Jak wynika z danych GUS, wprawdzie dwucyfrowo rośnie w Polsce produkcja płaszczy i marynarek (czyli produktów, w przypadku których wymagane są duże doświadczenie i umiejętności), jednak zdecydowaną większość swoich produktów polskie marki wytwarzają w Azji. I coraz częściej próbują je też sprzedać za granicą, konkurując przede wszystkim ceną.
W ciągu pięciu miesięcy na zagranicznych rynkach polskie marki sprzedały 162 mln kg odzieży. To o ponad 21 proc. więcej niż jeszcze rok wcześniej, a jednocześnie to najlepszy wynik od 2021 r., kiedy rynek zanotował ostatni skok, odradzając się po pandemii. To dane zarówno producentów ubrań zarejestrowanych w Polsce, jak i dystrybutorów.
Gdzie eksportujemy odzież?
Wśród najbardziej popularnych eksportowych kierunków są Niemcy, Holandia, Czechy, Rumunia, ale też Francja czy Szwajcaria. W planach firm są jednak także bardziej egzotyczne kierunki, jak kraje Zatoki Perskiej, Japonia czy Filipiny.
– Polskie firmy znalazły odbiorców na towar, po tym jak wycofały się ze Wschodu w wyniku wybuchu wojny. Wyrwa, która w ten sposób powstała, została zasypana, i to z nadwyżką – zauważa Agnieszka Skonieczna, dyrektorka ds. sprzedaży detalicznej i farmacji w PMR.
Rynki wschodnie były jednymi z najszybciej rosnących pod względem przychodów, jakie generowały dla firm odzieżowych. Bogacenie się społeczeństwa i rosnący popyt na zachodnie marki robiły swoje.
– Na rynku ukraińskim uruchomiliśmy platformę e-commerce i mieliśmy plany otwarcia sieci salonów marki 4F. Ze względu na niestabilną sytuację w Ukrainie, obowiązkowy pobór do wojska i ograniczenia w dostawach energii, które drastycznie obniżyły ruch w galeriach handlowych, musieliśmy podjąć trudną decyzję o przesunięciu terminu otwarcia sklepów – przyznaje Kamila Białek, globalny dyrektor ds. eksportu w spółce OTCF.
– Notujemy jednak w tym roku wzrosty, średnio na poziomie ok. 20 proc., zarówno w kanałach dystrybucyjnych, jak i kanałach własnych – dodaje i zaznacza, że w tym roku firma zwiększyła sprzedaż przede wszystkim w krajach, w których jest już obecna. Rozwój sieci nastąpił w Rumunii, Litwie i Łotwie, a online – w Portugalii i Hiszpanii.
– We współpracy z dystrybutorem otwieramy też punkty sprzedaży w Tajlandii, i rozpoczęliśmy sprzedaż w Chinach w kanale e-commerce – informuje Kamila Białek.
LPP zwiększyła sprzedaż zagraniczną
Ambitne plany ma też LPP, właściciel takich marek, jak Reserved, Croop, Housec czy Mohito. Firma w pierwszym kwartale roku zwiększyła sprzedaż za granicą o 19 proc. r./r.
– Najlepsze wyniki sprzedaży osiągnęliśmy w Rumunii i Czechach. W przypadku kanału online sprzedaż za granicą wzrosła o 16 proc. W tym obszarze największe wzrosty odnotowaliśmy w Niemczech, Serbii i Chorwacji – informuje przedstawiciel LPP.
Z raportu spółki wynika, że już ponad 50 proc. sprzedaży Grupy jest generowane ze sprzedaży eksportowej. Według planów w 2026 r. ma to być ok. 67 proc. W tym celu firma zaplanowała 700 otwarć nowych sklepów, a ambitne plany rozwojowe dotyczą przede wszystkim marki Sinsay. Firma planuje skoncentrowanie działań wokół tej marki szczególnie w Europie Południowej i Środkowo-Wschodniej.
Polski rynek może być przesycony
Możliwości ekspansji na polskim rynku są tymczasem ograniczone – nie tylko przez dużą konkurencję i nasycenie rynku, ale też postępujące zmiany demograficzne. Na sukces za granicą złożyły się natomiast udane kolekcje, poprawa nastrojów konsumentów i rozwój sieci sprzedaży, co wpłynęło zresztą też na lepszą rozpoznawalność polskich marek. Siłą napędową jest też ciągle niższa w porównaniu z zagranicznymi konkurentami cena.
Wchodzenie w ten sposób na nowe rynki oraz rozwój na zdobytych już przyczółkach ma jednak swoje konsekwencje. O ile bowiem rośnie dynamicznie eksport pod względem ilości sprzedawanych towarów, to w tym roku po raz pierwszy od co najmniej pięciu lat spadł on pod względem wartości. W tym roku, według GUS, jest o 2 proc. mniejszy niż przed rokiem i wynosi 20,2 mld zł. To m.in. zasługa złotego, który w tym roku wykazuje tendencje do umacniania się. – Ale też tego, że polskie marki muszą mocno konkurować o klientów na zagranicznych rynkach. Muszą więc schodzić z ceny, by się przebić – uważa Agnieszka Skonieczna. ©℗