Słowenia ogłosiła katastrofę swoich finansów. Deficyt tego kraju jest jednak znacznie niższy niż Polski.
Terapeuci mawiają, że pierwszy krok w walce z alkoholizmem to uświadomienie sobie, że jest się alkoholikiem. Wtedy można liczyć na zaleczenie choroby.
Podobnie jest z licznymi państwami Europy, a także USA, które borykają się ze zbyt wielkimi deficytami finansów publicznych oraz zadłużeniem. Takie tam towarzystwo anonimowych długoholików. Łączy ich wieloletnie nadużywanie. Teraz wierzą, że pogorszyło się chwilowo. Podobnie alkoholik nie przyznaje się, że ma problem. Pozostaje niepoprawnym optymistą.
Szansę na wyjście z choroby mają Słoweńcy. Szef tamtejszego banku centralnego Marko Kranjec oświadczył właśnie, że jego kraj jest o krok od „krytycznej sytuacji”. Ze względu na deficyt budżetowy i rosnące zadłużenie może pójść drogą Grecji, Irlandii i Portugalii. Zagroził, że jeśli nie przejdzie reforma polegająca m.in. na wydłużeniu wieku emerytalnego, dojdzie do upadku finansów publicznych.
Gdy w Polsce ktoś mówi, że idziemy drogą Grecji, i domaga się radykalnych reform, naraża się na to, że może być nieprzyjemnie potraktowany przez ministra finansów Jacka Rostowskiego lub premiera Donalda Tuska. Kiedy jednak porówna się deficyt i dług Słowenii i Polski, można dojść do smutnych wniosków. Oba wskaźniki są u nas zdecydowanie gorsze. Na przykład dług Słowenii to tylko 37 proc. PKB, Polski – prawie 55 proc.
Polska zachowuje spokój. Minister Rostowski niedawno zapewniał w Sejmie, że w końcu przyspieszy i do końca 2012 roku deficyt finansów publicznych zbije do 2,9 proc. z 7,9 proc. w ubiegłym roku. Ma to się odbyć bez żadnych wyrzeczeń. W takie cuda nie wierzy MFW.
Podobny problem mają Włosi. Federico Ghizzoni, prezes UniCredit, w wywiadzie dla CNBC skrytykował tych, którzy uważają, że Włochy podobnie jak Grecja będą musiały prosić o pomoc finansową. Gigantyczne zadłużenie sięgające 120 proc. PKB nie jest jego zdaniem tak groźne, bo dominuje to wewnętrzne, a zagraniczne jest niskie. A więc jesteśmy bezpieczni, bo choć alkoholu konsumujemy dużo, to jest on przyjmowany głównie w postaci zdrowego wina, a nie szkodliwej wódki.
Prym pod względem spożycia wiodą Amerykanie. Rząd musiał zawiesić inwestycje w fundusze emerytalne pracowników administracji, by przetrwać kilka miesięcy bez konieczności zaciągania nowych zobowiązań.
Prezydent Obama apelował do Kongresu o zwiększenie limitu, by uniknąć katastrofalnych ekonomicznych konsekwencji dla obywateli, jak np. braku wypłat w budżetówce. To zakrawa na szantaż moralny. W podobny sposób alkoholik prosi o kolejne wsparcie, jednak gdy je dostanie, nie zdrowieje. Tylko kac jest coraz gorszy.