Premier Donald Tusk oświadczył w czwartek w Sejmie, że do końca roku między wszystkimi podstawowymi parlamentarnymi siłami politycznymi może dojść do konsensusu w sprawie wejścia Polski do strefy euro.

"Proszę was, tak po ludzku, żebyście pomogli i żebyśmy wspólnie polityczne podstawowe warunki tego projektu ustalili" - zwrócił się premier do posłów, przedstawiając informację o stanie realizacji programu działania rządu w rok po jego powołaniu.

"Chcemy dyskutować o dacie, dyskutujmy o dacie. Nie jestem doktrynerem, ale nie niszczmy tego ambitnego planu, bo on dla Polski ma wielkie znaczenie na przyszłe dziesiątki lat" - podkreślił Tusk.

W ocenie szefa rządu, mapa drogowa dojścia Polski do strefy euro będzie miała tylko wtedy sens, kiedy uda się zbudować wokół niej "konsensus na tej sali". "Nikt tego nigdy nie ukrywał" - zaznaczył Tusk.

Jak podkreślił, z punktu widzenia partnerów w Radzie Europejskiej, w Komisji Europejskiej, a szczególnie Europejskiego Banku Centralnego punktem wyjścia do tej mapy drogowej musi być "generalny konsensus polityczny" w Polsce.

Jak trwoga to do Boga"

Szef rządu zwrócił uwagę, że jak "świat się lekko zachwiał w posadach finansowych", to i Dania, i Szwecja, i Islandia nagle zaczęły publicznie deklarować, że żałują, że do tej strefy nie weszły.

Według Tuska, niektórzy polscy politycy jednak uważają, że Polskę stać na to, żeby "dryfować gdzieś na peryferiach i mówić: +mocarna złotówka, my się nie damy, jesteśmy tutaj bezkonkurencyjni+".

W ocenie premiera, jeśli jednak chcemy myśleć nie o sobie, ale "o przyszłych pokoleniach, o tym jak im będzie się żyło za 20, 30 lat w Polsce, to nie możemy sobie i opinii publicznej wmawiać, że bycie w strefie euro będzie dla nich trudniejsze, a nie lepsze". "To jest wbrew polskiej racji stanu, naprawdę" - podkreślił Tusk otrzymując za te słowa brawa.

"To nie tak, że Europejski Bank Centralny i państwa strefy euro tak rozpostarły ramiona i mówią: +Chodźcie, chodźcie+, bo my bez was sobie rady nie damy. Jest dokładnie odwrotnie" - powiedział szef rządu.

Tusk pytał, dlaczego takie surowe są wymagania dla tych, którzy do tego "ekskluzywnego klubu" wchodzą. Odpowiadając sam na to pytanie podkreślił, że "ten ekskluzywny klub chce mieć w swoim składzie partnerów rzetelnych, wiarygodnych, na najwyższym poziomie cywilizacji finansowej i gospodarczej".

"Dowiedziałem się (...), że jednak prezydent jest gotów tę ustawę podpisać. Dobrze, że taka decyzja"

"To nie jest tak, że nas proszą, a my możemy, tak jak to niektórzy liderzy opozycji, robić taki grymas, mówić zobaczymy (...)" - mówił Tusk. "Bo jak tak będziemy mówili, to się nigdy tam nie znajdziemy" - ocenił.

"Uważam, że jest czas, abyśmy jeszcze do końca roku uzgodnili warunki między wszystkimi podstawowymi siłami politycznymi, klubami i kołami parlamentarnymi konsensusu politycznego" - dodał.

Premier z zadowoleniem przyjął także deklarację prezydenta Lecha Kaczyńskiego, że podpisze nowelizację ustawy o Bankowym Funduszu Gwarancyjnym, przewidującą podwyższenie do 50 tys. euro gwarancji dla depozytów bankowych.

"Dowiedziałem się (...), że jednak prezydent jest gotów tę ustawę podpisać. Dobrze, że taka decyzja" - powiedział Tusk. Jak dodał, ma nadzieję, że nikt nie wpłynie na prezydenta, aby zmienił zdanie w tej kwestii.