W październiku ub.r. weszła w życie nowelizacja ustawy ułatwiająca tworzenie spółdzielni energetycznych. Przybyło ich siedem. Według ekspertów proces nadal jest skomplikowany.
Idea spółdzielni energetycznej jest prosta – jej członkowie wytwarzają prąd, biogaz lub ciepło z instalacji OZE, uniezależniając się – w całości lub częściowo – od zewnętrznych źródeł dostaw, przy okazji obniżając koszty. W Polsce takie podmioty mogą powstawać w gminach wiejskich lub miejsko-wiejskich, a ich członkami są zarówno gospodarstwa domowe, jak i przedsiębiorstwa czy jednostki samorządu terytorialnego. Ich tworzenie umożliwiła ustawa z 2019 r., ale pierwsza spółdzielnia energetyczna została wpisana do wykazu prowadzonego przez Krajowy Ośrodek Wsparcia Rolnictwa dopiero w maju 2021 r. W całym 2022 r. nie powstała ani jedna. W 2023 r. proces przyspieszył, ale nadal jest powolny – obecnie spółdzielni ich 26.
W zeszłym roku postanowiono zliberalizować przepisy. Latem 2023 r. przyjęto nowelizację ustawy, dzięki której tymczasowo zostały zmniejszone wymagania dotyczące minimalnego pokrycia potrzeb spółdzielni i jej członków przez własne instalacje (z 70 proc. do 40 proc.), zniesiono wymogi dotyczące liczby członków, a także doprecyzowano niektóre budzące wątpliwości zapisy.
Mimo dużych oczekiwań na razie nie widać znaczącego przyrostu liczby spółdzielni. Od wejścia w życie nowelizacji najwięcej przybyło ich w styczniu – cztery. Tyle samo powstało w lipcu i we wrześniu ub.r.
– Przepisy dotyczące spółdzielni energetycznych nadal wymagają doprecyzowania, a proces ich tworzenia uproszczenia – mówi DGP Ireneusz Perkowski, prezes EISALL, pierwszej spółdzielni energetycznej. Wskazuje, że przed założeniem podmiotu brak jest dostępu do jakiegokolwiek wzoru umowy ze sprzedawcami energii. – Można ją zobaczyć dopiero po rejestracji spółdzielni, wpisaniu jej do KRS i KOWR. Wtedy podpisuje się umowę o poufności, a następnie można się zapoznać z umową właściwą. Potem zaczynają się negocjacje, które mogą trwać miesiącami. Do tego nie zawsze jest jasne, które elementy spółdzielnia powinna negocjować jako całość, a które każdy z indywidualnych członków osobno – tłumaczy.
Co ustala się podczas negocjacji? Chodzi m.in. o sposób przekazywania danych, wystawiania faktur czy zakres odpowiedzialności nowego podmiotu. Ważne jest też ustalenie ceny, po której kupuje się prąd, jeśli własna produkcja jest zbyt mała. Ireneusz Perkowski zauważa, że w zeszłym roku była ona znacząco wyższa niż zamrożona cena dla konsumentów. Mimo to uważa, że nie ma lepszego sposobu, by w długookresowej perspektywie zapewnić sobie atrakcyjne i przewidywalne ceny energii, a także pewność dostaw.
Zgodnie z nowymi przepisami przedsiębiorstwo zajmujące się przesyłaniem lub dystrybucją prądu nie może odmówić wydania warunków przyłączenia dla instalacji OZE w ramach spółdzielni energetycznej. Istnieją jednak pewne zastrzeżenia, a ich spełnienie według Ireneusza Perkowskiego wcale nie jest takie proste.
– Warunkiem jest, żeby moc była dostosowana do potrzeb odbiorców spółdzielni i umożliwiała godzinowe bilansowanie ilości wytwarzanej i zużywanej energii w ramach spółdzielni. W praktyce jest to bardzo trudne do zrealizowania – nie znam żadnego takiego przypadku. W dodatku nie wiadomo, jak miałoby wyglądać odpowiednie stałe monitorowanie. Zdaje się też, że łatwo można byłoby utracić warunki przyłączenia do sieci – mówi.
Rozwoju spółdzielczości energetycznej domagają się także organizacje pozarządowe. Zdarza się, że w niekonwencjonalny sposób. W zeszłym roku w siedzibie Prawa i Sprawiedliwości doszło do demonstracji grupy aktywistów klimatycznych, którzy apelowali o „oddanie energetyki w ręce obywateli” i utworzenie spółdzielni energetycznych w każdej gminie w kraju. Ośmioro z nich stanie dziś przed warszawskim sądem za naruszenie miru domowego. Grozi im rok pozbawienia wolności. ©℗