Do tej pory dostaliśmy zaledwie 1 proc. środków, jakie Bruksela przyznała nam na lata 2014–2020. Pod względem tempa wydawania funduszy zajmujemy dopiero 20. miejsce w UE.
Do końca maja br. Komisja Europejska wypłaciła państwom członkowskim z budżetu na lata 2014–2020 fundusze w wysokości ok. 8,22 mld euro. Do Polski trafiło 9 proc. tej kwoty, czyli 752 mln euro – poinformowało Ministerstwo Rozwoju.
Ten wynik plasuje nas na 4. miejscu wśród unijnej „28”. Przed nami jest Portugalia, która jako pierwszy kraj członkowski przekroczyła pułap miliarda euro. Drugie miejsce należy do Wielkiej Brytanii z wynikiem 969 mln euro, a trzecie zajęła Francja (812 mln). Polsce udało się wyprzedzić między innymi Hiszpanię (710 mln euro) oraz Niemcy (673 mln).
ikona lupy />
Ile unijnych pieniędzy otrzymała Polska w obecnej perspektywie / Dziennik Gazeta Prawna
Ale gdyby wziąć pod uwagę statystyki wyłącznie z roku 2016, to tutaj my wyrastamy na lidera. Od początku stycznia do końca maja KE przekazała nam 577 mln euro. Dla porównania Wielka Brytania dostała 490 mln, a Portugalia – 479 mln euro.
Znacznie gorzej radziliśmy sobie w latach 2014–2015, czyli początkach obecnej perspektywy. Wtedy z Brukseli dostaliśmy tylko 174 mln euro, co dało nam dopiero 10. miejsce w rankingu.
Porównanie wyników z tego roku i poprzednich dwóch lat z jednej strony pokazuje, jak duże opóźnienia mamy we wdrażaniu nowych unijnych programów operacyjnych, a z drugiej – że nastąpiło wyraźne przyspieszenie w wydatkowaniu europejskich funduszy.
Kwota wypłacona nam do tej pory przez KE to zaledwie 1 proc. całkowitej puli pieniędzy, jaką nasz kraj otrzymał na całe programowanie 2014–2020 (ponad 86 mld euro). A to plasuje nas dopiero na 20. miejscu zestawienia. I zdaniem ekspertów każe się zastanawiać, czy do 2020 r. (a w praktyce do 2023 r., zgodnie z zasadą n+3) uda nam się wydać wszystkie pieniądze.
Fundusze przyznane Polsce stanowią 19 proc. wszystkich środków rozdzielonych pomiędzy państwa członkowskie. To oznacza, że czeka nas ogromny wysiłek organizacyjny (dostosowanie krajowych przepisów, by odblokować płatności na niektóre projekty, np. z zakresu gospodarki wodno-ściekowej czy jak najszybsze kontraktowanie kolejnych inwestycji przez beneficjentów), jeśli mamy wykorzystać ostatnie tak duże rozdanie dla Polski.
Obecny stan niepokoi nawet wiceministra Jerzego Kwiecińskiego, odpowiedzialnego w MR za unijne fundusze. – To rzeczywiście bardzo mało. Nasze nowsze dane mówią, że mamy wypłacone na ten moment ponad 2 proc. środków, ale dalej nie jest to dobry wynik – przyznaje. Na pocieszenie można wskazać takie kraje jak Włochy, Cypr, Rumunia, Bułgaria, Węgry czy Malta – w tych państwach KE praktycznie nie wypłaciła do tej pory żadnych pieniędzy.
Wiceminister zaznacza jednak, że w tym momencie ważniejsze od przepływów finansowych na linii Bruksela-Warszawa są środki unijne, które już mamy zakontraktowane. – To jest nasz główny cel, by jak najwięcej pieniędzy znalazło się w umowach. Liczę, że przełom w tym zakresie nastąpi w okolicach III i IV kwartału. Bo w ślad za umowami zaczynają się zamówienia i ruch w gospodarce – mówi Jerzy Kwieciński.
W sumie we wszystkich uruchomionych do tej pory naborach i konkursach wstępnie zagospodarowaliśmy 37 proc. dostępnej alokacji. Teraz pozostaje kwestia zakontraktowania (podpisania umów) i sprawnego wydania tych pieniędzy.
Dodatkową komplikacją w przypadku Polski jest plan naprawczy, który ma na celu uratowanie zagrożonych 30 mld zł unijnego wkładu dla naszego kraju za lata 2007–2013. Choć od 2,5 roku obowiązuje perspektywa finansowa 2014–2020, oficjalne zamknięcie poprzedniej nastąpi dopiero z końcem marca 2017 r. Do tego czasu Polska może jeszcze rozliczyć swoje projekty z KE. Wskutek wdrożonego przez resort rozwoju planu naprawczego udało się wykorzystać 13,3 mld zł z zagrożonej puli. Plan, zakładający m.in. nadkontraktację (zgłaszanie projektów na zapas) czy zwiększenie intensywności wsparcia w niektórych unijnych programach, będzie realizowany do momentu zamknięcia rozliczeń przez KE w przyszłym roku.
Sytuację państw członkowskich może też utrudnić sprawa Brexitu. Urzędnicy MR biorą pod uwagę kilka scenariuszy. Zgodnie z pierwszym z nich Wielka Brytania wybierze wariant norweski, czyli swoistego stowarzyszenia z UE. To byłoby względnie neutralne dla unijnego budżetu (Norwegia płaci dziś 85 proc. tego, ile płaciłaby, będąc formalnym członkiem Unii). Kolejny scenariusz zakłada wprowadzenie nowego instrumentu fiskalnego Unii (już dziś część przychodów Wspólnoty pochodzi np. z akcyzy), by wyrównać straty. Najmniej optymistyczna jest trzecia opcja, zgodnie z którą unijni decydenci – z uwagi na mniejsze wpłaty do unijnego budżetu (W. Brytania wkłada netto 5–7 mld euro rocznie) – mogą zdecydować się na radykalny krok i zakończyć rozliczanie obecnej perspektywy finansowej szybciej niż w 2023 r.