Zmiany na rynku tytoniowym powinny być kompleksowe. Nic jednak nie wskazuje, by takie prace miały być prowadzone. Będzie to miało swoje konsekwencje - uważa Krzysztof Łanda, doradca ministra zdrowia Ukrainy, założyciel Fundacji Watch Health Care, były wiceminister zdrowia odpowiedzialny za politykę lekową.
Patrycja Otto: Czy rynek tytoniowy w Polsce wymaga ponownego uregulowania?
Krzysztof Łanda: Rynek produktów nikotynowych, bo z tytoniem wiele z nich nie ma nic wspólnego, zmienia się, należy więc zmieniać jego regulacje. Ale musi to być zmiana kompleksowa, przemyślana i oparta na rzetelnych obliczeniach, uwzględniających efekty zdrowotne u jednostki i w populacji, efekty fiskalne i gospodarcze.
Podoba mi się podejście Ministerstwa Finansów, które trzyma rękę na pulsie, wprowadza dobre rozwiązania przynoszące więcej wpływów z akcyzy niż oczekiwano. Dziwi mnie natomiast podejście Ministerstwa Zdrowia, które próbuje dokonywać punktowych zmian.
Dlaczego, co wymaga przede wszystkim zmian i w jakim zakresie?
Znalezienie optimum regulacji jest w tym przypadku dość trudne. Z całą pewnością konieczna jest analiza wielokryterialna w ramach oceny skutków regulacji, ale regulacji kompleksowej a nie punktowej. Póki co takiej analizy nie widziałem, więc obawiam się, że planowane zmiany to efekt jakichś nacisków obejmujących wydumane, a nie oparte na dowodach naukowych, argumenty.
Rząd zabrał się za jednorazowe e-papierosy, saszetki nikotynowe. Czy uregulowanie wyrobów nikotynowych pod kątem emisji substancji toksycznych ma sens? Jak Pan ocenia proponowane regulacje w tych obszarach?
Oby prace nad tymi regulacjami były oparte na dowodach naukowych – Traktat o funkcjonowaniu UE wprost wymaga takiego podejścia. Jeśli chodzi o produkty nikotynowe, brałem udział w pracach nad przeglądem systematycznym dowodów naukowych, który potwierdza występowanie kontinuum ryzyka w oparciu o trzy tory oceny: zawartości substancji chemicznych, biomarkerów i efektów klinicznych. Na tej podstawie apeluję o regulacje odpowiadające długotrwałej redukcji szkód. Albo rząd chce, by Polska stała się krajem bez dymu, tak jak to osiągnęła Szwecja, albo nie. Albo palacze mają przechodzić na produkty, które nie zawierają szkodliwych substancji dymu tytoniowego, jak np. saszetki nikotynowe, albo rząd chce, żeby Polacy palili zwykłe papierosy. Natomiast szybka eliminacja konsumpcji produktów nikotynowych to utopia.
Zdaniem ekspertów, jeśli regulować rynek, to kompleksowo. Jak Pan ocenia to, co dziś dzieje się w obszarze legislacji. Kilka tygodni temu była senacka komisja zdrowia, w przyszłym tygodniu jest spotkanie Parlamentarnego Zespołu ds. Przeciwdziałania Uzależnieniom. Prace wyraźnie nabierają tempa.
Słusznie podnosi się postulat, że w przypadku e-papierosów powinniśmy chronić młodzież. Można lepiej przestrzegać wymagań dyrektywy EU, obniżać atrakcyjność wizualną produktów, ograniczać sprzedaż tylko do systemów zamkniętych, ale nie można wylać dziecka z kąpielą. Zakaz spowodowałby w Polsce to samo, co działo się w USA w czasie prohibicji i co dzieje się obecnie na rynku produktów nikotynowych w Australii: rozwój przestępczości zorganizowanej, wzrost konsumpcji, sprzedaż podróbek o niekontrolowanej zawartości, przerzucanie się na dopalacze czy inne świństwa, zmniejszenie wpływów fiskalnych. Nadregulacja doprowadzi do rozkwitu nielegalnego handlu i wszystkich z tym związanych konsekwencji.
Przez ostatnie lata jednak nic nie robiono w zakresie wyrobów tytoniowych. Dobrym przykładem jest nasze zapóźnienie we wdrożeniu dyrektywy 2022/2100 z 29 czerwca 2022 r. w odniesieniu do wycofania niektórych zwolnień dotyczących podgrzewanych wyrobów tytoniowych. Dlaczego, Pana zdaniem, zabrano się za to w tym roku i to z takim rozmachem?
Temat jest nośny, a skoro nie przeprowadza się poważnych reform w systemie opieki zdrowotnej, to można błyszczeć zakazami lub ich znoszeniem. Punktowe zmiany są stosunkowo proste, natomiast zmiany kompleksowe żmudne i trudne.
Jeśli zmiany będą wyrywkowe, kto na tym zyska, a kto straci?
Punktowe zmiany mogą służyć konkretnemu lobby, producentom czy dystrybutorom. Myślę, że właściwą drogą jest opracowanie kierunków długofalowej polityki ograniczania szkodliwości tytoniu i kompleksowych regulacji w oparciu o rzetelne analizy, a nie „przeciąganie liny”.
Wspomniany przegląd systematyczny stanowi dowód, że skłanianie palaczy tradycyjnych papierosów do przechodzenia na mniej szkodliwe produkty dostarczające nikotynę ma sens i pozwala zerwać z nałogiem. Dyrektywa określa ramy. Poszczególne kraje członkowskie mogą zatem zdecydować, jak daleko pójść z regulacjami w zakresie dostępności do poszczególnych rodzajów wyrobów nikotynowych. Najgorzej jednak wylać dziecko z kąpielą.