Kara, jaką Komisja Europejska wymierzyła Telekomunikacji Polskiej – 127 mln euro – to potężne pieniądze. Także w porównaniu z innymi decyzjami komisji, taki Deutsche Telekom za nadużywanie pozycji dominującej musiał zapłacić zaledwie nieco ponad 12 mln euro.
Jak rozumiem, tak wysoka kara ma odstraszyć TP i innych graczy, żeby nie przychodziły im do głowy pomysły, które będą blokować konkurencję. Tyle że TP zarzeka się, że nieprawidłowości zostały usunięte już lata temu, zaraz po ich wykryciu. OK, można nie wierzyć eksmonopoliście. Jednak są argumenty, które przemawiają na jego rzecz, np. porozumienie z naszym Urzędem Komunikacji Elektronicznej, wspomagające rozwój rynku. Teraz okazało się, że autorytet UKE dla komisji znaczy niewiele. I po drugie – sytuacja w branży. Przez pięć lat udziały TP w rynku dostępu do szerokopasmowego internetu spadły o jedną trzecią, a usługi tanieją.
Teraz TP pyta: po co to wszystko, skoro tak czy inaczej Bruksela wlepiła firmie gigantyczną karę, pozostając głucha na wszelkie argumenty? I chyba nie jest to pytanie bezzasadne. Nie tylko dla samej TP, ale także dla inwestorów posiadających papiery firmy czy branży, z której zniknie pół miliarda złotych. Na pewno nie przysłuży się to jej rozwojowi.