Nowe technologie podnoszą jakość życia, dają dzieciom szansę na lepszą przyszłość i gwarancję pracy w ciekawych zawodach. Coraz więcej szkół i nauczycieli to rozumie, ale rewolucja mentalności jeszcze przed nami.
/>
/>
/>
/>
/>
Miał już być laptop dla każdego ucznia, tablet dla każdego ucznia, była Cyfrowa Szkoła, teraz jest plan podłączenia do szerokopasmowego internetu wszystkich szkół. To wystarczy, by naprawdę scyfryzować edukację?
Sławomir Baturo: Po 20 latach mojej pracy wreszcie po raz pierwszy zakupiłem dla szkoły komputery, wprawdzie nie nowe, tylko poleasingowe, mamy też internet i wreszcie uczniowie mogą swobodnie działać, a nie pytać, czy mogą coś zrobić na telefonie, bo tak jest szybciej.
A co odpowiadają inni nauczyciele, gdy widzą ucznia z takim telefonem?
Aleksandra Schoen-Kamińska: W statutach szkolnych bywają zapisy zakazujące używania smartfonów i innych urządzeń mobilnych, nawet w celach edukacyjnych. Ale mimo tych zakazów te urządzenia naprawdę są niezbędne, więc często nauczyciele pracują w takim cyfrowym podziemiu, mówią swoim uczniom: zrobię z wami kurs programowania, ale nie mówcie nikomu, że udostępniłem wam mój internet. Wciąż są też nauczyciele, którzy w cyfryzacji widzą same zagrożenia, a nie ogromne źródło pomocy edukacyjnej.
Z czego te obawy wynikają?
Sławomir Baturo: Nikt nie nauczył nauczycieli, jak bardzo te nowe technologie mogą być przydatne. Kiedyś jak przychodziły do szkół pracownie komputerowe, to były odgórnie wybrane przez MEN, podobnie jak szkolenia robione przez firmy, które niekoniecznie wiedziały, jak dobrze uczyć nauczycieli, bo do tej pory mieli do czynienia tylko ze szkoleniami dla korporacji. A tu trzeba zupełnie innego podejścia. Efekt: dopiero co nauczycielka pytała mnie, czy będzie mogła pracować na Windowsie, a chodziło jej o Worda.
Piotr Woźny: Gdy rok temu zacząłem poznawać środowisko związane z nauką kodowania czy też programowania, to zauważyłem, że jednym z największych osiągnięć tego – chyba najlepiej tak to nazwać – ruchu społecznego jest nie tylko to, że dzieci są kształcone, lecz że przy okazji daje się nauczycielom możliwość nawiązania kontaktu z nowymi technologiami. Ostatnio odwiedziłem szkołę nr 58 w Poznaniu. To żadna nadzwyczajna szkoła, ale na 400 dzieciaków ma 200 komputerów, 50 nauczycieli i niesamowitą dyrektorkę, która z zespołem dwóch, trzech nauczycieli wprowadziła do szkoły kodowanie. W tej szkole wszyscy nauczyciele ze wszystkich grup wiekowych używają nowych technologii w nauce, bo przyjęto to za normę. I takich szkół jest w Polsce więcej. Moją ambicją jest wysłanie tam etnografów i sporządzenie badania mówiącego, jakie są tam przyczyny sukcesu.
Sławomir Baturo: Ja to mogę wytłumaczyć. Po wielu latach prób, po podłączeniu Wi-Fi, po kolejnych tak sobie chwytających szkoleniach wreszcie i w mojej szkole to zaczęło działać. Dlaczego? Bo dyrekcja daje dobry przykład, choćby w tym, by na spotkaniach nie pokazywać prezentacji jedynie w Power Poincie, tylko w chmurze. I kolejni nauczyciele zaczynają brać przykład. Okazuje się to proste i bardzo użyteczne.
Ewa Krupa: Z badań Fundacji Orange wynika, że już 40 proc. dzieci rocznych i dwuletnich w Polsce ma regularny kontakt z urządzeniami mobilnymi, a 2/3 uczniów w szkołach podstawowych dysponuje własnymi smartfonami lub tabletami z dostępem do internetu. Nowe technologie zmieniły sposób, w jaki się uczymy, komunikujemy, pracujemy. I od tej drogi nie ma już odwrotu, także w szkołach. Pokolenie rodziców i nauczycieli powoli zaczyna rozumieć, że dzieci i młodzież na co dzień funkcjonują w świecie internetu, tu nawiązują relacje, bawią się, szukają informacji. Szkoła jest miejscem, które ma ciągle nieodkryty potencjał do twórczego prowadzenia lekcji z wykorzystaniem np. smartfonów uczniów.
Aleksandra Schoen-Kamińska: Jest coraz więcej klas i szkół, gdzie od najmłodszych lat naprawdę aktywnie pracuje się tak z dziećmi. Znam wspaniałe nauczycielki pracujące w dużych miejskich szkołach, i malutkich wiejskich, również szkole specjalnej, które programują, kodują, wykorzystują technologie na co dzień, maty do kodowania, Scretcha, mapy, dywany w celu rozbudzenia w tych uczniach nowych form uczenia się. I – jak np. szkoła w Kowanówku – wcale nie są bogatymi placówkami, ale dzięki dotacjom oferują naprawdę niezłe środowisko do nauki. Mnie też to wciągnęło, ale dlatego że widzę, jakie to ma efekty u uczniów. Tu nie technologia, tablet, laptop jest celem samym w sobie. One są jak współczesne wyposażenie piórnika. To tylko narzędzie, dzięki któremu w atrakcyjny sposób realizujemy cele.
Lech Mankiewicz: Rzeczywiście polscy nauczyciele zbudowali związaną z cyfryzacją społeczność, która pod kątem ducha, samodzielności i zaangażowania nie ma swojego odpowiednika na świecie. Jeżeli pan minister Morawiecki myśli o polskim towarze eksportowym, to takie blogi jak ZamiastKserowki.pl czy SuperBelfrzy są do tego idealne. Warto by się nimi chwalić. Bo dopóki świat się o tym nie dowie, dopóty nie mają one szansy na ekspansję. Drugą sprawą, na którą warto zwrócić uwagę, jest to, że żyjemy w czasie radykalnych zmian ekonomicznych i społecznych wymuszonych przez technologie. Niedawno pierwszy transport 50 tys. puszek z piwem został przewieziony ciężarówką sterowaną całkowicie przez komputer. To pokazuje dynamikę zmian na naszej planecie, gdzie zadawane jest coraz częściej pytanie: po co nam szkoła.
Szkoła w rozumieniu organizacji...
Lech Mankiewicz: Tak. Jeżeli nie chcemy popełnić zbiorowego samobójstwa jako społeczeństwo, to musimy zmienić sposób uczenia dzieci. Przecież ekonomia stałej pracy już się kończy, będzie za to ekonomia fuch, prac dorywczych, umów, które dziś pogardliwie nazywamy śmieciowymi, więc potrzebne są nam nowe kompetencje społeczne, tak by przedefiniować pojęcie pracy. Nad tym, jak dostosować edukację do tych potrzeb, zastanawiają się świat, nauczyciele, politycy.
A nie skupiamy się na tym, jak szkoły podłączyć do sieci?
Lech Mankiewicz: Zastanawiamy się i widać, że technologia cyfrowa naprawdę pomaga, że dzieci się ładnie otwierają na świat.
Sławomir Baturo: Ale to nie jest prosty proces. Mam teraz klasę maturzystów, staram się z nimi wdrażać te nowe zasady i poległem na pełnej linii. Tylko jeden uczeń chce studiować programowanie i to dlatego, że bo liczy na dobrą pracę i duże pieniądze. Mam też drugą klasę, która wybrała informatykę, bo bała się fizyki. I z nimi zaskoczyło. Brali udział w konkursie na samodzielnie stworzenie aplikacji do umawiania się ze znajomymi na wyjście na trening. I choć nie mieli żadnego pojęcia, jak to zrobić, to się wciągnęli, działają, kombinują, uczą się. Powstała aplikacja jeszcze absolutnie niedoskonała, ale powstała. Co ważne, odkryli, że potrzebują większej wiedzy i jej szukają, choćby na Khan Academy. Trzeba ich było jedynie nauczyć działać zespołowo i podpowiedzieć źródła, z których mogą czerpać inspiracje.
Czyli można praktycznie wykorzystywać te nowe technologie? Ale czy tylko w nauce informatyki?
Aleksandra Schoen-Kamińska: Ależ nie tylko! Jestem koordynatorem w programie SuperKoderzy Fundacji Orange, gdzie dzieci uczą się programowania, które jest wplecione w podstawę programowania, np. w klasach IV–VI jest wykorzystywane przy edukacji muzycznej. Dzieci uczą się, że muzyka sama w sobie jest kodem i poznają inne zapisy niż tylko notacja muzyczna.
Ewa Krupa: Właśnie przygotowując ten program, przeprowadziliśmy konsultacje wśród nauczycieli i uznaliśmy, że warto wprowadzać programowanie do nauki innych przedmiotów niż tylko informatyka. Stąd np. ścieżka edukacji historycznej Poszukiwacze Skarbów, ścieżka Dziennikarze Przyszłości do nauki języka polskiego, podobnie dla muzyki, przyrody i matematyki z wykorzystaniem robotów. Każdego przedmiotu można dziś tak uczyć.
Piotr Woźny: To jest to niesamowite. Gdy jakiś czas temu woziłem córkę na lekcje kodowania, to wydawało mi się, że to jakiś mały, podziemny ruch, a teraz po przyjściu do Ministerstwa Cyfryzacji zrozumiałem, że to wielkie społeczne zjawisko. Miałem okazję analizować przez ostatni rok sposób przykłady nieefektywnego wydatkowania publicznych środki na podnoszenie kompetencji cyfrowych, a tutaj okazało się, że praktycznie bez żadnego wsparcia ze środków publicznych, dzięki równoległej sile biznesowych CSR-ów i oddolnej, społecznikarskiej, spowodowała, że rozwinął się taki ogromny ruch. Pomyślałem wtedy co można byłoby osiągnąć, gdyby był to ruch wspomożony publicznymi środkami!
Ewa Krupa: I dlatego tak ważna była dla polskich szkół decyzja Ministerstwa Cyfryzacji, by przekazać 124 mln zł na naukę kodowania w małych placówkach, dla uczniów klas I–III. Oczywiście zmiana systemowa nie dokona się od razu, ale to sygnał, by te rewolucje wprowadzać. Ja jestem przekonana, że to zaskoczy. Tym bardziej że biznes też angażuje się w naukę kodowania – program #SuperKoderzy Fundacji Orange zapewnia szkołom materiały i sprzęt potrzebne do interaktywnej nauki. Także pracownicy Orange jako wolontariusze dzielą się swoimi kompetencjami, prowadząc lekcje z zakresu nauki programowania i bezpieczeństwa online. Tak rozumiemy naszą misję – sprawić, by nowe technologie podnosiły jakość życia nas wszystkich i dawały dzieciom szansę na lepszą przyszłość i gwarancję pracy w ciekawych zawodach. Bo nauka programowania to kluczowa kompetencja przyszłości.
Jaka część szkół i nauczycieli myśli w ten sposób?
Piotr Woźny: Z naszej rozmowy widać, że jest bariera strachu. Ja sam długo broniłem się przed smartfonem, nosząc starą nokię w kieszeni. Ale jako skromny urzędnik wiem jedno: skoro są unijne środki, a 40 proc. szkół ma dostęp do internetu poniżej 10 MB/s, to jest to ewidentnie miejsce na interwencję państwa. Po drugie, by te obawy burzyć, a wzmacniać oddolny ruch, chcemy zbudować szkolny intranet w postaci Ogólnopolskiej Sieci Edukacyjnej i doprowadzić do stworzenia i wsparcia społeczności edukacyjnej, a po trzecie oswajać i pokazywać dobre wzorce, takie jak ta wspomniana przeze mnie szkoła z Poznania.
Sławomir Baturo: Nauczyciele tego chcą, ale pamiętajmy, że dla nich takie szkolenia to dodatkowe obowiązki. Gdy już jednak spróbują, to są zachwyceni, tylko trzeba im przekazywać prawdziwie praktyczną wiedzę.
Lech Mankiewicz: Poczucie budowania własnych kompetencji w zgodzie z organizacją to jeden z najważniejszych elementów, jakich potrzebuje pracownik. Spokojnie można postawić na to, że ogromna część nauczycieli zareaguje pozytywnie na to, co pomoże im zwiększyć swoje kompetencje. Bardzo mi się spodobało to, co państwo tu mówią. To tak, jakbym słuchał Mitcha Resnicka z MIT Media Lab, który opowiadał o wykorzystaniu majsterkowania do nauki przedmiotów z grupy STEM, czyli nauki ścisłych, technologii, inżynierii i matematyki. W MIT pokazują dzieciom, jakie możliwości tkwią w nowych technologiach. Bo przecież istotą uczenia jest motywacja. Matematyka to przecież jest mistyczne poczucie prawdy i zadaniem na dziś jest, jak doprowadzić do poczucia potrzeby tego odkrycia. Od tysięcy lat próbuje się to robić poprzez rozwiązywanie wziętych z powietrza równań, które dzieciom już się z niczym nie kojarzą. Dlatego choćby tak popularna staje się nauka z wykorzystaniem robotów, bo pokazuje to w praktycznej formie.
Ewa Krupa: I właśnie do takiego włączenia technologii do nauki dążymy, aby dzieci mogły uczyć się przez doświadczenie. Dlatego stworzyliśmy mobilny FabLab, czyli miniciężarówkę wyposażoną w multimedialne urządzenia, drukarkę 3D, plotery, laser. Fab Lab odwiedza wsie i małe miasta w Polsce, ucząc najmłodszych podstaw od programowania przez prototypowanie aż do finalnego produktu . Dzieci stworzyły samodzielne deskorolki, własne pieczątki, biżuterię, a nawet prostego drona.
A co będzie, gdy skończy się dofinansowanie? Samorządy będą czuły potrzebę, by samodzielnie wspierać cyfryzację?
Sławomir Baturo: Mieszkam i pracuję w bardzo zadłużonym powiecie. A mimo to, gdy poszedłem prosić o pieniądze na zakup sprzętu, to mojej szefowej udało się wygospodarować 30 tys. zł. Zaczyna się od góry, jeżeli tylko ona zechce, to środki będą.
Piotr Woźny: Oczywiście pieniądze tu są bardzo ważnym czynnikiem stymulującym i dlatego ze wszystkimi organizacjami będącym w Szerokim Porozumieniu na rzecz Umiejętności Cyfrowych pracujemy, by wspólnie na stronie Koduj.gov stoworzyć taki hub, agregator treści wspierających działania. Na to są środki, są także na propagowanie idei, więc jest zaczyn. Trzeba pilnować, by dobrze rosło.
Skoro są środki z Unii, a 40 proc. szkół ma dostęp do internetu poniżej 10 MB/s, to jest to ewidentnie miejsce na interwencję państwa.
Program #SuperKoderzy Fundacji Orange zapewnia szkołom materiały i sprzęt potrzebne do interaktywnej nauki. Także pracownicy Orange dzielą się jako wolontariusze swoimi kompetencjami, prowadząc lekcje z zakresu nauki programowania i bezpieczeństwa online.
Nikt nie nauczył nauczycieli, jak bardzo te nowe technologie mogą być przydatne. Efekt: dopiero co nauczycielka pytała mnie, czy będzie mogła pracować na Windowsie a chodziło jej o Worda.
Są w statutach szkolnych zapisy zakazujące używania smartfonów i innych urządzeń mobilnych, nawet w celach edukacyjnych, więc często nauczyciele pracują w takim cyfrowym podziemiu.
Jeżeli nie chcemy popełnić samobójstwa jako społeczeństwo, to musimy zmienić sposób uczenia dzieci. Przecież ekonomia stałej pracy już się kończy.