompensować tylko przesyłem energii ze Śląska, ale wtedy trzeba mocno obciążyć linie energetyczne. A latem zdolności przesyłowe są również ograniczone ze względu na słabe chłodzenie przewodów. Pod wpływem ciepła linie rozciągają się, a zwisające sieci mogą zagrażać bezpieczeństwu ludzi pracujących na polach.
Które rejony Polski są więc najbardziej narażone na ograniczenia dostaw prądu?
- Najbardziej zagrożone są aglomeracje: warszawska, wrocławska i poznańska. Warszawa jest zasilana głównie przez elektrownie Bełchatów i Kozienice, a Kozienice mogą mieć kłopoty z chłodzeniem. Nie zakończyły też budowy instalacji odsiarczania, co również ogranicza dostępność mocy. Z Wrocławiem jest źle, bo aglomeracja jest zasilana przestarzałymi liniami, których jednak nie można wyłączyć aż do czasu pobudowania nowych. Zagrożony jest Poznań, bo nie jest zakończona budowa linii wysokiego napięcia Ostrów - Plewiska. Ta inwestycja od kilku lat jest blokowana m.in. przez mieszkańców miejscowości Kamionki, którzy nie zgadzają się na budowę linii na ich działkach.
A jak duże jest ryzyko, że latem wystąpią upały?
- Z prognoz wynika, że tegoroczne lato będzie gorące, upalny ma być zwłaszcza maj. Jesteśmy w pełnej mobilizacji. Wymieniliśmy część przewodów na newralgicznych liniach, żeby zwiększyć możliwości przesyłowe. Podpisaliśmy specjalne umowy na letnie dostawy energii z elektrociepłowniami m.in. z Warszawy, Poznania i Wrocławia. Mamy też umowy o pomocy awaryjnej z Niemcami, Słowakami, Czechami i Szwedami. Poza tym część remontów elektrowni i sieci, które były wykonywane zwykle latem, została już zrobiona, a część przesunęliśmy na jesień. Przygotowujemy się też do przetargów na redukcje odbiorów mocy. Byłaby to usługa specjalna, a polegałaby na tym, że w sytuacjach krytycznych płacilibyśmy za obniżenie poboru mocy. Zainstalowano też dodatkowe źródła mocy biernej w systemie przesyłowym.
Jeśli podjęte działania osłonowe nie wystarczą, to co można jeszcze zrobić, żeby uniknąć latem wyłączeń prądu?
- Sądzę, że wystarczą, ale wszystkiego przewidzieć się nie da i może powstać konieczność wprowadzenia ograniczenia dostaw energii. Pierwsza i główna metoda to wprowadzenie tzw. stopni zasilania, czyli ograniczenie decyzją rady ministrów dostaw energii dla przemysłu, a druga to - po nowelizacji rozporządzenia systemowego ministra gospodarki - użycie naszych planów obronnych, awaryjnych, które zakładają ograniczenia dostaw energii w wysokości do 15 proc. zapotrzebowania i dotyczą wszystkich odbiorców. Obydwa plany istnieją, ale na dzisiaj każdy ma minusy. Obawiam się, że plan polegający na wprowadzeniu stopni zasilania już nie w każdej sytuacji byłby skuteczny, bo uczestniczy w nim bardzo dużo firm.
Zagraża nam nie tylko letni, ale w ogóle trwały deficyt energii, sieci są zaniedbane. Co robić, żeby chociaż ograniczyć ryzyko przerw w dostawach energii?
- Nasz problem polega na tym, że latami dyskutujemy o zupełnie podstawowych sprawach, które powinny być dawno rozstrzygnięte w polityce energetycznej państwa. Ale nie są. Trzeba wreszcie postanowić, czy nadal mamy się opierać głównie na węglu, czy rozwijamy energetykę jądrową i gazową, co osobiście popieram, czy nie. Trzeba też uregulować prawo własności nieruchomości pod liniami energetycznymi, bo właściciele działek, na których stoją słupy, blokują remonty sieci. Wreszcie trzeba ustanowić tzw. prawo drogi dla infrastruktury sieciowej, bo jego brak hamuje inwestycje w nowe sieci. No i w naszej sytuacji państwo powinno zaangażować się w budowę nowych mocy, bo jeśli będziemy czekać, aż ceny energii staną się satysfakcjonujące dla inwestorów prywatnych, to trzeba się liczyć jeszcze z dwu-, trzyletnim poślizgiem w rozpoczęciu inwestycji. A z każdym rokiem sytuacja będzie trudniejsza. Sami, może jeszcze w tym roku, chcemy wybudować kilka niewielkich gazowych rezerwowych źródeł mocy. Byłby to pierwszy przypadek w Europie, że operator sam buduje źródła mocy - w sumie ok. 600 MW.
STEFANIA KASPRZYK
ukończyła Politechnikę Poznańską. Pracowała w Zachodnim Okręgu Energetycznym w Poznaniu, od 1996 roku w Krajowej Dyspozycji Mocy. Od lipca 2004 r. była wiceprezesem PSE Operator, a od marca 2005 r. prezesem zarządu