Spółka kontrolowana przez państwo startuje w przetargu drogowym z turecką firmą, która nie wykonywała u nas żadnych prac. Łotwa wykluczyła ją z realizacji Rail Baltica.

Rodzime firmy budowlane od kilku lat narzekają, że na tle innych krajów Unii Europejskiej nasz rynek inwestycji jest najszerzej otwarty dla firm spoza wspólnoty. W rezultacie coraz mocniej czują się na nim przedsiębiorstwa z Chin czy Turcji. Teraz jednak branżę zbulwersowała sytuacja, w której państwo samo pomaga wejść na rynek podmiotowi spoza UE. Podczas zeszłotygodniowego otwarcia ofert na budowę trasy S11 z Obornik do Poznania okazało się, że wspólnie z kontrolowaną przez państwową spółkę PKP Polskie Linie Kolejowe firmą Trakcja jedną z propozycji złożyło tureckie przedsiębiorstwo Doğuş İnşaat ve Ticaret.

– Nie potrafię zrozumieć, dlaczego spółka giełdowa kontrolowana przez państwo, którego przedstawiciele deklarują zrozumienie konieczności uszczelnienia polskiego rynku zamówień publicznych przed napływem firm spoza UE, podjęła decyzję o utworzeniu konsorcjum z firmą turecką, która nigdy nie realizowała w Polsce żadnych prac budowlanych – mówi Damian Kaźmierczak z Polskiego Związku Pracodawców Budownictwa. I dodaje, że ochrona własnych rynków przed nowymi podmiotami z zewnątrz jest powszechną praktyką we wszystkich państwach UE. Przekonują się o tym polskie przedsiębiorstwa, które próbują zdobywać przyczółki w krajach ościennych. Co ciekawe, konsorcjum tureckich firm Doğuş i IC İçtaş we wrześniu zostało na Łotwie wykluczone z przetargu na realizację szybkiej trasy kolejowej Rail Baltica.

Powodem odrzucenia oferty była negatywna opinia łotewskiej Służby Bezpieczeństwa Państwowego. Jak pisał Bloomberg, urzędnikom nie spodobało się, że jedna z tureckich firm wchodzących w skład konsorcjum realizowała przedsięwzięcia w Rosji. Łotysze wybrali droższą o ok. 500 mln euro ofertę francusko-polsko-włoskiego konsorcjum Eiffage, Budimex i Rizzani. Za 3,7 mld euro zbuduje ono 200-kilometrowy odcinek trasy przecinającej Łotwę.

Prawodawstwo łotewskie przewiduje rozwiązania, które mają chronić inwestycje związane z infrastrukturą krytyczną. W przetargach mogą startować firmy, które mają pozytywną opinię służb specjalnych. Z kolei prawo słowackie zakłada, że zamawiający może wykluczyć ofertę, jeśli firma ma siedzibę w państwie trzecim, z którym Słowacja lub UE nie zawarły umowy gwarantującej równy dostęp do zamówień dla słowackich wykonawców.

Upaństwowiona Trakcja nie widzi nic złego w tym, że startuje w przetargu wspólnie z Turkami. „Z uwagi na potencjał oraz możliwości techniczne firma Doğuş, zgodnie z zasadą „win-win”, wpasowuje się jako partner Trakcji w branżach, w których Trakcja nie ma jeszcze rozwiniętych kompetencji” – odpowiadają nam w biurze prasowym firmy. Trakcja do tej pory była znana z inwestycji na torach. „Zwracamy również uwagę, że firmy tureckie są obecne na polskim rynku od wielu lat, z powodzeniem biorą udział w przetargach i realizują projekty inwestycyjne” – dodają w biurze prasowym Trakcji. Z budowy metra czy dróg ekspresowych w Polsce jest znany np. Gülermak.

Damian Kaźmierczak z PZPB uważa, że należy wreszcie stworzyć efektywny system certyfikacji zamówień publicznych, w ramach którego zamawiający będą mogli weryfikować potencjał napływających do Polski firm i eliminować te, które nie mogą się pochwalić odpowiednim przygotowaniem do realizacji dużych inwestycji infrastrukturalnych. – Poza tym należy niezwłocznie zmodyfikować absurdalny system potwierdzania kompetencji w zakresie budowy obiektów infrastrukturalnych, który w gruncie rzeczy polega na oświadczeniu jednego z partnerów konsorcjum, że zdobył wymagane doświadczenie na budowach realizowanych np. poza Europą – dodaje Kaźmierczak.

Z drugiej strony słychać jednak głosy, że nie powinno się ograniczać dostępu do rynku budowlanego, bo dzięki temu można liczyć na większą konkurencję i tańsze oferty. ©℗