Eksperci: Rząd nie może zachęcać do oszczędzania, zabierając ludziom 19 proc. odsetek z lokat.
/>
/>
Za dwa–trzy miesiące mamy poznać zręby rządowego programu budowy oszczędności krajowych. Taką deklarację przed kilkoma dniami złożył wicepremier Mateusz Morawiecki. Program ma się składać z kilku części, jedna z nich poświęcona będzie długoterminowemu oszczędzaniu na emeryturę. Jak mówił wicepremier, w rządzie będą prowadzone rozmowy o systemie zachęt do odkładania pieniędzy na bankowych lokatach czy w funduszach inwestycyjnych.
Po co te rozmowy? Sprawa wydaje się oczywista: ich tematem byłoby zapewne opodatkowanie bankowych lokat i dochodów z uczestnictwa w funduszach. A właściwie rezygnacja z tego opodatkowania lub ulgi przy wybranych formach oszczędzania. I tu jest problem: w 2014 r. (ostatnie dostępne dane) podatek od przychodów z odsetek od lokat bankowych i od dochodu z funduszy dał budżetowi około 2,3 mld zł. Znacznie mniej niż rok i dwa lata wcześniej (3,3 mld zł i 3 mld zł), ale na rezygnację nawet z takiej kwoty budżetu w tej chwili nie stać. Dopiero co rząd przesłał Komisji Europejskiej aktualizację programu konwergencji, w której przekonuje o swojej determinacji w utrzymaniu dyscypliny finansów publicznych. Ma się to odbywać poprzez odbudowę wpływów podatkowych, a najważniejszym budulcem ma być lepsza ściągalność podatków. Kilkumiliardowa wyrwa w dochodach nie pasuje do tego planu.
Rząd może więc stanąć przed dylematem: czy ważniejsze są zobowiązania w polityce fiskalnej, czy zapowiadane przyspieszenie gospodarcze, finansowane z oszczędności krajowych. Paweł Majtkowski, analityk rynku finansowego, uważa, że nie ma trzeciej drogi i nie da się skłonić Polaków do oszczędzania bez podatkowych preferencji.
– Trudno będzie zachęcać do odkładania na lokatach, utrzymując podatek Belki, który bardzo silnie zniechęca do oszczędzania. W tym przypadku powinno się stosować metodę marchewki, co oznacza jakąś formę ulg podatkowych – uważa Majtkowski. Jego zdaniem potrzebne jest jakieś narzędzie, które wyrobi w Polakach nawyk systematycznego oszczędzania choćby niewielkich kwot. Ale takie narzędzie będzie kosztowne, bo oznacza spadek dochodów budżetu. – Problem polega też na tym, że efekty stosowania tego narzędzia nie będą widoczne od razu, tylko dopiero po kilku, kilkunastu latach. Natomiast skutki zmniejszenia wpływów do budżetu widoczne są od razu. A perspektywa większości polityków jest raczej krótkoterminowa – kończy.
Jarosław Sadowski, analityk firmy Expander, dodaje, że korzyść podatkowa musiałaby być naprawdę duża – i kosztowna – by mieć szanse. Bez gwarancji na sukces, o czym świadczą słabe wyniki III filara emerytalnego, gdzie oszczędności są zwolnione z podatku. – Około 5 proc. pracujących korzysta z tych produktów. To śmiesznie mała skala. Potrzeba dużo więcej. Widać, że sama ulga podatkowa może nie wystarczyć – mówi Sadowski.
System wsparcia musi być wielopoziomowy, np. taki, jaki stosowany będzie w przypadku kas oszczędnościowo-budowlanych. To może być łącznik między programem wspierania budownictwa mieszkaniowego a planem wspierania oszczędzania. Odkładając pieniądze w kasie, oszczędzający będzie mógł liczyć na dopłatę (do 900 zł rocznie), a w przyszłości na preferencyjnie oprocentowany kredyt.
Ze zniesieniem lub ograniczeniem podatku od lokat jest jeszcze jeden problem: pokrzywdzeni mogliby się poczuć ci, którzy płacą podatek od zysków kapitałowych uzyskiwanych na giełdzie. W 2014 r. takich osób było ponad 323 tys. Zapłacili ponad 900 mln zł podatku.
ROZMOWA
Wskazane byłyby preferencje dla długoterminowego oszczędzania
Wicepremier Mateusz Morawiecki zapowiada program wspierania oszczędzania. Czy to dobry moment na ponowne rozpoczęcie dyskusji na temat podatku Belki?
Niewątpliwie tak. Z wcześniejszych wypowiedzi wicepremiera Morawieckiego wynikało, że będą wprowadzone rozwiązania uzależniające wysokość tego podatku od czasu oszczędzania. Z opcją, że przy określonym czasie trwania lokaty stawka spadałaby do zera. To byłby ważny instrument zachęcający do oszczędzania, zwłaszcza w dobie niskich stóp procentowych.
To aż tak bardzo przełożyłoby się na wzrost dochodów z lokat?
Ten podatek zabiera dziś znaczącą część zysków i jest mocnym czynnikiem demotywującym do oszczędzania, szczególnie długoterminowego. Promowanie obniżaniem podatku tych, którzy oszczędzają nie 3 czy 6 miesięcy, ale rok, dwa, trzy i dłużej, byłoby dobrym kierunkiem zmian.
Gdzie ustawić granicę czasu trwania lokaty, powyżej której podatek mógłby być obniżany?
Zapewne progi będą ukierunkowane na promowanie wieloletniego oszczędzania. Jako Związek Banków Polskich będziemy wspierać taką inicjatywę. Trudno mówić o szczegółach, nie wiemy, co w tym pakiecie się znajdzie poza rozwiązaniami ograniczającymi fiskalizm. Dla ZBP to zawsze było ważne, wiemy, że w polskim systemie bankowym mamy rozjazd między długoterminowych kredytowaniem a finansowaniem tego kredytowania. Mówiąc inaczej, w bankach nie ma zbyt wiele długoterminowych depozytów, którymi powinno się finansować długoterminowe aktywa.
W aktywach gospodarstw domowych jest duży udział gotówki i depozytów krótkoterminowych.
Na to składa się wiele czynników, choćby taki, że dochody polskich rodzin w relacji do dochodów obywateli krajów zachodu Europy są dużo niższe. Przy niewielkich dochodach motywacja do oszczędzania też jest mniejsza. Niemniej oszczędzając choćby małe kwoty, możemy budować kapitał na finansowanie inwestycji.
Same preferencje podatkowe wystarczą? W Polsce nie ma nawyku oszczędzania. Może to kwestie kulturowe?
Z pewnością również, a nie da się tego zmienić od razu. Ale pokazywanie pozytywnych wzorców z innych państw, gdzie jest długa tradycja oszczędzania, pokazywanie korzyści, jakie z tego płyną, może przynieść efekty. Nie mamy wyjścia, musimy budować krajowe oszczędności, żeby się rozwijać. Inaczej Polska nadal będzie importerem kapitału.