Najpoważniejszym zagrożeniem dla utrzymania trendu wzrostowego na krajowej walucie są wybory prezydenckie w USA.

Tydzień zaczął się od spadku wartości złotego. W poniedziałek kurs euro przekroczył poziom 4,31 zł, choć jeszcze kilka dni wcześniej notowania wspólnej waluty znajdowały się poniżej 4,28 zł. To wartości po raz ostatni notowane na początku 2020 r., przed uderzeniem pandemii, które zapoczątkowało okres wyjątkowej niepewności w globalnej gospodarce.

– Z punktu widzenia utrzymania trendu wzrostowego na złotym ważne jest, że kurs spadł poniżej 4,29 zł. W ostatnim czasie przy tej wartości inwestorzy decydowali się na realizację zysków. Przełamanie tego poziomu to sygnał, że jest jeszcze miejsce na dalsze umocnienie krajowej waluty – mówi Rafał Benecki, główny ekonomista ING BSK. Zachowanie kursu w ostatnich dniach to zdaniem Beneckiego jedynie odreagowanie po większym ruchu, zgodnym z trendem wzrostowym. Jednym z czynników napędzających notowania są poprawiające się perspektywy gospodarki po słabym wyniku z 2023 r. Według wstępnych wyliczeń Głównego Urzędu Statystycznego wzrost PKB w zeszłym roku wyniósł 0,2 proc. i po raz pierwszy w tym wieku był niższy od tempa, w jakim rozwijała się UE (0,6 proc.). Potwierdzeniem tezy, że stopniowo się rozpędzamy, powinny być dane, których publikacja jest zaplanowana na ten tydzień. W środę GUS opublikuje dane o produkcji przemysłowej w lutym. Prognozy sugerują, że tempo wzrostu w ujęciu realnym przekroczy 2 proc., co byłoby najlepszym wynikiem od listopada 2022 r. Przyspieszenie jest także spodziewane w sprzedaży detalicznej, która w lutym mogła być wyższa niż przed rokiem o ok. 5 proc.

– Mamy najlepsze perspektywy wzrostu w regionie. To sugeruje, że stopy procentowe dłużej niż w innych państwach pozostaną niezmienione – ocenia Benecki. Różnica w stopach i oczekiwaniach na zmianę ich poziomu jest jedną z teorii próbujących wyjaśnić zmiany notowań walut. Inwestorom łatwiej powinny przychodzić decyzje o zainwestowaniu kapitału w państwach, gdzie oczekują wyższych stóp. Z ostatnich wypowiedzi Adama Glapińskiego, prezesa Narodowego Banku Polskiego i szefa Rady Polityki Pieniężnej, wynika, że w Polsce stopy powinny pozostać na niezmienionym poziomie nawet do końca 2024 r. Tymczasem czołowe banki centralne zapowiadają obniżki. Według ekonomistów ING w naszym regionie najpóźniej do tego trendu przyłączy się rumuński bank centralny, gdzie obniżanie kosztów pieniądza może rozpocząć się w II kw. Złoty regularnie umacnia się wobec innych walut Europy Środkowej. W zeszłym tygodniu najwyższe w historii były notowania krajowej waluty względem forinta i leja. Od roku złoty znajduje się w trendzie wzrostowym także w odniesieniu do korony czeskiej.

Poprawiające się perspektywy wzrostu PKB wynikają m.in. z oczekiwanego napływu pieniędzy z Krajowego Planu Odbudowy. Pozyskanie 60 mld euro stało się możliwe po zmianie władzy. Pieniądze będą bezpośrednio wpływać na notowania waluty, bo część euro zostanie wymieniona na złote na rynku. – To pewien czynnik ryzyka dla trendu wzrostowego. Inwestorzy założyli, że unijne transfery przejdą przez rynek, bo tak było w ostatnich latach, kiedy broniliśmy się przed nadmiernym osłabieniem waluty. Ale gdyby cofnąć się nieco dalej w przeszłość, standardem było wymienianie dużo mniejszej ilości euro na rynku. Dlatego możliwe jest pewne rozczarowanie – mówi Grzegorz Ogonek, ekonomista Santander BP. Jego zdaniem główną część ruchu w ramach trendu wzrostowego złoty już wykonał. Krajowa waluta może się dalej umacniać, ale wolniej. Według prognozy Santandera kurs euro spadnie w połowie roku w okolice 4,20 zł.

Benecki zwraca uwagę, że na rynek trafiało dotychczas ok. 60 proc. euro płynących z Brukseli. Więc nawet gdyby teraz ten odsetek był niższy, to i tak wystarczy do umocnienia złotego, bo przez opóźnienia w pozyskaniu środków kapitał z KPO trafi do Polski w trzy lata, a nie w sześć, jak do większości innych państw Unii Europejskiej. Powodem ograniczenia wymiany pieniędzy unijnych na rynku może być pogarszająca się sytuacja eksporterów. Mocny złoty sprawia, że tańsze są importowane produkty i wakacyjne wyjazdy, a RPP łatwiej ograniczyć inflację, chociaż ogranicza to konkurencyjność eksportu. Zwłaszcza jeśli umocnienie złotego postępuje zbyt szybko. – Koniunktura w europejskim przemyśle jest słaba, a polskie firmy trwale utraciły pewną przewagę kosztową, wynikającą z niskich cen energii z węgla. To są argumenty, żeby nie dokładać im problemów w postaci dalszego umocniania złotego – mówi Ogonek. Z publikacji NBP wynika, że odsetek eksporterów notujących straty wzrósł w ostatnich miesiącach powyżej 10 proc. Jednocześnie firmy dostosowują się do coraz bardziej wymagającego kursu i próg bólu, czyli notowania euro, przy których zagraniczna sprzedaż staje się nieopłacalna, przesuwa się w dół, w ślad za bieżącym kursem rynkowym.

Według ekonomistów najważniejszym tegorocznym wydarzeniem – także z punktu widzenia krajowej waluty – mogą się okazać wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych. – Amerykańskie wybory to zawsze czynnik ryzyka i niepewności, który może wpłynąć negatywnie na kursy walut tych państw zaliczanych do rynków wschodzących – ocenia Ogonek. A Benecki zwraca uwagę, że prognozy wyborcze dopiero się kształtują i trudno dziś przewidywać, jaki może być wynik listopadowej elekcji. Niemniej zwycięstwo Donalda Trumpa byłoby zagrożeniem dla trendu wzrostowego na złotym. – Agenda ekonomiczna Trumpa przyzwala na wyższą inflację, co sugeruje również wyższe stopy procentowe w USA. To będzie przyciągać kapitał i może oznaczać jego odpływ z rynków wschodzących. Gdyby nie ryzyko związane z możliwym zwycięstwem kandydata republikanów, złoty mógłby być jeszcze mocniejszy – ocenia ekonomista ING. ©℗

ikona lupy />
Jak zmienił się kurs złotego w poszczególnych walutach / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe