Pod koniec tygodnia dzięki interwencjom rosyjskiego banku centralnego udało się zatrzymać przecenę na rynku walutowym. W piątek za dolara trzeba było zapłacić 107 rubli wobec 114 rubli w środę, w apogeum wyprzedaży. Nie zmienia to niekorzystnych statystyk, z których wynika, że listopad był czwartym kolejnym miesiącem spadku wartości rosyjskiej waluty. W porównaniu z ostatnią sesją października notowania dolara poszły w górę o ponad 10 proc. Tylko raz w historii, bezpośrednio po inwazji na Ukrainę w lutym 2022 r., amerykańska waluta była droższa i trzeba było za nią zapłacić przejściowo nawet 150 rubli.
Kurs jest bardzo korzystny dla eksporterów
Bank Rosji wstrzymał do końca roku zakupy zagranicznych walut, których dokonuje m.in. w imieniu Funduszu Dobrobytu Narodowego. Fundusz gromadzi aktywa, żeby w trudnych czasach, gdy np. spadną przychody ze sprzedaży ropy i gazu, wspomóc budżet państwa. Żeby powstrzymać spadek wartości rubla, bank zdecydował, że każdego dnia będzie sprzedawał waluty o wartości 8,4 mld rubli. Interwencje są dokonywane z wykorzystaniem chińskiego juana, ze względu na trudność z dostępem do dolarów i euro.
– Nie powiem, że konkretny kurs jest dobry lub zły. Mówię tylko, że obecny kurs jest bardzo korzystny dla eksporterów – w ten sposób minister finansów Anton Siłuanow przekonywał, że przecena nie jest jednoznacznie niekorzystna. Jednak potencjalnych korzyści nie widzą inwestorzy handlujący akcjami na rosyjskiej giełdzie. Indeks RTS, o którego wartości decydują także czołowe firmy sprzedające ropę i gaz, spadł w ostatnich dwóch miesiącach o jedną czwartą. Notowania znajdują się na najniższym poziomie w XXI w. Dlaczego dzieje się to akurat teraz? Część ekspertów wskazuje na amerykańskie sankcje, którymi został objęty Gazprombank. Ta instytucja rozlicza rosyjskie dostawy gazu do Europy. Wprawdzie po wybuchu wojny spadły one o 90 proc., ale surowiec wciąż trafia na Stary Kontynent przez Ukrainę.
Teraz i to źródło waluty może wyschnąć, gdyż ze wszystkich rodzajów sankcji te dotyczące sektora finansowego wydają się najbardziej skuteczne. Już kilka tygodni wcześniej Siłuanow utyskiwał na opóźnienia w rozliczaniach eksportu ropy i gazu ze strony chińskich i indyjskich banków. Instytucje te stały się ostrożniejsze, bojąc się trafić na czarną listę Zachodu. Chiny i Indie są największymi odbiorcami rosyjskich surowców. Według Siłuanowa ok. 80 proc. handlu zagranicznego Rosja rozlicza w rublach i innych zaprzyjaźnionych walutach, omijając dolara i euro. Ostatnie zmiany w prawie mają ułatwić korzystanie z kryptowalut w rozliczeniach z zagranicą.
Trump może wiele zmienić
Znaczenie może mieć też wyborcza wygrana Donalda Trumpa. Prezydent elekt zapowiadał, że ułatwi wydobycie węglowodorów w USA. Dla rynku ropy, notowanej blisko trzyletniego minimum, może to oznaczać dalszy spadek cen, który uderzy w rosyjskie przychody. Drugi kanał oddziaływania na Rosję to zapowiadane przez Trumpa cła. Nominacja na stanowisko sekretarza skarbu Scotta Bessenta utwierdza ekspertów, że i w tej kwestii Trump będzie stosował podejście transakcyjne. W skrócie – jeśli zrobisz to, czego życzą sobie Stany Zjednoczone, możesz uniknąć ceł. Jak wynika z wcześniejszych wypowiedzi Bessenta, jeśli jednak zdecydujesz się kupować ropę od Rosjan, musisz się liczyć z tym, że zapłacisz 20-proc. taryfy. Administracja Trumpa może zatem przynajmniej na dwa sposoby uderzyć w rosyjskie przychody ze sprzedaży surowców.
Zanim do tego dojdzie, Rosjanie mogą się cieszyć ze zwiększonych przychodów ze sprzedaży ropy i gazu wyrażonych w rublach. To jeden z pozytywnych efektów osłabienia waluty. 30 proc. przychodów budżetu jest związane z surowcami energetycznymi. Z kolei 40 proc. wydatków finansuje zbrojenia, utrzymując w dobrej kondycji przemysł przestawiony na produkcję wojenną. W październiku produkcja przemysłowa wzrosła o 4,8 proc. w ujęciu rocznym, a wzrost PKB, podawany w Rosji co miesiąc, wyniósł 3,2 proc. Ale w tym pozornie korzystnym obrazie pojawiają się niepokojące dla Kremla sygnały. We wrześniu wskaźnik PMI, obrazujący koniunkturę w sektorze wytwórczym, spadł do 49,5 pkt., najniższej wartości od ponad dwóch lat. Spadek poniżej poziomu równowagi sugeruje, że przemysł znalazł się w stagnacji.
„Jedynym obszarem, w których widać wzrost, są sektory związane z wojskiem” – napisali eksperci Rosyjskiej Akademii Nauk. Ich zdaniem gospodarka zmierza w stronę stagflacji, w której niskiemu wzrostowi towarzyszy wysoka inflacja. Taniejący rubel sprzyja temu scenariuszowi. Gdy rosyjska waluta gwałtownie straciła na wartości w 2022 r., inflacja skoczyła z 8,5 proc. do 17 proc. Tak działa coraz droższy import. W październiku roczne tempo wzrostu cen konsumpcyjnych także wyniosło 8,5 proc. Inflację napędza zaś wojna. Rosji brakuje rąk do pracy, co przekłada się na duży wzrost płac. Aby zahamować inflację, Bank Rosji podniósł niedawno główną stopę do 21 proc., najwyższego poziomu w historii. Wyższy koszt pieniądza po pewnym czasie z reguły przekłada się na niższy wzrost PKB. Być może po ponad dwóch latach finansowania wojny gospodarka znalazła się na krawędzi wytrzymałości i wystarczy lekko ją popchnąć, np. zbijając cenę ropy, by stoczyła się w przepaść. ©℗