A jeśli prawdziwym luksusem byłaby przestrzeń? – takim hasłem reklamowym koncern motoryzacyjny Renault podbił w 1984 roku serca milionów kierowców, wprowadzając na rynek pierwszy na świecie monospace o nazwie Espace. Od tego czasu inni producenci poszli śladem Francuzów.
I dziś na polskich drogach także śmigają tysiące aut o charakterystycznym kształcie mikrobusów. Ale debata o przestrzeni przeniosła się o wiele dalej. Nie dotyczy już tylko tego, czy musimy ściskać się w samochodowej podróży, czy swobodnie podziwiać krajobraz zza wielkich szyb, ale też naszego życia w ogóle. Obok dochodu narodowego, zdrowia czy poziomu edukacji coraz częściej jest brany pod uwagę nowy, kluczowy dla określenia jakości życia wskaźnik: gęstości zaludnienia.
W tym miesiącu poddani królowej Elżbiety II z przerażeniem odkryli dane najnowsze spisu powszechnego, z którego wynika, że Anglia stała się najgęściej zamieszkanym regionem Unii Europejskiej (jeśli nie liczyć maleńkiej Malty). Z 410 osobami na kilometr kwadratowy pokonała nawet Holandię i jest prawie cztery razy bardziej zatłoczona niż Polska. Wyniki spisu mogą mieć głęboki wpływ na postrzeganie przez Londyn świata. W Wielkiej Brytanii rozgorzała debata, na ile uzasadniona jest polityka szeroko otwartych drzwi dla imigrantów (przybywa ich 250 tys. rocznie), do jakiego stopnia przeludnienie jest wywołane przez skandalicznie wysokie ceny nieruchomości (metr kwadratowy mieszkania w Londynie kosztuje średnio równowartość 40 tys. zł) i ile kosztują gospodarkę godziny stracone każdego dnia na dojazd do pracy przez mieszkańców stolicy. A także dlaczego (pomijając pogodę) to Anglicy jadą do Francji (114 osób na kilometr kwadratowy) na wakacje i kupują sobie tam domy letniskowe, a nie odwrotnie.
Obawy Anglików potwierdza najnowszy ranking Organizacji Narodów Zjednoczonych dotyczący jakości życia, w którym wzięto pod uwagę tak różne czynniki, jak stan środowiska naturalnego, zdrowie, dochód narodowy na mieszkańca czy poziom edukacji. W pierwszej dziesiątce państw tylko jedno – Niemcy (9. pozycja, gęstość zaludnienia dwukrotnie większa niż w Polsce), jest państwem „przeludnionym”. Listę krajów najlepszych do życia otwierają Islandia, Norwegia i Szwecja, a w czołówce znalazły się także Finlandia, Kanada, Nowa Zelandia czy Austria. Również agencja analityczna Mercer, która co roku układa listę miast pod kątem jakości życia, jakie oferują, regularnie premiuje ośrodki małe oraz średnie. Najnowszy ranking otwierają Wiedeń, Zurych i nowozelandzkie Auckland, podczas gdy Londyn zajmuje odległe 38. miejsce.

Mieszkańcy Unii Europejskiej mają coraz mniej przestrzeni wokół siebie. A ten warunek staje się głównym wyznacznikiem zadowolenia z życia

Polska, ze względu na trudną historię, zajmuje w tych zestawieniach wciąż odległe miejsce, ale regularnie pnie się w górę. ONZ lokuje nas na przykład na 29. miejscu, przed Izraelem (380 osób na kilometr kwadratowy) czy Cyprem (221 osób na kilometr kwadratowy). To wynik nieprzerwanego od 21 lat wzrostu gospodarczego. Ale także tego, że w naszym kraju zrobiło się ostatnio nieco luźniej. Jak wynika z ostatniego spisu powszechnego, na stałe mieszka bowiem już tylko 37,2 mln osób (119 na kilometr kwadratowy), a 1,3 mln zdecydowało się po 2004 r. na emigrację. Może nie mamy lasów i jezior Kanady ani bezkresnych przestrzeni Australii, ale jednak jest u nas gdzie oderwać się od pędu codziennego życia.
W krajach rozwijających się skutki dużej gęstości zaludnienia przybierają niestety często formy ekstremalne. Przykładów jest wiele: Autonomia Palestyńska (681 osób na kilometr kwadratowy), Rwanda (407), Indie (368) czy Burundi (298). Z kolei państwa o najwyższej jakości życia, jak Australia, Kanada czy Nowa Zelandia, nieprzypadkowo prowadzą od lat politykę migracyjną, która ma ograniczyć wzrost liczby ludności.
O tym, jak gęstość zaludnienia warunkuje poziom życia i bezpieczeństwo, do tej pory mówiło się w Unii Europejskiej rzadko i wyjątkowo niechętnie. I to z dwóch powodów. Po pierwsze kraje nie mogą nic z tym zrobić, bo muszą egzystować w konkretnych warunkach geograficznych. Przede wszystkim jednak debata o przeludnieniu natychmiast wywołuje dramatyczne skojarzenia z Lebensraumem i dążeniem Hitlera do uzyskania dla Niemców „przestrzeni życiowej” kosztem sąsiadów.
Pozostaje więc nam cieszyć się po cichu z – jak sugeruje Renault – „prawdziwego luksusu”, jaki mamy w Polsce. I mieć nadzieję, że wieść o tym zbyt szybko nie rozejdzie się po świecie i nie przyciągnie nadmiernej liczby chętnych do osiedlenia się w naszym kraju.