Niedawne emocjonalne wystąpienie w Sejmie ministra finansów Jacka Rostowskiego – gdy zwracając się do opozycji krzyczał: „Wstyd, wstyd!” – z pewnością na długo pozostanie w pamięci wielu. Poszło o ustawę o podatku bankowym.
PiS usiłował skłonić izbę do przyjęcia regulacji nakładającej podatek od aktywów bankowych i krytykował (jako nadmiernie wysokie) obciążenie nowym podatkiem wydobycie kopalin. Minister poszedł bardzo daleko – zasugerował partii Jarosława Kaczyńskiego działanie w interesie podmiotów zagranicznych. Podatek bankowy to rzeczywiście kontrowersyjna propozycja, ale PiS nie jest jedynym w Europie ugrupowaniem lansującym tę koncepcję.
Można i należy rozważyć pryncypialnie konsekwencje jego wprowadzenia, ale ważne są przy tym też okoliczności miejsca oraz czasu. Podatek bankowy podejrzewany jest – być może nie bez pewnego powodu – o to, że działa dyskryminująco na jeden sektor gospodarki. Wielu ekspertów przekonuje, że opłata może zostać łatwo przerzucona na klientów banków. Czy jednak nie ma szczególnych okoliczności uzasadniających usankcjonowanie takiej dyskryminacji? Czy rzeczywiście przerzucenie będzie tak łatwe?
Przytłaczająca większość polskiego sektora bankowego znajduje się we władaniu podmiotów zagranicznych – praktycznie w rękach dużych banków zachodnich. W przeciwieństwie do inwestorów z innych branż motyw stymulacji eksportu nie miał tu znaczenia. Inwestorzy po prostu kupowali – raczej łatwy – rynek krajowy. Nie wydaje się także, by te inwestycje były szczególnie istotne ze względu na „technologię” – ta jest w zasadzie swobodnie dostępna. Kluczowe znaczenie z punktu widzenia polskich decydentów sprzedających banki miała intencja możliwie szybkiego ich sprywatyzowania, a wobec szczupłych środków krajowych inwestorów, trzeba było pogodzić się z inwazją podmiotów zagranicznych.
Polskie banki zostały sprzedane tanio. I choć dzisiaj niektórzy nabywcy polskie banki odsprzedają, to przecież nie dlatego, że zrobili swego czasu zły interes. Przeciwnie, wszystko wskazuje na to, że na ogół był to złoty interes. Porównanie wysokości poniesionych wydatków z obecną giełdową wyceną zakupionych podmiotów (plus pobrana dywidenda) pokazuje, że stopa zwrotu była na ogół imponująca (lepszy interes na polskim rynku zrobili chyba tylko inwestorzy, którzy ulokowali środki w powszechnych towarzystwach emerytalnych).
Czy jednak prywatyzacja nie przyniosła szczególnie korzystnych następstw dla klientów banków? Wielu tak sądzi, ale nie jest to oczywiste. Owszem, w prawie wszystkich bankach są marmury i obsługa jest na ogół uprzejma. Ale konkurencja jak dotąd nie gwarantuje tanich usług, rynek jest wysoce nieprzejrzysty, a reklama często kłamliwa. Rozpowszechnione są podejrzenia, że polityka zagranicznych właścicieli dyskryminuje niektóre rodzaje polskich przedsiębiorstw.

Banki sięgają po bardzo wątpliwe metody działania

Taki charakter ma dzienna kapitalizacja odsetek pozwalająca uniknąć płacenia podatku Belki.
Jest to ewidentne wykorzystanie prawa w złej wierze. Na pewno traci budżet, ale niekoniecznie zyskują klienci banków, bo oferty oprocentowania zwykłych lokat zostały drastycznie obniżone. Wcale nie ma pewności, czy pospieszna prywatyzacja (i oddanie kontroli nad polskimi bankami podmiotom zagranicznym) było działaniem racjonalnym. Pewne jest, że zagraniczne podmioty posiadające polskie banki zarabiają w Polsce dużo lepiej niż u siebie. Może więc powinni zapłacić dodatkowy podatek? Może trzeba przyjąć, że ich zyski odzwierciedlają nie tyle wysoką efektywność działania, ile uprzywilejowane położenie.
Istnieje oczywiście zagrożenie, że podatek bankowy zostanie przerzucony na klientów. Ale to zagrożenie nie wydaje się wielkie. Można też mieć nadzieję, że wprowadzenie podatku będzie czynnikiem presji na bardziej efektywne działanie. Ryzyko wprowadzenia podatku bankowego istnieje. Ale ryzykowne jest też wprowadzanie wysokiego podatku od wydobycia surowców. Dobrze byłoby w dyskusji o tych kwestiach – jak zresztą i w każdej – nie sięgać pochopnie po obraźliwe określenia.