Do blokad zorganizowanych przez organizacje rolnicze próbuje się przyłączyć radykalna prawica.

Tysiąc traktorów przed kancelarią kraju związkowego Brandenburgia w Poczdamie, zablokowane autostrady czy najazd rolników na Berlin i zajęcie okolic Bramy Brandenburskiej. Wczoraj doszło do nasilenia się trwających od kilkunastu dni protestów rolników, którzy pokazują swoje niezadowolenie z powodu obcięcia dotacji do paliwa oraz zniesienia ulg podatkowych dla samochodów związanych z tą branżą. Jeszcze przed weekendem doszło do incydentu, gdy rolnicy chcieli złapać wracającego z urlopu wicekanclerza Roberta Habecka w miejscowości Schlüttsiel. Z powodu demonstracji prom, którym wracał do domu polityk, musiał zawrócić. – Kiedy na traktorach wiszą szubienice, kiedy do domów prywatnych jadą konwoje traktorów, to granica została przekroczona – krytykował demonstrantów Habeck, który pełni również funkcję ministra gospodarki.

Dofinansowanie dla rolników ma wartość niecałego 1 mld euro rocznie. Rząd chciał je ograniczyć z powodu konieczności wprowadzenia oszczędności wymuszonych wyrokiem Federalnego Trybunału Konstytucyjnego z 15 listopada 2023 r. Stwierdził on, że przekazanie 60 mld euro pochodzących z długu zaciągniętego na potrzeby łagodzenia skutków koronawirusa na Fundusz Klimatyczny i Transformacyjny było niezgodne z niemiecką konstytucją, a to właśnie z tego funduszu miały być sfinansowane dopłaty rolnicze. Koalicyjny rząd socjaldemokratów, liberałów i Zielonych częściowo wycofał się z zapowiedzi cięć i jeszcze w tym roku dopłaty będą obowiązywać w niezmienionej formie. Mimo to protesty nie ustają.

Jak reaguje niemieckie społeczeństwo? Z jednej strony pojawiają się głosy, że rolnicy w ostatnich latach osiągali rekordowe zyski i protesty są nieuzasadnione, bo to po prostu pozbawienie ich przywilejów, którymi dotychczas się cieszyli. Z drugiej strony widać daleko idącą wyrozumiałość.

Ale też są tacy, którzy chcą wykorzystać sytuację – do protestów próbuje się podłączyć skrajna prawica. I tak np. znany z prawicowych sympatii działacz Max Schreiber na jednym z protestów krzyczał m.in. „My jesteśmy ludem” i „że przyjdzie czas, gdy zdrajcy ojczyzny trafią pod sąd”.

Przedstawiciele rolników są znacznie bardziej stonowani i chcą protestować spokojnie. – Będziemy demonstrować pokojowo, ale widocznie w całych Niemczech – zapowiedział prezes stowarzyszenia rolników Joachim Rukwied.

I choć protesty faktycznie były raczej spokojnie (np. w Saksonii skończyły się o godz. 15, a nie 17 – jak planowano uprzednio, by nie utrudniać powrotów i nie powodować popołudniowych korków), to do kilku incydentów jednak doszło. I tak w Bremen jeden z zablokowanych kierowców ruszył na protestujących z młotkiem, ale w ostatniej chwili policjanci go zatrzymali. Z kolei jak podaje „Bild”, w Berlinie jeden z zablokowanych kierowców, chcąc przerwać blokadę, najechał na protestującego i ten musiał zostać przetransportowany śmigłowcem do szpitala.

Wczoraj w protestach wzięło udział co najmniej kilkadziesiąt tysięcy ludzi, także w najbliższych dniach ma być niespokojnie. I tak np. w środę i piątek ma być blokowana autostrada A7 w pobliżu granicy niemiecko-duńskiej. Także w środę ma być blokowana autostrada A83 w Saksonii-Anhalt, z kolei kolejna duża demonstracja pod berlińską Bramą Brandenburską jest planowana na poniedziałek. Warto jednak pamiętać, że te protesty nie są ciągłe, w niektórym miejscach mają trwać np. tylko w godz. 6–9 rano i choć będą uciążliwe, to nie mają doprowadzić do całkowitego paraliżu. Nie zanotowano znaczących utrudnień na granicy z Polską. ©℗