Opóźnienia w dostawach, przerwy w produkcji – ataki na Morzu Czerwonym w coraz większym stopniu wpływają na działalność firm. Niektóre rozważają rezygnację z transportu morskiego na rzecz lotniczego.

Konsekwencje pogłębiającego się kryzysu na Morzu Czerwonym zaczynają być odczuwalne w Europie. Z opóźnieniami w dostawach materiałów z Dalekiego Wschodu mierzy się m.in. polski producent leków Polpharma. – Czas transportu wydłużył się o ponad dwa tygodnie, a koszt wzrósł o ponad 200 proc. – tłumaczy DGP szefowa działu komunikacji przedsiębiorstwa Magdalena Rzeszotalska. Opóźnienia dotyczą w większości przypadków materiałów produkcyjnych, w tym niezbędnych w procesie wytwórczym substancji czynnych. – Są one zazwyczaj trudne do zastąpienia lub zmiany w krótkim okresie ze względu na brak producentów substancji czynnych w Europie i długi proces rejestracyjny – wyjaśnia.

Firmy ograniczają działalność

Niektóre firmy zostały zmuszone do ograniczenia działalności. Pod koniec ubiegłego tygodnia o zawieszeniu części produkcji samochodów w Europie ze względu na niedobór komponentów poinformowały Tesla i Volvo, którego większościowym udziałowcem jest chiński Geely. Tesla wstrzymuje większość produkcji w swojej fabryce pod Berlinem od 29 stycznia do 11 lutego. „Konflikt zbrojny na Morzu Czerwonym i związane z nim zmiany w szlakach transportowych między Europą a Azją mają wpływ na produkcję w Gruenheide” – przekazała w oświadczeniu firma. Z kolei Volvo zdecydowało się na trzydniową przerwę w swojej fabryce w Gandawie z powodu opóźnionej dostawy skrzyń biegów.

Sytuacja na Morzu Czerwonym zmusza firmy do myślenia o alternatywnych metodach importu. – W sytuacji krytycznej, wynikającej z długotrwałych opóźnień w transporcie morskim, będziemy inwestować w transport lotniczy – twierdzi przedstawicielka Polpharmy. Dodając, że wiąże się to jednak z ogromnymi kosztami.

Większego popytu na transport lotniczy z powodu ataków bojowników spodziewa się m.in. niemiecka firma logistyczna Schenker. „Zabezpieczyliśmy dodatkową przestrzeń dla frachtu lotniczego, aby móc obsłużyć spodziewane przejście z transportu morskiego na lotniczy. Zakładamy, że wzrost zainteresowania frachtem lotniczym nastąpi za ok. dwa do trzech tygodni” – przekazała firma w oświadczeniu dla Reutersa. Połączenie transportu morskiego i lotniczego może się okazać najlepszym rozwiązaniem. Towary mogłyby być wysyłane statkami z Chin i rozładowywane tuż przed obszarem dotkniętym kryzysem. Dalej byłyby transportowane drogą lotniczą.

Konieczność zmiany środka transportu przyczyniła się już do wzrostu kosztów frachtu lotniczego. Według Freightos, logistycznego serwisu informacyjnego, średni koszt przelotu 1 kg ładunku z Bliskiego Wschodu do Europy wzrósł w ciągu ostatniego miesiąca o 35 proc. – do 2,03 dol.

Ruch kontenerowców przez ujście Morza Czerwonego w pierwszym tygodniu stycznia był bowiem aż o 90 proc. mniejszy niż w tym samym okresie rok wcześniej. Szlak ten usprawniał dotychczas handel między Dalekim Wschodem a Europą i jest kluczowy dla gospodarki. Szacuje się, że przez Morze Czerwone przepływa ok. 10 proc. światowego handlu rocznie.

Linie żeglugowe zmieniają trasę

Jednak już pod koniec ubiegłego roku część firm żeglugowych zawiesiła tamtejsze połączenia i przekierowała statki na dłuższą, bo opływającą Afrykę, trasę. – Linie żeglugowe obsługujące bezpośrednie połączenia oceaniczne do Gdańska też zmieniają trasę. Zdecydowały się na to ONE, CMA CGM czy Maersk. Jednak transport alternatywnym wobec Morza Czerwonego szlakiem z Dalekiego Wschodu trwa nawet o 12 dni dłużej – tłumaczy DGP rzeczniczka prasowa Portu Gdańsk Aneta Urbanowicz. Trasy do Gdańska nie zmienili za to chińscy armatorzy, w tym COSCO i OOCL.

Urbanowicz wyjaśnia, że w terminalu Baltic Hub w Porcie Gdańsk na razie nie widać, by jednostki zawijały z opóźnieniem. – Musimy być przygotowani na to, że sytuacja ulegnie zmianie za ok. dwa tygodnie – wskazuje. Bezpośrednim skutkiem takiego kryzysu będzie najprawdopodobniej nagromadzenie statków handlowych w portach. Może to znacząco utrudniać pracę terminali we wszystkich kluczowych portach w Europie. – Zatory spowodowane kryzysem sueskim są już odczuwalne w portach na południu Europy, takich jak Koper czy Walencja. My odczujemy to nieco później – dodaje.

Na razie nie zapowiada się, by kryzys miał ustąpić. Wspierani przez Iran bojownicy Huti rozpoczęli nową rundę ataków, uszkadzając w poniedziałek należący do USA statek handlowy „Gibraltar Eagle”. Dzień wcześniej jemeńscy rebelianci wystrzelili przeciwokrętowy pocisk manewrujący w kierunku amerykańskiego niszczyciela na Morzu Czerwonym, ale został on zestrzelony. Ataki nastąpiły zaledwie kilka dni po tym, jak amerykańskie i brytyjskie siły zbrojne przeprowadziły naloty na cele związane z grupą bojowników w Jemenie. ©℗