Choć szybko rosnące tanie linie lotnicze mają inny model działania niż te tradycyjne, to, jak przyznaje prezes LOT Michał Fijoł, nasz narodowy przewoźnik musi także często konkurować o tego samego podróżnego. Spółka uruchamia wiele europejskich połączeń, które pokrywają się z trasami przewoźników niskokosztowych. To głównie kierunki turystyczne, takie jak Rzym, Paryż czy Cypr. Pod względem liczby podróżnych z Polski LOT przegrywa jednak batalię z dwoma największymi tanimi graczami – Ryanairem i WizzAirem. Irlandzka linia przeskoczyła naszego przewoźnika już w zeszłej dekadzie. WizzAir zepchnął LOT na trzecie miejsce w 2023 r. i zamierza powiększać dystans. W tym roku chce obsłużyć w naszym kraju 14,5 mln podróżnych – o 2,5 mln więcej niż LOT.
LOT chce wyprzedzić linie WizzAir
Michał Fijoł twierdzi, że w najbliższych latach ciężko będzie odebrać pałeczkę pierwszeństwa Ryanairowi, który w tym roku chce obsłużyć w Polsce 18–19 mln pasażerów. Fijoł twierdzi jednak, że jest szansa, by w ciągu kilku lat LOT wrócił na drugie miejsce. Problemem dla naszego przewoźnika jest jednak brak możliwości rozwoju na warszawskim Lotnisku Chopina – czyli w głównym miejscu działalności dla naszej państwowej spółki, w którym ma swój hub przesiadkowy oferujący wiele połączeń dalekiego zasięgu. Port jest już zapchany i w efekcie w porach o największym popycie na przeloty nie da się zmieścić dodatkowych operacji.
Możliwości lotniska zwiększy nieco szykowana rozbudowa terminala, ale według planów skończy się dopiero wiosną 2029 r. Na otwarcie lotniska w Baranowie, na którym LOT ma znacznie rozwinąć skrzydła, trzeba będzie zaś czekać do 2032 r.
Tymczasem WizzAir, który jest traktowany jako węgierska linia, ale ma właścicieli na całym świecie (w tym największego – amerykański fundusz Indigo Partners), nie ma tych ograniczeń. Dla tego przewoźnika warszawskie Okęcie jest największym lotniskiem, bo ma tu zbazowanych aż 14 maszyn, ale może rozwijać połączenia z lotnisk regionalnych, gdzie jeszcze są rezerwy przepustowości. Ostatnio węgierski przewoźnik zapowiedział, że w grudniu wróci na lotnisko w podwarszawskim Modlinie, gdzie będzie bazował dwa samoloty. Uruchamia też nowe połączenia z Gdańska, Olsztyna czy Katowic. Dla linii założonych ponad 20 lat temu, czyli w czasie uwolnienia nieba nad Europą, Polska jest największym rynkiem, na którym obsługuje prawie 20 proc. podróżnych. Dla znacznie większego Ryanaira jesteśmy piątym rynkiem, ale za około dwa lata możemy wskoczyć na czwarte miejsce (wyprzedzając Irlandię).
Hub LOT-u w Budapeszcie okazał się niewypałem
Tymczasem za czasów poprzedniego prezesa Rafała Milczarskiego LOT liczył, że przy ograniczeniach portu w Warszawie będzie tworzył mniejszy hub przesiadkowy w Budapeszcie. LOT latał z Budapesztu m.in. do Seulu, ale wypełnienie samolotów nie było zadowalające. W efekcie po kilku latach – w marcu tego roku zamknął hub w stolicy Węgier. Do czasu otwarcia za około siedem lat lotniska w Baranowie LOT wdraża teraz przejściowo inną strategię. Zamierza mocno rozwinąć siatkę połączeń z lotnisk regionalnych, co związane jest z szykowanymi dostawami samolotów średniego zasięgu – 13 boeingów 737 MAX, które przylecą do sierpnia 2026 r. oraz nawet 84 airbusów A220, które mają trafić do Polski w latach 2027–2035.
W ostatnich tygodniach LOT zaczął latać z Krakowa do Paryża i z Radomia do Barcelony. Od stycznia 2026 r. będzie zaś latać z Gdańska do Stambułu. W planach na najbliższe miesiące jest także uruchomienie rejsów z Krakowa do Brukseli. Z prezentacji dla posłów wynika, że przewoźnik chce z lotnisk regionalnych uruchamiać połączenia turystyczne i „emigracyjne”, z których korzystają głównie Polacy mieszkający za granicą.
LOT chce też możliwie szybko wrócić do obsługi połączeń między polskimi i ukraińskimi miastami. Po ustaniu działań wojennych linia planuje przewozić rocznie nawet 1,6 mln pasażerów, obsługując ok. 30 tras między tymi dwoma krajami. Na początek reaktywowane mają być połączenia z Warszawy do Lwowa i Kijowa.
Można się spodziewać, że skokowy rozwój LOT-u nastąpi jednak dopiero po otwarciu CPK. Tam przewoźnik będzie mógł znacznie rozwinąć siatkę połączeń długodystansowych. Na razie liczba samolotów obsługujących te trasy nie będzie się szybko zwiększać. Jesienią 2026 r. do floty 15 boeingów 787, czyli dremlinerów, dołączą dwie kolejne takie maszyny. Spółka prowadzi rozmowy z trzema podmiotami w sprawie leasingu kolejnych dreamlinerów. LOT przyznaje, że na razie nie będzie zmieniał dostawcy szerokokadłubowców. Do 2032 r. ich liczba ma wzrosnąć do 29. ©℗