Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz, minister funduszy i polityki regionalnej na OEES 2024: "Do wzmocnienia polskiej innowacyjności niezbędny jest kapitał inwestycyjny, podejmowanie większego ryzyka oraz skuteczne negocjowanie w ramach UE".

Polska jest szóstą gospodarką w Unii Europejskiej i dwudziestą trzecią, jeśli chodzi o innowacyjność – wskazała Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz, minister funduszy i polityki regionalnej, podczas rozmowy „W poszukiwaniu inwestycji i wzrostu – czyli jak budować konkurencyjność polskiej i europejskiej gospodarki w nowej rzeczywistości globalnej”.

Jak to zmienić? Według minister w pierwszej kolejności trzeba precyzyjnie zdefiniować, które technologie i obszary gospodarcze popchną polską gospodarkę ku konkurencyjności. Następnie należy je wspierać funduszami na innowacyjność.

– Takie dziedziny zostały już wydzielone. Od 2025 r. powstaną instrumenty, które będą precyzyjnie wycelowane w energoooszczędność, cyfrowe technologie, zasobooszczędność, wszystko związane ze sztuczną inteligencją i biotechnologie – zapowiedziała.

Niezbędnym elementem na drodze do innowacyjności jest także dostępność kapitału inwestycyjnego. Cała Unia inwestuje mniej niż Chiny i Stany, a Polska – mniej, niż wynosi średnia unijna.

– Wszyscy inwestują ogromne środki, w tym publiczne. Ścigają się na inwestycje, w politykach przemysłowych, wspierając swoją produkcję i swój eksport – mówiła Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz.

Według niej niezbędny jest kapitał prywatny, ten często jednak jest inwestowany w mieszkania, których ceny rosną.

– To antyrozwojowe. Potrzebujemy spowodować, żeby ceny mieszkań przestały rosnąć, żeby zaczęło się opłacać inwestować np. w start-upy i innowacje, a nie w mieszkania – mówiła minister.

W ramach prac na średniookresową strategią rozwoju Polski na 10 lat, która ma zostać przyjęta w 2025 r., MFiPR przeprowadziło analizy, z których wynika, że z powodu barier rozwojowych firmy mają problem z przekształcenia mikro lub małego przedsiębiorstwa w średnie, a następnie – średniego w duże.

– Te bariery są bardzo widoczne i one wynikają m.in. z braku kapitału inwestycyjnego – mówiła Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz. – Wynikają także z pewnej ostrożności co do podejmowania ryzyka, jakie jest właściwe polskiemu biznesowi – dodała.

Minister zaapelowała, żeby polscy przedsiębiorcy i organizacje, które ich zrzeszają, ściśle śledziły procesy legislacyjne w Unii Europejskiej. Dzięki temu będą mogły proponować elitom politycznym i decydentom rozwiązania, które są dla nich korzystne.

– Musimy wszyscy zmienić optykę myślenia: z państwa, które dołączyło (do Unii Europejskiej – red.) i miało się dostosować na państwo i na przedsiębiorców, którzy są asertywnym, podmiotowym i partnerskim elementem UE i mają wszelkie zasoby, żeby unijne ustawodawstwo i regulacje współkształtować – tłumaczyła minister. – Musimy w Polsce powiedzieć, czego chcemy, a potem skutecznie to wynegocjować w Unii – dodała.

Podkreślała, że w przeszłości dostosowywanie się do regulacji unijnych było korzystne dla Polski, która korzystała np. z funduszy rozwojowych. Dziś jednak cele Unii Europejskiej niekoniecznie są zgodne z polskimi interesami ekonomicznymi. Przykładem jest według niej tempo i sposób realizacji transformacji energetycznej. Mimo że kierunek w stronę odnawialnych źródeł energii jest słuszny, to już np. system handlu emisjami ETS 2 niekoniecznie. Według Katarzyny Pełczyńskiej-Nałęcz jest to „położenie nacisku na karanie, obciążanie, a nie na motywowanie i na inspirowanie”, w związku z czym nie opłaci się Polsce.

– Mamy szczególne uwarunkowania nie tylko związane z charakterem naszej energetyki, lecz także przestrzenne – mówiła. Według niej wyższe ceny benzyny spowodowałoby „ogromne konsekwencje dla ludzi”, którzy w ponad 90 proc. jeżdżą samochodami spalinowymi, bo nie stać ich na samochody elektryczne.

Według niej rozwiązania takie jak ETS2 pasowały do czasów, gdy Unia odgrywała ważniejszą rolę, nie przystaje jednak do obecnego świata, w którym walczy ona z Chinami o pozycję drugiej gospodarki świata. Według minister ETS 2 nie doprowadzi do uniknięcia katastrofy klimatycznej i nie sprawi, że świat zacznie podążać za Europą.

– Unia dzisiaj emituje 9 proc. gazów cieplarnianych. Natomiast (ETS 2 – red.) spowoduje ogromne koszty dla konsumentów i mikroprzedsiębiorstw, dla osób mniej zamożnych. Czyli uderzy tam, gdzie absolutnie transformacją energetyczną uderzać nie można – podkreśliła szefowa MFiPR.

Mimo tych wyzwań, obecność w Unii opłaca się Polsce.

– W świecie bardzo ostrej konkurencji, a czasem wręcz wojen globalnych małe podmioty nie mają szans. Stąd to, że jesteśmy częścią bardzo dużego gracza gospodarczego, jest ogromnym zasobem – podkreśliła Pełczyńska-Nałęcz. Dotyczy to również szans przeciwstawienia się agresji ze strony Rosji, w tym ekonomicznej.

HA