O konieczności wsparcia eksportu mówił w swoim exposé premier Donald Tusk. To cieszy. Tym bardziej że dyplomacja ekonomiczna w Polsce – mówiąc wprost – leży.

Jak to wygląda? Rozproszony system wsparcia polskich firm za granicą, spory kompetencyjne między ministerstwami spraw zagranicznych a rozwoju i nie wiadomo, kto za co odpowiada. Strefom ekonomicznym dodano ustawowy obowiązek wsparcia eksportu, ale nikt nie wie, jak go realizować bez kompetencji wewnątrz spółek. Minister rolnictwa przez Krajowy Ośrodek Wsparcia Rolnictwa promuje branżę spożywczą, samodzielnie organizując targi i inne wydarzenia, minister sportu i turystyki ma – za pośrednictwem Polskiej Organizacji Turystycznej – na świecie zagraniczne biura promujące Polskę jako atrakcyjne miejsce do odwiedzenia. Polska Agencja Rozwoju Przedsiębiorczości ma swoje zadania promocyjne za granicą, Polski Fundusz Rozwoju ma pieniądze na ekspansję za granicą, polskie spółki Skarbu Państwa również są tam obecne (choćby BGK czy Port Gdańsk). Nie wspominając już nawet o Polskiej Fundacji Narodowej, której działania – delikatnie ujmując – są dość dyskusyjne. Jest w końcu i Polska Agencja Inwestycji i Handlu i KUKE, których zadaniem jest wsparcie polskiego eksportu. Problem polega na tym, że nikt tych wyżej wymienionych instytucji nie koordynuje nie udało się do tej pory stworzyć jednolitego programu promocji Polski na świecie.

Niestety nie zmieni się to, dopóki rząd nie zrozumie, że dyplomacja ekonomiczna to jedno z ważniejszych zadań, jakie powinny nam przyświecać za granicą.

Konsolidacja odpowiedzialności

Rozproszoną odpowiedzialność należy skonsolidować w jednym ośrodku decyzyjnym, który byłby koordynatorem promocji marki polskiej gospodarki. Wszelkie podejmowane dziś inicjatywy mogłyby przynosić o wiele lepsze efekty, gdybyśmy myśleli o synergii między instytucjami. Byłoby lepiej, taniej, a co najważniejsze – efektywniej. Głównym celem powinno być nie tylko zwiększanie poziomu eksportu, bo tu dynamika jest bardzo przyzwoita, lecz przede wszystkim zachęcanie nowych podmiotów do działania na rynkach międzynarodowych, bo w aspekcie liczby firm działających za granicą Polska wypada słabo.

Reforma PAIH

PAIH powstała w 2017 r. w miejsce Wydziałów Promocji Handlu i Inwestycji. Miała się stać instytucją bardziej o charakterze biznesowym. Jednak sposób realizacji reformy spowodował, że PAIH ma cały szereg mankamentów, z którymi sama sobie nie poradzi. Zaczynając od formuły prawnej, przez finansowanie i niewydolność osobową na zagranicznych placówkach, a kończąc na największym problemie, jaki doskwiera pracownikom za granicą, tj. braku statusu dyplomatycznego, co utrudnia funkcjonowanie w większości państw. Dostrzegło to Ministerstwo Rozwoju i próbowało w poprzedniej kadencji doprowadzić do wysłania na niektóre placówki dyplomatyczne tzw. radców technologicznych, którzy de facto byliby w jakimś sensie powrotem tylnymi drzwiami do WPHI. Jednym słowem, to już czas na wnioski z reformy i na jej poprawę, ale ewolucyjnie, a nie rewolucyjnie, bo trzeba pamiętać, że większość przedsiębiorców ocenia funkcjonowanie PAIH pozytywnie, a to najważniejsze.

Finansowanie dyplomacji ekonomicznej

Trzeba w końcu zrozumieć, że finansowanie dyplomacji ekonomicznej to nie są zbędne wydatki, a realna inwestycja w polską gospodarkę. Badania pokazują, że każda złotówka zainwestowana we wsparcie eksportu zwraca się czterokrotnie. A PAIH, która ma wspierać polskie firmy za granicą, notorycznie boryka się z problemami finansowymi. Jej placówki to jedno-, trzyosobowe zespoły obsługujące dziesiątki, a często setki firm. Odbiegamy na tym tle od konkurencji, także regionalnej. Zmiana podejścia do finansowania działalności to pierwszy krok do uzdrowienia całego systemu.

Polacy na świecie

Absolutnie niewykorzystywany potencjał to Polacy na świecie. Czasy Polonii skupionej tylko na organizowaniu patriotycznych wydarzeń, krzewieniu kultury i języka polskiego to już przeszłość. Dzisiaj Polonia to często już drugie albo kolejne pokolenie polskich emigrantów, którzy dorastali w innych krajach, często prowadząc własne firmy odnoszące sukcesy. Mamy także wiele przykładów Polaków osiągających wspaniałe sukcesy w globalnych korporacjach. Wszystkich ich łączy sentyment do Polski, to, że czują się Polakami i często to podkreślają. Czas zacząć myśleć o nich nie tylko pod kątem krzewienia kultury, lecz także realnego biznesu i prawdziwej dyplomacji ekonomicznej. 20 mln Polaków za granicą to wielki i niewykorzystany kapitał, jaki mamy.

Obcokrajowcy

To także niewykorzystywany potencjał. Po pierwsze, mamy w Polsce coraz więcej zagranicznych studentów, którzy często po studiach wracają do swoich krajów, gdzie zaczynają robić kariery, a chyba każdy się zgodzi, że zawsze pozostaje sentyment do czasów studenckich. Bardzo wyraźnie widzę to na przykładzie krajów afrykańskich, gdzie nie tak rzadko można spotkać obcokrajowców, którzy nie tylko studiowali w Polsce, lecz także mówią po polsku, jak choćby minister finansów Rwandy. Takich przykładów jest sporo. Po drugie, polscy konsulowie honorowi, z którymi mało kto utrzymuje relacje, a przecież najczęściej to ludzie biznesu, z których kontaktów nie korzystamy. Po trzecie, pracownicy i menedżerowie, którzy przyjechali do Polski za pracą. Kto inny lepiej opowie o Polsce w Korei Południowej niż prezes koreańskiej spółki w Polsce? Podobnie japońskiej czy amerykańskiej. To są nasi naturalni ambasadorowie, tym bardziej że badania pokazują, że ponad 95 proc. zagranicznych inwestorów bardzo chętnie wybrałoby Polskę na kolejną inwestycję. Potrzebujemy pewnego systemu i uporządkowania tych szans, aby o Polsce i naszej gospodarce mówiono na świecie.

Nieoczywiste polskie sukcesy

Musimy zacząć się chwalić tym, co mamy. To często zarzut, jaki słyszę od moich rozmówców z zagranicy. Nie potrafimy się chwalić naszymi sukcesami. Kto wie, że jesteśmy największym w Europie producentem baterii do samochodów elektrycznych czy autobusów elektrycznych? Czy zdajemy sobie sprawę, że jesteśmy drugim na świecie producentem jachtów po Stanach Zjednoczonych? Mamy również spektakularne sukcesy firm, jak CD Project, Inpost, Kross, Inglot, Asseco, 4F czy innych, ale mamy także takie, które może są mniejsze, ale świetnie mogłyby działać na międzynarodowe wyobrażenie o Polsce. Tylko dwa przykłady: większość hollywoodzkich produkcji wykorzystuje wysięgniki do kamer produkowane w rodzinnej firmie z Opola, a najlepsze teksańskie kapelusze kowbojskie szyte są w polskim Skoczowie. To jest wspaniały potencjał, który należy promować.

Marka polskiej gospodarki

Przemyślana i ustrukturyzowana promocja Polski jako kraju o ugruntowanej i zdywersyfikowanej gospodarce, odpornej na zawirowania ekonomiczne, powinna być ważnym zadaniem dla nowego rządu. Z jednej strony powinniśmy pokazywać tradycyjnie silne polskie branże, takie jak spożywcza, motoryzacyjna czy meblowa, z drugiej pokazywać Polskę jako kraj nowych technologii, jak choćby branża IT, szczególnie w zakresie fintech, medtech, cybersecurity i in. Nie wolno też zapominać, że chodzi nie tylko o prosty eksport, lecz także o dyplomację ekonomiczną.

Zadanie niełatwe, być może trudniejsze od strony politycznej, bo nie jest tyle bardzo medialne, ile wymagające systemowych rozwiązań i żmudnej organicznej pracy, ale niezbędne na tym etapie rozwoju Polski. W końcu jesteśmy 21. gospodarką świata. Czas, żebyśmy sami w to uwierzyli, pozbyli się kompleksów i zaczęli sami mówić dobrze o sobie na świecie w sposób przemyślany, zapominając o wewnętrznej polityce, a pokazując Polskę jako krainę niepodważalnego sukcesu ostatnich 35 lat. ©℗