Mamy kolejne negatywne zaskoczenie po przemyśle i budownictwie. PKB w I kw. br. mógł urosnąć tylko o 1,5 proc.
Sprzedaż detaliczna w marcu była o 6,1 proc. wyższa niż rok wcześniej – podał we wtorek Główny Urząd Statystyczny. Dane rozczarowały analityków. Konsensus rynkowy kazał się spodziewać wyniku na poziomie 7 proc. Byli i tacy eksperci, którzy liczyli na wzrost rzędu 10 proc. Do optymizmu skłaniała głównie dobra sytuacja na rynku pracy: liczba etatów pozostaje stabilna, a płace rosną w tempie 12–13 proc. Przy uwzględnieniu wyhamowania inflacji do 2 proc. w marcu oznacza to najwyższy od końcówki lat 90. realny wzrost dochodów.
Spiżarnie nie spuchły
– Oczekiwania faktycznie były wyższe. Zdawało się, że w miesiącu, gdy była Wielkanoc i było wiadomo, że za chwilę nastąpi podwyżka VAT na żywność, spiżarnie powinny spuchnąć. Można się było spodziewać większych zakupów spożywczych. Tak się jednak nie stało. Takich zachowań nie widać przynajmniej we wtorkowych danych – mówi Piotr Bielski, ekonomista Santander Bank Polska.
W sklepach specjalizujących się w sprzedaży żywności, napojów i wyrobów tytoniowych był w marcu wzrost o 6,6 proc. w skali roku. To prawie trzy razy więcej niż średnio w całym I kw. br.
Niższa niż w poprzednim miesiącu była dynamika sprzedaży samochodów i paliw. W niektórych kategoriach mamy do czynienia z dużymi spadkami. Wydatki w sklepach ze sprzętem RTV i AGD były w marcu realnie o 8,5 proc. niższe niż rok wcześniej. Branża odzieżowa i obuwnicza zanotowała spadek o 15,2 proc.
Sprzedaż detaliczna nie była pierwszym negatywnym zaskoczeniem, jeśli chodzi o wyniki w marcu. W poniedziałek GUS podał, że produkcja sprzedana przemysłu obniżyła się o 6 proc. w porównaniu z tym samym miesiącem ub.r., a produkcja budowlano-montażowa spadła o 13 proc. Niektórych ekonomistów skłoniło to do obniżki szacunków dotyczących produktu krajowego brutto w I kw. br. Chociaż większość prognoz mówi, że mieliśmy wzrost przekraczający 2 proc., to np. ING Bank Śląski spodziewa się teraz, że było to tylko 1,5 proc. Podobnego lub nieznacznie wyższego wyniku spodziewają się analitycy Banku Pekao czy Banku Ochrony Środowiska. W IV kw. ub.r. wzrost PKB wynosił 1 proc.
– Dane miesięczne podlegają sporym wahaniom, i to w różne strony. Przemysł teraz wypadł słabo, ale w poprzednich miesiącach zaskakiwał mimo wszystko na plus – zauważa Piotr Bielski. Podkreśla też, że chociaż sprzedaż detaliczna jest wskazówką co do siły popytu konsumpcyjnego, to nie odzwierciedla go w całości. – To tylko dane z większych sklepów. Są też usługi, a one – nie tylko w Polsce – w ostatnim czasie są coraz bardziej istotne. Wydajemy pieniądze na abonamenty, podróże. Ludzie chętniej kupują doświadczenia, a nie po prostu towary – tłumaczy ekspert.
Przybywa oszczędności
– Są powody, żeby wierzyć, że konsumpcja zaczęła się odbudowywać. Dobre są wpływy z VAT. W bankach poprawia się produkcja nowych kredytów konsumpcyjnych – argumentuje Bielski. Jego zdaniem duży wzrost realnych dochodów powinien wystarczyć i na przyśpieszenie konsumpcji, i na wzrost oszczędności.
Jak wynika z danych opublikowanych we wtorek przez Narodowy Bank Polski, wartość depozytów bankowych gospodarstw domowych zwiększyła się w marcu o 7,4 mld zł, sięgnąwszy 1,26 bln zł. Przez cały czas utrzymuje się wzrost przekraczający 10 proc. A depozyty bankowe to niejedyne miejsce, do którego trafiają pieniądze Polaków. Resort finansów sprzedał w marcu obligacje detaliczne o wartości przekraczającej 5 mld zł. Do funduszy inwestycyjnych trafiło w ubiegłym miesiącu netto 4 mld zł (w całym I kw. br. było to prawie 13 mld zł).
Równocześnie ma miejsce spadek portfela kredytów. To jednak skutek umocnienia złotego. Dane transakcyjne wskazują, że ostatnie miesiące przynoszą stopniowe ożywienie i kilkuprocentowy wzrost należności.
Kredytowe przyśpieszenie notują nie tylko banki. Według Biura Informacji Kredytowej w marcu firmy pożyczkowe udzieliły prawie 1,2 mln pożyczek o wartości 1,7 mld zł. Liczba pożyczek zwiększyła się o 250 proc., a ich wartość o 110 proc.
Dane na temat sprzedaży detalicznej są odbiciem nie tylko popytu, lecz także trendów cenowych. Sprzedaż liczona w cenach bieżących była o 6 proc. wyższa niż rok wcześniej. Skoro wynik w cenach stałych był lepszy, to znaczy, że w handlu mieliśmy… deflację, czyli spadek poziomu cen. Jej źródłem były przede wszystkim stacje benzynowe i salony motoryzacyjne. Grupą placówek z najwyższym wzrostem cen były apteki i drogerie, ale skala zwyżek to ok. 3 proc. ©℗