Rząd ma problemy z realizacją podstawowych planów, więc snuje publicznie śmiałe wizje, by zatrzeć wrażenie porażki. Stąd pomysły na budowę lotniska centralnego i kontrakt na Pendolino.
Ministrowie mają kolosalne problemy z budową autostrad i stadionów, ale za to nie brakuje im ambitnych pomysłów. Te dalekosiężne wizje mają przykryć niepowodzenia związane z realizacją konkretnych planów.
Taką pomysłową przykrywką stała się ostatnio budowa centralnego lotniska między Warszawą a Łodzią. Pomysł został odgrzany w zeszłym tygodniu, kiedy na światło dzienne wyszedł skandal z budową autostrady A2.
Idea lotniska nie jest nowa, ale funkcjonowała dotychczas w sferze tzw. śmiałych wizji. Nagle okazało się, że o krok od jej przyjęcia jest rząd. Co ciekawe, centralny port oznacza zamknięcie warszawskiego Okęcia, czyli wyrzucenie w błoto dobrych kilku miliardów złotych, jakie poszły na inwestycje.
Oczywiście nie ma się co czepiać ambitnych wizji, potrzebuje ich każdy człowiek, żeby chociaż czasami oderwać się od szarej rzeczywistości – potrzebuje ich Polak, Rosjanin, Amerykanin, a także minister infrastruktury Cezary Grabarczyk.
To kolejny odważny pomysł ministra. Kilka dni wcześniej udało się zaklepać kontrakt na Pendolino, czyli szybki pociąg, który w polskiej wersji jest lekko wybrakowany, bo nie będzie rozwijał maksymalnej prędkości. Chociaż naszej infrastrukturze jeszcze daleko do standardów, jakich wymaga Pendolino, nie przeszkodziło to w podpisaniu kontraktu za kilkaset milionów euro.
Centralne lotnisko za ponad 12 mld zł, zaorane Okęcie, szybkie pociągi jadące pół doby z Warszawy nad morze... Co jeszcze? Na szczęście minister Grabarczyk nie ma takich możliwości jak radzieccy towarzysze, którzy potrafili odwrócić bieg syberyjskich rzek. Może więc uda mu się posiać kukurydzę na pasach startowych warszawskiego lotniska, ale Wisły przez Łódź chyba nie przeprowadzi.