Na problem coraz szerzej rozwierających się „nożyc” pomiędzy przewidywaniami trzech najbardziej prestiżowych instytucji zwracają uwagę niezależni analitycy. Chodzi o zrzeszającą kraje szeroko pojętego Zachodu Międzynarodową Agencję Energii (MAE), Agencję Informacji o Energii (EIA) przy Departamencie Energii USA oraz Organizację Państw Eksportujących Ropę Naftową (OPEC), czyli kartel na czele z Arabią Saudyjską. „Różnice zdań pomiędzy ośrodkami nie są niczym nowym (…). Nie ma ustalonych faktów na temat przyszłości. Takie różnice mogą nawet być zjawiskiem pozytywnym, sygnalizując branży i regulatorom, gdzie mamy do czynienia z obszarami niepewności. Nowością jest jednak ich skala i coraz częstsze przypadki wzajemnych ataków pomiędzy wiodącymi podmiotami” – wskazuje w niedawnej analizie Mark Finley, wieloletni ekonomista BP, obecnie związany z think tankiem Baker Institute przy teksańskim Uniwersytecie Rice’a. Symbolem ma tu być głośny komentarz saudyjskiego ministra energii, księcia Abdulaziza ibn Salmana, który parę lat temu nazwał jeden z raportów MAE o drodze do neutralności klimatycznej „sequelem do »La La Landu«”.
Nie można zaplanować produkcji
Rzecz w tym, że ten trend utrudnia pracę planistom, politykom i menedżerom, będącym pomiędzy Scyllą nadprodukcji a Charybdą niedoboru paliw. Coraz trudniejszym zadaniem staje się bowiem planowanie produkcji i określanie niezbędnego poziomu inwestycji w sektorze. A są to decyzje, które bezpośrednio wpływać będą na gospodarczą przyszłość świata i – za pośrednictwem cen paliw – na dobrobyt społeczeństw.
Największe różnice widoczne są w długiej perspektywie
MAE spodziewa się, że – nawet w konserwatywnym scenariuszu opartym na utrzymaniu istniejących polityk i trendów – jeszcze przed końcem bieżącej dekady światowe zużycie ropy naftowej osiągnie swój szczyt i wyhamuje, a w kolejnych latach wejdzie na trajektorię stopniowego spadku. W rezultacie Agencja oczekuje, że do 2050 r. światowy głód ropy spadnie poniżej pułapu 100 mln baryłek dziennie. Analogicznej perspektywy nie dostrzegają dwie pozostałe instytucje, które prognozują utrzymanie się naftowego popytu na ścieżce wzrostowej. Zarówno Amerykanie, jak i OPEC szacują, że jeszcze w połowie lat 40. globalna gospodarka potrzebować będzie stu kilkunastu milionów baryłek ropy dziennie. O ile jednak, można argumentować, prognozowanie trendów w odległej perspektywie czasowej siłą rzeczy może ocierać się o spekulację, znaczące różnice oczekiwań są też widoczne w średnim terminie, wyznaczanym przez rok 2030 i początek kolejnej dekady. Choć koniec lat 20. zbliża się wielkimi krokami, z przeglądu ostatnich raportów i analiz dotyczących rynku naftowego wynika, że prognozy potrzeb światowej gospodarki w zakresie ropy naftowej są coraz bardziej rozbieżne. Nawet w tej nieodległej perspektywie różnice w przewidywanym dziennym zużyciu sięgają milionów baryłek ropy. Co więcej, różnice są coraz bardziej widoczne także w segmencie prognoz krótkoterminowych, określających perspektywy dla rynku na najbliższy rok czy dwa, a nawet co do danych historycznych. Pomiędzy szacunkami OPEC a jej konkurentów z Paryża (tu mieści się siedziba MAE) i Waszyngtonu (EIA) różnice sięgają setek tysięcy, a nawet przeszło miliona baryłek ropy dziennie.
Wyjaśnienie zjawiska jest stosunkowo banalne: to coraz większa polaryzacja wokół celów klimatycznych, które zakładają konieczność ograniczenia roli ropy naftowej w światowej gospodarce. Zdaniem Finleya diagnozy prezentowane publicznie coraz częściej odzwierciedlają nie tylko wyniki bezstronnych analiz, ale również dążenia i aspiracje poszczególnych podmiotów. Jak zauważa ekspert, MAE czy EIA to organizacje tworzone przez państwa, które przyjęły w ostatnich latach daleko idące cele w zakresie dekarbonizacji swoich gospodarek. Dla optyki OPEC – głosu państw zależnych od eksportu ropy – jest przekonanie, że mogą stać przed ostatnią szansą na maksymalizację korzyści wynikających ze swojej pozycji na tym rynku. Rozstrzał co do diagnozy aktualnej sytuacji na rynkach naftowych i jej rozwoju w kolejnych latach widoczny jest także w dokumentach strategicznych największych światowych koncernów. Szczególne poruszenie wywołał w zeszłym miesiącu BP, który prognozuje, że wierzchołek światowego zapotrzebowania na ropę nastąpi już w przyszłym roku. O ile brytyjski koncern spodziewa się, że do 2030 r. średnie zużycie utrzyma się na poziomie nieznacznie przekraczającym 101 mln baryłek dziennie, to w połowie kolejnej dekady zakłada się jego ograniczenie do niespełna 98 mln, a w kolejnych latach tempo redukcji ma narastać. Samo utrzymanie obecnych trendów oznaczać będzie, według raportu BP, w najbliższym ćwierćwieczu ograniczenie światowego zużycia ropy o niemal 25 proc.
Saudi Aramco prognozuje wzrosty
Na przeciwnym stanowisku stoi między innymi największy światowy producent ropy Saudi Aramco. Saudyjski koncern przekonuje, że w związku z rosnącym popytem w krajach rozwijających się spodziewać należy się konsekwentnego wzrostu światowego rynku naftowego co najmniej w perspektywie 2045 r. O osiągnięciu szczytu zużycia w bieżącej dekadzie nie może być mowy. – Powinniśmy porzucić fantazję o wygaszeniu ropy i gazu, i zamiast tego zapewnić odpowiedni poziom inwestycji w ich rozwój – mówił wiosną tego roku prezes Aramco Amin Nasser. Zbliżoną optykę prezentuje także amerykański rywal Saudyjczyków ExxonMobil, trzeci co do wielkości światowy producent ropy. Choć w opublikowanym w tym tygodniu raporcie Exxon prognozuje „wypłaszczenie” zapotrzebowania na surowiec po 2030 r., silnie akcentuje on zarazem potrzebę zabezpieczenia nowych nakładów inwestycyjnych na wydobycie ropy, które – według tego koncernu – są niezbędne nawet w scenariuszu szybszego zmierzchu paliw kopalnych. Jak czytamy w dokumencie, zahamowanie inwestycji oznaczałoby szybki, niekontrolowany spadek produkcji (ok. 15 proc. rocznie). Do uniknięcia widma niedoboru surowca nie wystarczy ponadto, jak przekonują analitycy ExxonMobil, inwestowanie w istniejące moce produkcyjne. Taki scenariusz, bez nowych projektów wydobywczych, oznaczać będzie redukcje produkcji rzędu 4 proc. rocznie. Wszystkie opisane prognozy odbiegają jednocześnie od scenariuszy, które byłyby konieczne dla osiągnięcia celów klimatycznych. Według MAE utrzymanie ocieplenia średnich temperatur w granicach wskazanego w paryskim porozumieniu klimatycznym progu 1,5 st. C względem średniej dla okresu przedprzemysłowego wymagałoby obniżenia rocznego wykorzystania ropy naftowej do 24 mln baryłek dziennie w 2050 r. ExxonMobil szacuje, że zapewnienie zgodności z wyższym celem 2 st. ocieplenia jest możliwe przy zużyciu rzędu niecałych 70 mln baryłek ropy dziennie w 2050 r. ©℗