Jestem optymistą co do perspektyw wzrostu gospodarczego w Polsce na najbliższe lata. Nie sposób oczywiście przewidzieć rozwoju gospodarki światowej, tempa, w którym Stany Zjednoczone i Europa będą wychodzić z recesji, czy wyniku wyborów w Polsce.
Trudno też prognozować, w jaki sposób Europa rozwiąże swój kryzys fiskalny. Jednak obserwując, jak gospodarki światowa, amerykańska i europejska wychodzą z największego od 80 lat kryzysu, można śmiało stwierdzić, że odwieczne prawa ekonomii nadal są w mocy. System gospodarczy świata funkcjonuje według tych samych zasad co zawsze, z tą różnicą, że obecnie procesy przebiegają globalnie. A jeśli procesy gospodarcze działają według sprawdzonych zasad, łatwiej jest przewidywać przyszłość.
W ciągu ostatnich trzech lat na aktywach nieruchomościowych w wielu częściach świata pękały bańki spekulacyjne. Poprzez kanał bankowy osłabło tempo globalnego rozwoju i przyniosło recesję na świecie. Później jednak, po sprowadzeniu cen do wartości zbliżonej do fundamentalnej, świat gospodarczy znalazł swą równowagę. Odbyło się to oczywiście przy interwencji państwa. Jednak dziś widać, że kraje, w których interwencje były nadmierne, a wcześniej prowadzona była nieodpowiedzialna polityka gospodarcza, dziś przeżywają poważniejsze problemy niż w okresie globalnego spowolnienia gospodarczego. Oderwanie cen od fundamentów, zbyt luźne regulacje, zbyt niskie stopy procentowe, nadmierne zadłużenie – to wszystko w ostatecznym rozrachunku skończyło się korektą rynkową i spadkiem aktywności gospodarczej.
Jeśli więc zgadzamy się z tezą, że w dłuższym okresie procesy rynkowe zachodzą w podobny sposób, jak działo się to przez dziesiątki lat, to dziś powinniśmy być umiarkowanymi optymistami. W moim przekonaniu główne ryzyko wiąże się obecnie z interwencją państwa, która byłaby niezgodna z regułami rynkowymi. Obawa ta dotyczy szczególnie Stanów Zjednoczonych, gdzie obecna administracja nie przejmuje się ani rosnącym długiem, ani drukowaniem pieniądza. Kolejnym zagrożeniem może być to, jak kraje strefy euro przeprowadzą kontynent przez problem nadmiernego zadłużenia niektórych państw. Wciąż obecne są poglądy zrzucające winę na spekulantów, zamiast na błędy w polityce gospodarczej. I na końcu Polska – na ile władze publiczne będą skłonne zmniejszać ingerencję państwa w gospodarkę.
Przyjmując założenie optymistyczne, że w żadnym z tych przypadków podejmowane działania nie zwiększą ryzyka dla działalności gospodarczej, to zarówno w Stanach, jak i w Europie, ale przede wszystkim w Polsce, nadszedł czas na podejmowanie decyzji inwestycyjnych. I na Starym Kontynencie, i u nas w zeszłym roku wzrost gospodarczy bazował w znacznej części na odbudowie zapasów. W 2011 roku na ten silnik wzrostu nie ma za bardzo co liczyć. Fundamentem rozwoju gospodarczego Polski i całej Europy muszą być inwestycje. Bez inwestycji prywatnych nie można za bardzo liczyć na poprawę na rynku pracy i tym samym na odbicie konsumpcji prywatnej. Analizując cykl gospodarczy, poziom wykorzystania mocy produkcyjnych, perspektywy globalnego wzrostu oraz odradzający się, co prawda bardzo powoli, popyt wewnętrzny, to obecnie najwłaściwszą decyzją będzie rozpoczynanie nowych inwestycji.
Zawsze w takim okresie zwyciężają ci, którzy podejmują ryzyko. Decyzje inwestycyjne zwykle zapadają przy ograniczonej informacji i przy znacznej niepewności. Dziś sporo jest sygnałów wskazujących na optymistyczny scenariusz. Najbliższe dwa lata w realnej gospodarce będą pewnie podobne do oczekiwanej dynamiki na rynkach finansowych (które są przecież pochodną realnej gospodarki): trend rosnący, z wysoką zmiennością.