Wskaźnik jest teraz wykorzystywany w znikomym stopniu, dlatego duży spadek nie miał wpływu na sytuację klientów i sektor bankowy. Ale gdy zastąpi WIBOR, może być inaczej.

Chociaż ze strony Narodowego Banku Polskiego nie było decyzji o złagodzeniu polityki pieniężnej, przez niemal cały styczeń jednomiesięczna stawka WIRON była obniżona w porównaniu z grudniem o ok. 0,3 pkt proc. Pod koniec ubiegłego miesiąca – jak gdyby nigdy nic – wróciła do poprzedniego poziomu.

29 grudnia ub.r. WIRON1M wynosił 4,92 proc. Następnego dnia roboczego – 2 stycznia – było to już 4,60 proc. W kolejnych dniach stawka podlegała niewielkim wahaniom, spadając nawet poniżej 4,50 proc. 31 stycznia była na poziomie niespełna 4,56 proc. A 1 lutego podskoczyła do prawie 4,88 proc. Później nadal rosła, ale zdecydowanie wolniej.

Co to wszystko oznaczało dla przykładowego posiadacza hipoteki z oprocentowaniem uzależnionym od wskaźnika WIRON? Weźmy za przykład 30-letni kredyt o wartości 500 tys. zł z marżą 3 pkt proc. ponad WIRON, którego rata ustalana jest 15. dnia miesiąca. W grudniu rata wynosiła 2649 zł. W styczniu ustalono ją na poziomie 2554 zł. W kolejnym miesiącu było to 2663 zł. Styczniowa „promocja” zostawiła w kieszeni tego jednego kredytobiorcy ok. 100 zł.

Nowa stawka dopiero wchodzi do użycia w bankach – zaczynają one udzielać opartych na niej kredytów dla firm i hipotek dla klientów indywidualnych, więc wpływ na życie gospodarcze był niewielki. Ale za kilka lat miesięczny WIRON ma zastąpić najpowszechniejszy dziś wskaźnik WIBOR. Wtedy trwająca prawie miesiąc obniżka oznaczałaby dla banków straty idące w setki milionów złotych.

Skutki końca roku

„Promocja” ma wyjaśnienie w regulaminie wskaźnika WIRON i zachowaniu rynku międzybankowego w końcówce roku. Banki wtedy starają się ograniczyć poziom depozytów, zwłaszcza dużych, wykraczających poza kwotę ubezpieczaną przez Bankowy Fundusz Gwarancyjny. Powód? Wielkość depozytów niegwarantowanych to podstawa do wyliczenia składki na fundusz przymusowej restrukturyzacji za dwa lata. Klienci są zniechęcani do składania depozytów poprzez dodatkowe prowizje i odbiegające od stawek z poprzednich dni oprocentowanie zmierzające w stronę zera. Oprocentowanie jednodniowych depozytów od największych firm wchodzi do wyliczenia odpowiedniego wskaźnika WIRON. 28 grudnia jednodniowy WIRON wynosił niespełna 4,41 proc. Następnego dnia spadł do 2,04 proc., by tuż po Nowym Roku znaleźć się na poziomie 4,88 proc.

Teraz musimy wyjaśnić, jak powstaje WIRON1M. To składane oprocentowanie (specjaliści nazywają to compoundowaniem, od procentu składanego z ang. compound) wskaźników WIRON jednodniowych z poprzedniego miesiąca. Obniżona stawka z 29 grudnia miała jednak ponadstandardowy wpływ na WIRON miesięczny, bo obowiązywała nie przez jeden, ale przez cztery dni.

– To zgodne z matematyką, ale to matematyka, która z ekonomią nie ma wiele wspólnego, a taki wskaźnik powinien oddawać rzeczywistość ekonomiczną. Problem w tym, że ten feler w compoundowaniu jest wbudowany na stałe – mówi ekspert Tomasz Mironczuk. Jego Instytut Rynku Finansowego do ubiegłego roku obliczał inny wskaźnik obrazujący cenę pieniądza.

– Rolą wskaźnika referencyjnego stopy procentowej WIRON jest rzetelne oddawanie rynkowej rzeczywistości ekonomicznej i w tym zakresie wskaźnik ten spełnia swoją funkcję, bazując wyłącznie na danych transakcyjnych, na podstawie których jest obliczany. Niezależnie od tego każdy przypadek, kiedy obserwowane wartości wskaźnika mogą być odbierane jako „nietypowe”, jest poddawany przez Urząd KNF wnikliwej analizie – informuje Jacek Barszczewski, rzecznik nadzoru.

– WIRON powinien pokazywać stopę wolną od ryzyka. To powinien być punkt wyjścia do rozmowy, ile kosztuje pieniądz. WIRON jest daleko od punktu ekonomicznej równowagi. Jest nie tylko poniżej głównej stopy NBP, ale nawet poniżej stopy depozytowej – mówi osoba z sektora bankowego uczestnicząca w procesie tranzycji WIBOR na WIRON. Podstawowa stopa NBP od października ub.r. wynosi 5,75 proc. Stopa depozytowa (oprocentowanie krótkoterminowych depozytów banków komercyjnych, których nie są w stanie ulokować inaczej niż w NBP) jest na poziomie 5,25 proc.

– Gdyby to był dobry wskaźnik, to byśmy go chętnie używali. A on funkcjonuje już od pewnego czasu i nikt go nie używa. Nie chcą tego robić banki z Londynu. Nie używa go nawet Ministerstwo Finansów – mówi nasz rozmówca z sektora bankowego.

Resort jesienią ub.r. zapowiadał pierwszą emisję obligacji skarbowych opartych na stawce WIRON. Zapowiedź nie została zrealizowana. Zapytaliśmy ministerstwo – już pod kierownictwem nowego szefa – o to, kiedy można się spodziewać pierwszej „WIRON-owej” emisji i którą ze stawek (WIRON1M ma być standardem na rynku kredytów, ale w grę wchodzą też indeksy trzy- czy sześciomiesięczny) chce wykorzystać. Do zamknięcia tego wydania nie uzyskaliśmy odpowiedzi.

O komentarz w sprawie styczniowego zachowania jednomiesięcznego WIRON-u zwróciliśmy się do GPW Benchmark. Ta spółka córka Giełdy Papierów Wartościowych jest administratorem wskaźnika. Po naszych pytaniach opublikowała ona w środę na swoich stronach materiał informujący, że „wskaźnik referencyjny WIRON został ustalony na podstawie danych dotyczących transakcji zawartych na rynku referencyjnym i odzwierciedlał prawidłowo sytuację na krajowym rynku pieniężnym na koniec 2023 r. (...) Odczyty wskaźnika referencyjnego WIRON i indeksów składanych na nim opartych stanowią więc odzwierciedlenie warunków rynkowych panujących na rynku pieniężnym na przełomie 2023 i 2024 r. Specyfika i systemowy charakter niektórych czynników wpływających na pojawianie się tak silnie odstających obserwacji mogą uzasadniać podjęcie dialogu z rynkiem finansowym i instytucjami publicznymi, który pozwoli skutecznie zaadresować analizowaną kwestię w celu promowania stosowania nowego wskaźnika” – napisano w dokumencie.

Problem dla sektora

O sprawę zapytaliśmy również Tadeusza Białka, prezesa Związku Banków Polskich, który stoi na czele Narodowej Grupy Roboczej ds. reformy wskaźników referencyjnych. Białek tłumaczy, że wykorzystanie stawek wolnych od ryzyka niesie za sobą możliwość takiego zachowania indeksu miesięcznego. – To nie jest wina WIRON-u, bardziej cecha wszystkich wskaźników RFR, ponieważ opierają się one na stawkach ON, które są następnie składane do stawek terminowych. Dlatego podkreślamy, że indeks WIRD przekształcony w WIRON cechuje się znacznie większą „labilnością” (zmiennością – red.) niż indeksy starego typu IBOR, czyli WIBOR. Tak będzie zawsze w sytuacjach związanych z końcówką roku, dużymi zbitkami wolnych dni. Wtedy stawka miesięczna będzie się obniżać, co może mieć niekorzystne skutki z punktu widzenia sektora, ale nie jego klientów – mówi Białek.

Zastąpienie stawek WIBOR nowym indeksem zapowiedział prawie dwa lata temu ówczesny premier Mateusz Morawiecki. Do wyboru było kilka miar ceny pieniądza. Zdecydowano się na WIRON, czyli na taką, która prócz transakcji międzybankowych uwzględnia też transakcje z największymi klientami korporacyjnymi. WIRON uwzględnia dwa–trzy razy większą kwotę transakcji niż np. wskaźnik WRR. A w tranzycji chodziło o zamianę stawki „nietransakcyjnej” (w domyśle – podatnej na manipulacje) na transakcyjną.

Trwały błąd pomiaru

Styczniowa „promocja” to niejedyna słabość WIRON-u. Na początku tego roku dokonano rewizji danych za poprzednie trzy lata. Okazało się, że WIRON – zwłaszcza w ubiegłym roku, przy wyższym poziomie stóp procentowych – powinien być wyższy, niż pierwotnie raportowano. Powodem były niewłaściwe dane od banków (na ich podstawie administrator wylicza indeks). Zaprzestano też publikacji tzw. indeksu jednopodstawowego, pozwalającego na wyliczenie oprocentowania pomiędzy dwiema dowolnymi datami niezależnie od indeksu jedno- czy trzymiesięcznego. Powodem była aktualizacja danych historycznych, która doprowadziła do pojawienia się „trwałego błędu pomiaru”.

Spółka GPW Benchmark zapowiedziała „czynności zmierzające do jak najszybszego ponownego rozpoczęcia opracowania indeksu typu WIRON Indeks Jednopodstawowy z nowo wyznaczoną datą startową”. ©℗