Zakaz ubiegania się o zamówienia publiczne przez niektóre państwa pozaunijne wywołałby rewolucję na polskim rynku.

Opinia rzecznika generalnego Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej Anthony’ego Collinsa, którą ujawniliśmy w DGP, wywołała niemałe poruszenie w branży budowlanej. Przy okazji sporu o budowę odcinka kolejowego w Chorwacji, w którym startowała jedna z tureckich firm, Collins uznał, że przepisy unijne nie zezwalają na udział wykonawców spoza UE w przetargach. Oparł się na założeniu, że regulacja rynku zamówień publicznych należy do wyłącznej kompetencji Unii. Jedyny wyjątek dotyczy sygnatariuszy Porozumienia WTO ws. zamówień rządowych (GPA). Na jego mocy wykonawcy z państw takich jak Korea Południowa czy Stany Zjednoczone są traktowani na równi z unijnymi. Sygnatariuszami GPA nie są jednak Chiny, Kazachstan czy Turcja.

Drogi za 11,5 mld zł

Gdyby orzeczenie TSUE było zgodne z tą opinią, oznaczałoby rewolucję na polskim rynku budowlanym. Firmy z trzech wymienionych wyżej krajów spoza Wspólnoty w ostatnim czasie zdobywają u nas sporo kontraktów, głównie na budowę tras ekspresowych i autostrad. Obecnie przedsiębiorstwa z tych krajów – jako samodzielni wykonawcy lub w konsorcjach z polskimi firmami – mają zlecenia na budowę ważnych dróg o wartości 11,5 mld zł. To prawie 21 proc. kosztów wszystkich kontraktów realizowanych na zlecenie Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad. Niezwykle aktywna w ostatnim czasie jest m.in. chińska firma Stecol, która buduje pięć odcinków tras szybkiego ruchu, np. autostradę A2 pod Siedlcami czy trasę S6 koło Słupska. Chińska spółka ma zlecenia drogowe warte prawie 3,6 mld zł. Do tego wspólnie z Sinohydro, inną firmą z Państwa Środka, i polskim Intercorem za 4,1 mld zł przebudowuje tory z Warszawy do Białegostoku.

Rzecznik generalny TSUE uznał, że regulacja rynku należy do kompetencji Unii

Cztery kontrakty drogowe, m.in. S7 koło Płońska i S19 koło Krosna, wspólnie ze spółką matką z Hiszpanii realizuje polski oddział Aldesa Construcciones. 75 proc. akcji jej właściciela, Grupo Aldesa, jest w posiadaniu China Railway Construction Corporation z siedzibą w Pekinie. Aktywna w drogowych przetargach jest turecka firma Kolin İnşaat, która zdobyła dotąd dwa zlecenia drogowe na wschodzie Polski o łącznej wartości 1,5 mld zł. Kilka przetargów drogowych wygrały firmy z Kazachstanu, które startują zwykle w konsorcjach ze spółkami polskimi lub tureckimi. Trasę S6 koło Słupska z firmą NDI z Sopotu buduje przedsiębiorstwo Todini Central Asia. Z kolei kazachski Sine Midas Stroj w czterech kontraktach współpracuje z firmą Fabe Polska z tureckim kapitałem.

Część podmiotów jest u nas obecna od dłuższego czasu. To choćby turecki Gülermak, który w 2010 r. zaczął drążyć drugą linię metra w Warszawie. Ostatnio buduje także drogi, m.in. tunel w Świnoujściu czy północną obwodnicę Krakowa. – Prowadzimy biznes w kilku krajach UE, realizujemy strategiczne projekty wymagające unikalnych kompetencji, do tego zatrudniamy setki wykwalifikowanych pracowników z Polski – od zarządu poprzez dyrektorów i menedżerów po inżynierów. Trudno wyobrazić sobie sytuację, w której po 15 latach budowania doświadczenia w Polsce i UE jesteśmy wypraszani z rynku – mówi Bartosz Sawicki, rzecznik Gülermaka w Polsce. Przyznaje jednak, że rynek europejski wymaga pewnych regulacji. – W ostatnich latach obserwujemy coraz więcej wykonawców, których potencjał jest trudny lub wręcz niemożliwy do weryfikacji. Nie mają ani struktur, ani doświadczenia w pracy w UE – mówi Sawicki.

Warto doregulować

Na pewno uniemożliwienie startu firm z Chin, Kazachstanu czy Turcji spowodowałoby zwiększenie kosztów realizacji przedsięwzięć. W rezultacie Polskę byłoby stać na mniejszą liczbę inwestycji. Na konieczność wprowadzenia ograniczeń w dostępie do rynku zgodziłby się jednak Polski Związek Pracodawców Budownictwa.

– Jeśli państwo polskie nie jest w stanie samemu uszczelnić swojego rynku zamówień publicznych, to może najwyższy czas, by zrobiły to za nas instytucje unijne. Polska jest dziś bodaj najbardziej otwarta na nowe podmioty spoza UE w całej Europie. Nasza nadmierna otwartość budzi głębokie zdziwienie naszych sąsiadów: Czechów, Łotyszy, Słowaków, nie wspominając już o Niemcach czy Szwedach, którzy chronią swoje rynki z dużo większą determinacją niż Polacy – mówi Damian Kaźmierczak z zarządu PZPB. Przedstawiciele GDDKiA i PKP PLK zaznaczają, że od strony prawnej na razie nic się zmienia w kwestii dostępności do zamówień publicznych. Mówią, że trzeba czekać na wyrok TSUE w tej sprawie. ©℗