Nominacja Chrisa Wrighta, prezesa firmy Liberty Energy, wspierającej koncerny naftowe w wydobyciu ropy naftowej z łupków, na stanowisko ministra energii w administracji Donalda Trumpa będzie sprzyjać zwiększaniu produkcji węglowodorów w USA. Nastawienie Trumpa do wydobycia ropy i gazu, określanych przez przyszłego prezydenta jako „płynne złoto”, dobrze oddaje slogan jego kampanii: „Drill, baby, drill”. Republikanin zapowiedział nową falę wierceń w poszukiwaniu węglowodorów, zbliżającą Stany Zjednoczone do energetycznej niezależności. Obiecał też wyborcom, że w ciągu roku od wprowadzenia się do Białego Domu obniży rachunki Amerykanów za energię o połowę.
Co może zrobić Trump?
Jedną z rzeczy, którą administracja Trumpa może zrobić, jest zmniejszenie ograniczeń dotyczących dzierżawy terenów federalnych w celach wydobywczych. Może również wezwać Kongres do uchylenia ustawy o zabytkach, ustanawiającej pomniki narodowe – powiedział Brian Murray, ekspert od energii i środowiska z Uniwersytetu Duke, w rozmowie z radiem NPR. W szczególności zmiany w warunkach dzierżawy mogą doprowadzić do szybkiego wzrostu wydobycia ropy naftowej, gazu ziemnego i węgla na terenach federalnych. Analitycy Citi zwracają uwagę, że nowa administracja może także wprowadzić zachęty podatkowe dla firm poszukujących i wydobywających surowce energetyczne, a także zmniejszyć opłaty licencyjne i stawki za dzierżawę, które poszły w górę w trakcie prezydentury Joego Bidena. Ich zdaniem w przyszłym roku baryłka ropy gatunku Brent będzie kosztowała średnio 60 dol.
Już teraz Stany Zjednoczone są największym producentem ropy na świecie. Wydobycie surowca w USA wzrosło o ponad 100 proc. w ostatnich kilkunastu latach. W sierpniu średnia produkcja sięgnęła najwyższego w historii poziomu 13,4 mln baryłek dziennie. Żadne inne państwo nie jest obecnie w stanie wydobywać tak dużo – nawet Arabia Saudyjska, dysponująca największymi zasobami surowca na świecie. W dalszym ciągu jednak USA są dalekie od osiągnięcia samowystarczalności. W zeszłym roku ten kraj zużywał ok. 20,3 mln baryłek dziennie. Chris Wright, sceptyczny co do zmian klimatu i negujący transformację energetyczną, gwarantuje, że Stany Zjednoczone będą się starały maksymalnie zwiększyć wydobycie ropy, zmniejszając import niezbędny do zaspokojenia własnych potrzeb.
Paliwa kopalne i podatki
Polityka przyszłego prezydenta USA może nie tylko zwiększyć dostępność ropy na rynku, lecz także zmniejszyć zapotrzebowanie na surowiec na świecie. W tym kierunku zadziała zapowiadane podniesienie stawek celnych na towary importowane do Stanów Zjednoczonych. Szczególnie mogą ucierpieć Chiny. Trump zadeklarował, że produkty z tego kraju obłoży 60-proc. stawkami. Według szacunków ekonomistów Goldman Sachs to może obniżyć przyszłoroczny wzrost gospodarczy Chin nawet o 2 pkt. proc. To będzie oznaczać także niższy popyt na ropę ze strony państwa, które jest największym importerem tego surowca. Na wprowadzeniu zapowiadanych 10-proc. stawek na eksport do USA ucierpi także Europa. Według ekspertów Citi potencjalna wojna handlowa Trumpa obniży popyt na ropę w przyszłym roku o 0,9 mln baryłek dziennie, co stanowi niemal 1 proc. globalnego zużycia.
– Tak dużych obaw o zachowanie cen ropy w kolejnym roku nie było od ponad dekady – ocenia Tom Kloza, główny analityk w firmie OPIS, cytowany przez CNBC. Jego zdaniem, jeśli Organizacja Krajów Eksportujących Ropę Naftową (OPEC), działająca wspólnie z kilkoma innym państwami pod szyldem OPEC+, zdecyduje się na wycofanie z ograniczeń w produkcji, cena baryłki ropy spadnie w przyszłym roku do 30-40 dol. Na mocy porozumień zawartych na poziomie organizacji oraz dobrowolnych decyzji niektórych państw OPEC+ ograniczył produkcję ropy o prawie 6 mln baryłek dziennie. Już w październiku osiem państw, z Arabią Saudyjską i Rosją na czele, miało stopniowo zwiększać produkcję, wycofując się z dobrowolnej części limitów. W ten sposób do końca 2025 r. na rynek powinno wrócić 2,2 mln baryłek dziennie. Jednak ze względu na niską cenę ropy harmonogram przywracania produkcji został zmieniony. Decyzję, jak się zachować w nowym otoczeniu, sygnatariusze porozumienia podejmą pod koniec grudnia. Również Henning Gloysten, dyrektor ds. energii i klimatu w firmie Eurasia Group, ocenia, że dodatkowa podaż ze strony OPEC+ może zbić cenę baryłki ropy w przyszłym roku do 40 dol. Ten trend korzystny dla państw importujących ropę i pochodzące z niej paliwa, takich jak Polska, jest mało prawdopodobny, bo dotychczas członkowie OPEC+ dość elastycznie regulowali poziom produkcji, broniąc się przed zbyt niskimi cenami surowca. We wtorek baryłka ropy Brent kosztowała 73 dol. W tym roku notowania spadły o 5 proc. i utrzymują się kilka dolarów powyżej najniższej od trzech lat wartości. ©℗