Relacja należności bankowych do PKB w 2024 r. się obniżyła. Odwrotnie było z zobowiązaniami banków, czyli depozytami. Ekspert: Dobrze byłoby wtedy, gdyby rosły kredyty przedsiębiorstw, przede wszystkim w sektorze prywatnym i najlepiej inwestycyjne.
Miniony rok był szóstym z rzędu, w którym relacja kredytów bankowych do produktu krajowego brutto w naszej gospodarce się zmniejszyła. Według piątkowych danych Narodowego Banku Polskiego wartość należności banków od sektora niefinansowego nieznacznie przekraczała 1,4 bln zł i była o niecałe 5 proc. wyższa niż rok wcześniej. Ale PKB w ujęciu nominalnym urósł szybciej.
Jak wynika z wyliczeń DGP, uwzględniających szacunki Międzynarodowego Funduszu Walutowego dotyczące wielkości naszej gospodarki, kredyty stanowiły 39,2 proc. PKB wobec 39,6 proc. rok wcześniej. W 2018 r. było to 55,8 proc. Obecnie jesteśmy na poziomie podobnym jak w 2007 r., czyli w trakcie pierwszego boomu hipotecznego napędzanego kredytami we frankach.
Stopy NBP zniechęcają do brania kredytów
– Jeśli mamy wysokie stopy procentowe, to zniechęca do brania kredytów, a zachęca raczej do ich spłacania – wskazuje Marcin Mrowiec, główny ekonomista firmy konsultingowej Grant Thornton w Polsce. Podkreśla jednak, że spadek w ostatnich latach był w znacznej mierze związany z inflacyjnym podbiciem PKB. Przełożyło się to na wyrośnięcie z długu – przede wszystkim państwa, ale również kredytobiorców, zwłaszcza tych, których zobowiązania są oprocentowane według stałej stopy i wysokie stopy ich nie dotknęły.
Bankowcy już od kilku lat martwią się spadkiem znaczenia ich branży w gospodarce. Według Mrowca trudno o jednoznaczną ocenę trendu. – Odpowiedź zależy od tego, jaki to kredyt. Dobrze byłoby wtedy, gdyby rosły kredyty przedsiębiorstw, przede wszystkim w sektorze prywatnym i najlepiej inwestycyjne. Chociaż wzrost kredytu obrotowego też wskazuje, że przedsiębiorstwa przygotowują się do zwiększania skali działania. Inaczej z kredytem konsumpcyjnym, bo jego przyrost oznacza, że ludzie biorą na siebie ryzyko po to, żeby realizować bieżące potrzeby konsumpcyjne – wskazuje ekspert.
Złotowe kredyty na nieruchomości urosły
Bankowe zadłużenie przedsiębiorstw niefinansowych zwiększyło się w ubiegłym roku o 4,9 proc., do 391 mld zł. Portfel kredytów inwestycyjnych zwiększył się w tym czasie o 5,8 proc., do 160,3 mld zł. Do 59,4 mld zł, czyli o 2,2 proc., spadło natomiast zadłużenie firm na sfinansowanie nieruchomości. W przypadku kredytów dla klientów indywidualnych, niezwiązanych z działalnością gospodarczą, miniony rok przyniósł wzrost o 4 proc., do 715 mld zł. Kredyty konsumpcyjne urosły o 5,7 proc., osiągając wartość 215 mld zł. W hipotekach był wzrost o 3,3 proc., do prawie 500 mln zł. Złotowe kredyty na nieruchomości urosły jednak o 8,3 proc., czemu towarzyszył ponad 20-proc. spadek w kredytach walutowych. To efekt znikania z bilansów „franków” – w wyniku nie tyle spłacania, ile ugód i przegrywanych przez banki spraw, jakie wytaczali im klienci.
„Pomimo utrzymujących się podwyższonych stóp procentowych apetyt Polaków na kredyt konsumpcyjny wciąż rośnie. Mimo to wolumenowi pożyczek konsumpcyjnych nadal daleko do prepandemicznych dynamik” – napisali w ubiegłotygodniowym raporcie analitycy Banku Pekao. Inflacja z poprzednich lat skonsumowała również część oszczędności, jakie mają w bankach klienci. Tu jednak sytuacja jest trochę bardziej skomplikowana. W końcu 2019 r. relacja depozytów bankowych do PKB nie przekraczała 60 proc., by rok później sięgnąć 65 proc. Konta spuchły m.in. za sprawą rządowej pomocy dla firm w trakcie pandemii. W latach 2022–2023 proporcja depozytów do PKB skurczyła się do ok. 56,5 proc. (najniższy poziom od 2015 r.), by w 2024 r. urosnąć do 58 proc.
Miniony rok był drugim z rzędu, w którym klienci indywidualni zwiększyli swoje zasoby bankowe o ponad 100 mld zł. W grudniu 2024 r. ich depozyty miały wartość 1,2 bln zł. To efekt dwucyfrowego wzrostu wynagrodzeń w ujęciu nominalnym. Ekonomiści od dłuższego czasu zwracają uwagę, że zwiększona skłonność do oszczędzania sprawia, iż dynamika konsumpcji jest mniejsza, niż zdawałaby się pozwalać kondycja rynku pracy. Depozyty przedsiębiorstw zwiększyły się o niecałe 20 mld zł, czyli o połowę mniej niż rok wcześniej. To sygnał pogorszenia zyskowności (w latach 2022–2023 wysoka inflacja oznaczała m.in. wzrost przychodów), choć w ostatnich miesiącach sytuacja pod tym względem zaczęła się poprawiać.