Już za sześć lat będziemy budować tylko bezemisyjnie, a za cztery lata śladu węglowego mają nie zostawiać żadne obiekty użyteczności publicznej.
Europosłowie dziś mają przyjąć dyrektywę w sprawie efektywności energetycznej budynków. Prace nad dokumentem będącym częścią pakietu Fit for 55 rozpoczęły się jeszcze w 2021 r., kiedy to jej pierwszą wersję przedstawiła Bruksela. Od tego czasu toczyły się uzgodnienia między Parlamentem Europejskim, Komisją Europejską a państwami członkowskimi, które zakończyło porozumienie z grudnia ub.r. Zgodnie z jej ostateczną wersją mają zostać zmniejszone zarówno emisja gazów cieplarnianych, jak i zużycie energii w sektorze budowlanym – dziś sektor ten odpowiada za ok. 36 proc. całkowitych emisji w UE oraz 40 proc. zużycia energii.
Złagodzone wymogi
Jeśli chodzi o budynki mieszkalne, to bezemisyjne będą musiały być wszystkie nowe obiekty powstające w Unii Europejskiej od 2030 r. W przypadku istniejącego zasobu to na państwach członkowskich będzie ciążył obowiązek dostosowania ich do nowych regulacji za pomocą zarówno unijnych, jak i krajowych środków. Na razie mieszkalnictwo stanie przed wyzwaniem zmniejszenia zużycia energii pierwotnej o co najmniej 16 proc. do 2030 r. oraz co najmniej 20–22 proc. do 2035 r. Punktem docelowym jest bowiem pełna bezemisyjność od 2050 r., zgodnie z celem klimatycznym, który – mimo sygnalizowanych przez państwa i biznes problemów z jego realizacją – wciąż obowiązuje UE.
O ile państwa będą musiały wprowadzić środki, które albo sfinansują, albo znacząco wesprą sektor budowlany w dostosowaniu do wymogów, o tyle w przypadku budynków użyteczności publicznej na władzach będzie spoczywać pełna odpowiedzialność za realizację unijnej dyrektywy. Zgodnie z nią każdy nowo zakupiony lub będący własnością władz publicznych budynek użyteczności publicznej ma być zeroemisyjny już od 2028 r. Według szacunków Brukseli realizacja dyrektywy oznacza odnowienie ok. 16 proc. budynków niemieszkalnych o najniższej efektywności energetycznej, a do 2033 r. – 26 proc. Początkowe zapisy były bardziej restrykcyjne – budynki użyteczności publicznej miały być bezemisyjne już od 2026 r., a mieszkalne od 2028 r..
Dodatkowo zostaną wprowadzone klasy energetyczne od A do G, analogiczne do tych, którymi jest dziś objęty sprzęt elektroniczny, RTV i AGD (czytaj poniżej). Najbardziej energochłonne budynki, które w pierwszej kolejności będą musiały ulec modernizacji, zostaną sklasyfikowane w kategorii G. W pełni bezemisyjne otrzymają klasę A.
W praktyce unijne rygory dotyczące energochłonności budynków oznaczają, że tylko na pięć lat będzie można wydać świadectwo energetyczne D oznaczające zużycie roczne w budynkach jednorodzinnych na poziomie 250–344 kWh/mkw. oraz wielorodzinnych 223–305 kWh.
W toku negocjacji przewidziano odstępstwa dla niektórych grup, w tym rolników. Zarówno budynki rolnicze, jak i budynki dziedzictwa narodowego mogą być wyłączone z norm wprowadzanych dyrektywą. Państwa członkowskie mogą rozszerzyć tę listę, jeśli wykażą szczególne walory architektoniczne lub historyczne konstrukcji lub jeśli jest ona budynkiem tymczasowym albo stanowi miejsce kultu religijnego.
27 mln renowacji
Wczoraj europosłowie przeprowadzili debatę nad dyrektywą, dziś spodziewane jest jej przyjęcie bez większych komplikacji, bowiem niezbędna będzie jedynie zwykła większość głosów. W komisji przemysłu, badań naukowych i energii 49 posłów zagłosowało za, 18 było przeciw, a sześcioro wstrzymało się od głosu. Przepisy poparli m.in. Jerzy Buzek i Łukasz Kohut, przeciwni byli europosłowie Grupy Europejskich Konserwatystów i Reformatorów, w tym Beata Szydło, Grzegorz Tobiszowski i Izabela Kloc.
Wątpliwości europosłów PiS podziela branża budowlana, która np. nie będzie mogła instalować pieców na paliwa stałe i gazowych. Zgodnie z unijnymi regulacjami kotły na paliwa kopalne mają zostać całkowicie wycofane do 2040 r. Państwa nie będą mogły subsydiować takich kotłów od 2025 r., ale dodatkowe wsparcie może być przeznaczane na hybrydowe systemy grzewcze łączące kotły np. z pompą ciepła czy instalacją fotowoltaiczną.
Termomodernizacje będą musiały mieć masowy charakter. Będzie to ocieplanie budynków i instalowanie odnawialnych źródeł energii – np. fotowoltaiki. W Polsce wstępne szacunki mówią o konieczności przeprowadzenia 2,7 mln renowacji do 2030 r. Branża budowlana obawia się, że większość prac nie będzie dofinansowywana środkami krajowymi, a koszty poniosą przede wszystkim firmy i społeczeństwo.
UE nie ma specjalnego funduszu do realizacji tej dyrektywy, ale środki mogą pochodzić z innych, już istniejących, jak np. z REPowerEU, stworzonego na rzecz odejścia od rosyjskich węglowodorów, oraz przede wszystkim z Funduszu Odbudowy, z którego Polska maksymalnie może uzyskać do 60 mld euro. Ponadto środki na termomodernizację można uzyskać z Funduszy Europejskich na Infrastrukturę, Klimat, Środowisko (obecne obowiązują do 2027 r., następne od 2028 r.), Funduszy Europejskich dla Nowoczesnej Gospodarki oraz instrumentów krajowych, jak Fundusz Termomodernizacji i Remontów BGK, program „Czyste powietrze” czy program „Stop smog”.
Kary mają odstraszać
A co, jeśli nie spełnimy wymogów dyrektywy? Rząd według deklaracji wiceszefowej resortu klimatu i środowiska Urszuli Zielińskiej pracuje nad regulacjami, które pozwoliłyby nakładać kary na właścicieli domów i budynków mieszkalnych, jeśli nie zrealizują zaleceń dyrektywy. Ministerstwo może to zrobić, a wręcz powinno, na mocy art. 31 dyrektywy, zgodnie z którym państwa ustanawiają system sankcji za obchodzenie przepisów – jedynym zaleceniem jest to, żeby kary były „skuteczne, proporcjonalne i odstraszające”.
Jeśli dziś europosłowie przyjmą dyrektywę, na co wskazywałoby głosowanie w komisji parlamentarnej, wówczas zostanie jeszcze tylko uzyskanie zielonego światła od państw członkowskich, a w ramach obecnej procedury nie będzie możliwości indywidualnego weta. Wszystko wskazuje więc na to, że Brukseli uda się dopiąć kolejne elementy Zielonego Ładu zgodnie z zapowiedzią przed upływem kadencji w lipcu. ©℗