Sześć lat temu liczba zgonów zaczęła trwale przewyższać liczbę urodzeń. W 2023 r. w Polsce urodziło się 272 tys. dzieci. Zmarło 409 tys. osób. Względem pandemii liczba zgonów zmalała, ale luka między urodzeniami a zgonami pozostaje duża. W 2023 r. wyniosła 137 tys. osób. To tak, jakby z mapy zniknął Rybnik czy Zielona Góra. W 2017 r. na świat przyszło ponad 400 tys. dzieci.

Spadek wynika w dużej mierze z mniejszej liczby kobiet w wieku rozrodczym. Jeszcze w 2011 r. liczba kobiet w wieku 20–39 lat wynosiła prawie 6 mln. W 2023 r. było to już jedynie 4,7 mln, a za 15 lat będzie to ok. 3,7 mln kobiet – zauważa Michał Kot, były pełnomocnik rządu ds. polityki demograficznej. – Dzisiaj wiemy z dużą dokładnością, ile będzie kobiet w wieku 20 lat w roku 2033, bo wiemy, ile jest kobiet, które mają 10 lat, i nie jesteśmy w stanie tego zmienić – dodaje ekspert.

Podobnego zdania jest inny demograf – prof. Szukalski z Uniwersytetu Łódzkiego. Ekspert twierdzi, że spadek liczby ludności jest pewny. Depopulacja jest już wbudowana w naszą piramidę wieku – dodaje. Zdaniem demografa pytanie nie brzmi, czy populacja Polski spadnie, ale jakie będzie tempo tego spadku.

W grudniu urodziło się prawdopodobnie ok. 19 tys. dzieci. Jeśli wstępne szacunki się potwierdzą, to będzie pierwszy miesiąc w historii pomiarów, kiedy liczba urodzeń spadła poniżej 20 tys. – zauważa prof. Piotr Szukalski. W dłuższym terminie najistotniejszy jest jednak współczynnik dzietności. Ten jest liczony na bazie cząstkowych współczynników płodności. Taka metoda pozwala spojrzeć na trendy demograficzne po uwzględnieniu różnic w strukturze wieku kobiet.

W krótkiej perspektywie możemy wpływać na dzietność poprzez poprawę dostępności mieszkań, zwłaszcza dla osób młodych – twierdzi Michał Kot. Dostępność ta w ostatnich latach mocno spadła. Przede wszystkim powodem są rosnące ceny mieszkań oraz podwyżki stóp procentowych. Spadła zdolność kredytowa Polek i Polaków, a to właśnie kredyt jest najczęstszą formą finansowania zakupu mieszkania przez młodych.

Zdaniem demografa pomóc może także poprawa poczucia bezpieczeństwa na trzech podstawowych poziomach: bezpieczeństwo fizyczne, ekonomiczne oraz społeczno-relacyjne. Ostatnie lata były czasem, gdy na wszystkich trzech poziomach poczucie bezpieczeństwa spadło. Najpierw uderzyła w nas pandemia, następnie wojna za wschodnią granicą, a na końcu kryzys energetyczny, który przełożył się na dynamiczny wzrost cen.

Szukalski szacuje, że dzietność wyniosła w 2023 r. zaledwie 1,17–1,18. Dla porównania rok wcześniej było to 1,26, a w 2019 r. wynosiła 1,44. Poziom gwarantujący zastępowalność pokoleń to ok. 2,10. W Europie dzietność waha się obecnie od 1,10 do 1,80. Szacunki prof. Szukalskiego wskazują na to, że także pod tym względem pobiliśmy rekord. Dotychczas najniższą dzietność odnotowano w 2003 r., gdy było to 1,22.

Czy mamy szansę powrócić do poziomu zastępowalności pokoleń? Demografowie przekonują, że nie. Zdaniem Michała Kota sukcesem byłby wzrost w ciągu najbliższych 5 lat do poziomu 1,4. Podobnego zdania jest prof. Szukalski. Jeśli uda nam się osiągnąć dzietność na poziomie 1,4–1,5, będzie to już spore osiągnięcie. Jedynie imigranci mogliby odwrócić trend demograficzny – komentuje ekspert.

Profesor Szukalski zwraca uwagę na to, że tempo spadku liczby urodzeń było większe w drugiej połowie roku. Nie powinniśmy spodziewać się odbicia na początku tego roku. Co jednak bardziej niepokojące, zmiany te mogą nie być jedynie skutkiem pandemii, wojny i inflacji. Niestety, mimo że te szoki już minęły, liczba urodzeń nadal dynamicznie spada. Nasuwa się więc pytanie, czy nie mamy do czynienia ze zmianami kulturowymi. – W okres wysokiej płodności zaczynają wchodzić już pierwsze osoby z pokolenia Z – dostrzega prof. Szukalski.

Jeśli w ciągu następnych kilku–kilkunastu miesięcy nie zaobserwujemy wzrostu dzietności, to prawdopodobnie spadki te okażą się skutkiem czynników kulturowych, a nie ekonomicznych i politycznych – dodaje ekspert. Współczynnik reprodukcji netto wynosi w Polsce 0,57. Mówiąc najprościej – pokolenie liczące dziś milion osób będzie mieć jedynie 570 tys. dzieci oraz 330 tys. wnuków. To skala wyzwania, przed którym stoimy.

Co powinniśmy zrobić, aby zatrzymać spadek? Profesor Szukalski wskazuje w rozmowie z nami, że priorytetem powinno być budowanie atmosfery kulturowego wspierania rodziny z dzieckiem oraz samego macierzyństwa i ojcostwa. ©℗