Polski sektor bankowy nie rośnie tak, jak powinien. Winna jest m.in. konstrukcja podatku bankowego. Z tego powodu finansowanie wielkich inwestycji może być zagrożone – ostrzega dr Tadeusz Białek, prezes Związku Banków Polskich.
Przede wszystkim wykonał ogromny skok technologiczny, stając się jednym z najnowocześniejszych sektorów bankowych w UE. To w naszym kraju wielu dostawców nowoczesnych rozwiązań testowało swoje projekty. W rezultacie byliśmy jednym z pierwszych, w których wdrożono płatności zbliżeniowe. Warto podkreślić, że polski sektor bankowy również znacznie urósł. Nadal pozostaje także mocno konkurencyjny. Jeśli spojrzymy na takie kraje jak Belgia czy Holandia, to tam mamy średnio dwa duże banki i kilka pomniejszych. W Polsce, mimo licznych fuzji, połączeń, nadal jest ich relatywnie wiele.
Choć jesteśmy szóstą pod względem wielkości gospodarką w UE, nasz sektor bankowy jest na dalekiej pozycji, poza pierwszą „20”. Od 2020 r. wręcz się kurczy. W chwili wejścia Polski do UE, w 2004 r., aktywa sektora bankowego stanowiły 59,8 proc. PKB, rosły wolno, lecz stabilnie, w 2020 (przed rozpoczęciem pandemii) sięgnęły niemal 100 proc PKB. Jednak według stanu na kwiecień 2024 r. ich udział zmalał do 88,7 proc. To jeden z najniższych poziomów w UE.
Istotnym zdarzeniem, które do tego doprowadziło, było wprowadzenie podatku bankowego. Jako sektor nie uważamy, że powinien on zostać całkiem zlikwidowany. Mamy świadomość, że ten podatek ma charakter fiskalny i funkcjonuje w innych krajach UE. Ale jeśli państwu zależy, aby sektor spełniał kluczową rolę w gospodarce, by banki bardziej się zaangażowały w finansowanie inwestycji, do czego zresztą nawoływał minister finansów Andrzej Domański podczas Europejskiego Kongresu Gospodarczego w Katowicach, to czas pomyśleć o zmianie jego konstrukcji.
Powinna nastąpić zmiana opodatkowania z aktywów na pasywa. Tylko wtedy sektor bankowy będzie zdolny do finansowania gospodarki w takich rozmiarach, jakich oczekuje rząd. W obecnych warunkach nie ma bowiem możliwości ściągania inwestorów. Wręcz przeciwnie – opuszczają oni polski sektor bankowy. Mieliśmy m.in. duże wyjście UniCredit, (a wcześniej KBC i AIB), ale także znaczne ograniczenie aktywności przez Deutsche Bank, Raiffeisen Bank czy grupę GE.
Jeśli patrzymy na realne możliwości rozwoju sektora bankowego w Polsce, widzimy, że może on to robić wyłącznie na podstawie generowanych zysków, przeznaczanych na kapitały bankowe.
Przed nami ogromne projekty, jak chociażby te związane z transformacją energetyczną kraju, w których finansowaniu polski sektor bankowy powinien odegrać kluczową rolę. Tymczasem jest za mały w stosunku do potrzeb, liczonych w miliardach złotych. Nie będziemy więc w stanie sfinansować w całości tego procesu.
Tym, co nas martwi, jest coraz powszechniejsze kwestionowanie bankowych umów długoterminowych. Zaczęło się od kredytów frankowych, przy których doszło do rażącego naruszenia zasady proporcjonalności w orzekaniu. Jeśli bowiem nawet sądy dopatrują się klauzul abuzywnych w klauzulach przeliczeniowych, które funkcjonują na całym świecie, bo wszędzie tam, gdzie mamy do czynienia z dwiema walutami, musi być przelicznik z jednej na drugą, nie powinny orzekać nieważności umowy.
Z agresywnego działania prawnych kancelarii odszkodowawczych, które powinno zostać unormowane, tak jak się stało w innych krajach. Przykładem może być Wielka Brytania. Kancelarie dopuszczają się praktyk naruszających zbiorowe interesy konsumentów przez częste stosowanie w swoich umowach klauzul abuzywnych (zwłaszcza w obszarze wynagrodzenia). Masowo także ostatnio skupują roszczenia nawet za 10–20 proc. ich wartości. Takie praktyki są negatywnie postrzegane przez inwestorów sektora bankowego, którzy w tej sytuacji dopatrują się przyczyn niestabilności rynku. Zamiast Polski wybierają więc inne kraje. Bo w innych państwach Europy, nawet gdy sądy dopatrzą się klauzul abuzywnych, nie decydują się sięgać po rozwiązanie, jakim jest orzekanie nieważności umowy (stosują bowiem proporcjonalność sankcji). Podam przykład Austrii, gdzie kredytów frankowych było więcej niż w Polsce, a nikt nie słyszał o takich wyrokach. Problemem są też próby podważania umów kredytów hipotecznych na podstawie zarzutów dotyczących WIBOR czy kredytów konsumenckich w oparciu o sankcje kredytu darmowego.
Środowisko kancelarii odszkodowawczych przez cały czas szuka nowych pól do zagospodarowania. Poszukiwanie zysku odbywa się także przez próbę masowego skupywania roszczeń dotyczących kredytów konsumenckich. Bo to są z reguły kredyty niskokwotowe. Sądy może w 5–7 proc. uwzględniają roszczenia. Są natomiast zalewane takimi sprawami, co przedłuża orzekanie w innych.
Reforma wskaźnika referencyjnego jest czymś, o czym mówiono jeszcze przed pandemią. Ale nie z powodu potencjalnych zarzutów względem WIBOR, lecz z uwagi na obecne tendencje do przechodzenia ze wskaźników starego typu (IBOR) na wskaźniki nowego typu (Risk Free Rate, oparte na transakcjach depozytowych), oczywiście w zgodzie z regulacjami europejskimi. Chodzi o rozporządzenie BMR, określające zasady, na jakich opracowuje się wskaźniki referencyjne oraz reguły nadzoru nad instytucjami, które te wskaźniki opracowują i udostępniają uczestnikom rynku finansowego. Niestety reforma w Polsce się opóźniła, bo dokonano wyboru wskaźnika, który nie do końca, jak się okazało, jest adekwatny (okazał się zbyt zmienny). Zakończyliśmy proces konsultacji publicznych w ramach narodowej grupy roboczej ds. reformy wskaźników referencyjnych, ma na celu wybór innego alternatywnego wskaźnika. W najbliższych dniach będziemy informować o ustaleniach.
Organizator
Partner relacji: