Trwają dyskusje o tym, jak powinna wyglądać składka zdrowotna dla przedsiębiorców.

Rozstrzygnięcie ma zapaść na podstawie uzgodnień między resortami finansów a zdrowia i, jak słyszymy, prace przez cały czas trwają. Równolegle pojawiają się pomysły przedstawicieli Federacji Przedsiębiorców Polskich oraz Związku Przedsiębiorców i Pracodawców. Koncepcja, która zostanie ostatecznie wypracowana, będzie efektem ograniczeń politycznych, finansowych, ale także oczekiwań samych zainteresowanych. Z jednej strony dotyczą one odwrotu od zmian w Polskim Ładzie i radykalnego zmniejszenia obciążeń składką zdrowotną, z drugiej ochrony zdrowia. – Nie ma mowy o jakichś radykalnych zmianach, bo wydatki na zdrowie mają rosnąć, chyba że wszelkie ubytki zrekompensuje budżet – słyszymy od osoby z rządu.

Z różnych kombinacji wyłaniają się trzy scenariusze: odwrót od Polskiego Ładu, jego korekta i reforma składek.

Reforma

Jeśli chodzi o zmiany systemowe, to najpełniejsza jest propozycja Federacji Przedsiębiorców Polskich naliczania składek od 55 proc. dochodu dla przedsiębiorców rozliczających się skalą i liniowo oraz 35 proc. dla tych rozliczających się ryczałtem. Jednocześnie zostałby wprowadzony maksymalny i minimalny poziom składki. – Nasza propozycja zmierza do zmniejszenia obciążeń dla przedsiębiorców, którzy osiągają niższy dochód, natomiast w przypadku przedsiębiorców o wyższych dochodach może nastąpić niewielkie zwiększenie ich zobowiązań, ale przy przesunięciu części z nich na rzecz tzw. ekwiwalentnych, czyli takich, które mogą przełożyć się na wyższe świadczenia w przyszłości, np. emeryturę – mówi Łukasz Kozłowski, autor zmian.

Jak wyglądają one w praktyce, pokazują jego wyliczenia dla JDG płacących pełny ZUS. Na przykład przedsiębiorca z dochodem 5 tys. zł miesięcznie zapłaciłby 582 zł mniej niż dziś. Korzyść występowałaby jeszcze przy 10 tys. zł miesięcznego dochodu, choć byłaby raczej symboliczna – 19 zł. Z kolei przedsiębiorca z dochodem 14 tys. zł zapłaciłby o 270 zł więcej niż dziś, a z dochodem 25 tys. zł – 4 proc. więcej niż obecnie, czyli 744 zł. Choć w tych ostatnich przypadkach wzrost obciążeń byłby rekompensowany tym, że wzrosłyby składki na ZUS, a zmniejszyła się zdrowotna. Na przykład dla przedsiębiorcy z dochodem 25 tys. zł składka emerytalna wzrosłaby z 916,35 zł do 1 679,89 zł, co oznacza w przyszłości wyższą emeryturę. Budżetowy koszt zmian to ok.1,5 mld zł.

Odwrót od ładu

W tym wariancie są możliwe dwa rozwiązania. Jedno to postulowane w wyborach przywrócenie poprzednich zasad płacenia składki, która była liczona jako 9 proc. od 75 proc. przeciętego wynagrodzenia. Na przykład w 2021 r. składka wynosiła 381 zł, z czego większość można było odliczyć od PIT. W tym roku tak wyliczana składka wyniosłaby 524 zł. Powrót do tego systemu jest nierealny, bo kosztowałoby to finanse publiczne ponad 10 mld zł – o tyle byłyby mniejsze wpływy do NFZ.

Nieco podobny charakter ma propozycja Związku Przedsiębiorców i Pracodawców, który proponuje, by firmy korzystające dziś z małego ZUS płaciły liniową składkę 2,75 proc. od przychodu, a wszyscy pozostali ryczałtową składkę w wysokości 11 proc. płacy minimalnej, czyli dziś to 466 zł. – Nam zależy najbardziej na mikrofirmach w małych miastach i miasteczkach, którym grożą masowe upadłości. Niedługo w małych miejscowościach zostaną tylko urząd pracy, stacja benzynowa i market – mówi szef ZPP Cezary Kaźmierczak. Tyle że budżetowy koszt tego rozwiązania będzie porównywalny z kosztem przywrócenia poprzedniego systemu, bo przedsiębiorcy o najwyższych dochodach bardzo skorzystają na ryczałtowej składce.

Korekta

Nad formą korekty pracują resorty finansów i zdrowia, choć, jak wynika z naszych informacji, przyglądają się one także propozycjom przedsiębiorców, zwłaszcza FPP. Na razie dwa kierunki zmian, o których słychać, to zmiana podstawy wymiaru składki przez wyłączenie z niej środków trwałych – chodzi o przypadki, gdy np. firma sprzedaje samochód i od tego jest naliczana składka. Drugi pomysł to wprowadzenie składki ryczałtowej z kilkoma progami w zależności od dochodu, na wzór obecnego rozwiązania w ryczałcie (choć progi byłyby inne, bo dotyczyłyby dochodu). W jednym i w drugim przypadku pojawiają się kłopoty. Wyłączenie środków trwałych oznacza, że inna będzie podstawa do obliczania PIT, a inna do składki, z kolei ryczałt oznacza, że przedsiębiorcy o najwyższych dochodach uzyskają bardzo duże korzyści. Na razie prace trwają, możliwe, że informacje o kierunkowym rozwiązaniu usłyszymy z okazji 100 dni rządu. ©℗