Wojna może trwać jeszcze latami, ale rządowy fundusz na przygotowanie inwestycji powinien powstać teraz.

– Polskie państwo wychodzi z założenia, że nie musi dużo robić, bo nam, jako krajowi, który mocno pomagał Ukrainie, należą się zlecenia. Tak nie będzie. Polska przy zlecaniu kontraktów będzie traktowana tak jak każdy inny kraj – powiedział Adrian Furgalski, prezes Zespołu Doradców Gospodarczych TOR, podczas konwencji Budownictwo Polska-Ukraina. Stwierdził, że w sytuacji, gdy Polska kończy realizować swój szkielet drogowy, wiele firm po zakończeniu bieżących inwestycji będzie szukać nowych kontraktów w krajach ościennych.

Nasze przedsiębiorstwa są już teraz obecne w Ukrainie. Na dużą skalę eksportujemy tam m.in. materiały budowlane, co zostało mocno utrudnione przez długotrwałe blokady granicy – najpierw przez przewoźników, a potem rolników. Doprowadziły nie tylko do spowolnienia transportu dostaw do ogarniętego wojną kraju, lecz także mocno zmieniły postrzeganie Polski. – W ostatnich tygodniach codziennie próbujemy odbudować wizerunek – stwierdził Szymon Waszczyn ze Stowarzyszenia Przedsiębiorców Polskich na Ukrainie.

Furgalski przyznał, że w przyszłości widzi szanse przede wszystkim na dalsze zamówienia dla dostawców materiałów. Mamy szansę stać się też głównym dostawcą taboru dla Ukrainy. Chodzi zarówno o pociągi, jak i tramwaje i autobusy, bo oprócz strat wojennych nasz wschodni sąsiad ma bardzo wysłużony tabor.

Jan Styliński, prezes Polskiego Związku Pracodawców Budownictwa, mówił o tym, że w czasie działań wojennych Ukraińcy dokonują najważniejszych napraw zniszczeń własnymi siłami. Znana jest mu tylko jedna firma wykonawcza, która ma obecnie zlecenie na roboty na terytorium naszego sąsiada. To Unibep, który przebudowuje ukraińską część przejścia granicznego Medyka-Szeginie. Prezes przewiduje jednak, że po zakończeniu wojny polskie duże firmy budowlane będą miały szanse na pozyskanie wielu kontraktów.

– Rosjanie sygnalizują jednak kontynuowanie wojny w Ukrainie jeszcze przez długie lata. Tak długo, jak działania wojenne będą prowadzone, nie będzie można ruszyć na dużą skalę z inwestycjami przy odbudowie kraju – mówił z kolei Marek Budzisz z think tanku Strategy&Future.

– To, co szybko możemy w Ukrainie pozyskać, to obszar usług projektowych i zarządzania projektami. Jest on mniejszy wartościowo od sektora wykonawczego, ale także niezwykle istotny – mówi Jan Styliński. Jego organizacja ma w związku z tym konkretne oczekiwania od rządu. – Polska jest zbyt słaba, żeby przekazać znaczące środki na odbudowę Ukrainy. Może być za to ważnym graczem w obszarze finansowania prac urbanistycznych, architektonicznych, badawczych, projektowych. Chodzi o zaprojektowanie tego, co jest zburzone, czy o zidentyfikowanie tego, co uległo częściowemu zniszczeniu. To jest duża wiedza, którą nasi inżynierowie dysponują. Dlatego rząd powinien stworzyć fundusz, który wspierałby finansowanie przygotowania i realizacji projektów inwestycyjnych w Ukrainie – mówi Jan Styliński. Jego zdaniem, jeśli polscy projektanci czy architekci zdobędą istotną część rynku prac przygotowawczych, to później znacznie łatwiej będzie zdobywać kontrakty polskim firmom wykonawczym.

O stworzenie polskiego funduszu na rzecz Ukrainy apelował także Dariusz Szymczycha, wiceprezes Polsko-Ukraińskiej Izby Gospodarczej. Według niego mógłby on wynieść 300–400 mln euro. – Polskie władze powinny postawić warunek, że połowa z tego musi trafić do polskich firm – stwierdził Szymczycha.

Andrzej Dycha, prezes Polskiej Agencji Inwestycji i Handlu, zapowiedział stworzenie oddziału terenowego tej instytucji w Lwowie. Będzie on m.in. pomagał polskim firmom rozpoczynać działalność na terenie Ukrainy.

Branża zwraca uwagę, że rząd powinien wreszcie obsadzić stanowisko pełnomocnika ds. odbudowy Ukrainy. Już zimą zapowiadano, że obejmie je poseł Paweł Kowal, ale ostatecznie do tego nie doszło. ©℗