Polska, Słowacja i Rumunia pomagają Ukraińcom łatać dziury w dostawach prądu. Kijów obawia się nasilonych ostrzałów elektrowni.

Tej zimy ukraińska energetyka nie padła jeszcze ofiarą rosyjskich ostrzałów porównywalnych z tymi z zeszłego roku. Nie oznacza to, że sytuacja nie jest trudna. Kijów musi się posiłkować sprowadzaniem prądu z krajów Unii Europejskiej. Handel energią odbywa się płynnie mimo bieżących sporów politycznych.

Ukraina boryka się teraz z deficytem energii elektrycznej, który jest pokrywany przez import, a dokładniej międzyoperatorską pomoc, m.in. z Polski. Maciej Zaniewicz, analityk Forum Energii, zaznacza jednak w rozmowie z DGP, że nasz kraj nie był wcześniej głównym kierunkiem importu energii elektrycznej. Była to Słowacja ze względu na liczbę połączeń międzysystemowych. Ekspert mówi, że deficyt energii wynika ze wzrostu zapotrzebowania na nią w związku z niskimi temperaturami i awarii bloków konwencjonalnych, głównie węglowych, których stan techniczny po ubiegłorocznych ostrzałach jest zły.

– Ukraińskie moce wytwórcze były intensywnie remontowane w ostatnich miesiącach, ale w tak krótkim czasie trudno jest odbudować ich potencjał w taki sposób, by działały bezawaryjnie. Sprawia to, że choć jeszcze nie obserwujemy tak zmasowanego ostrzału ukraińskiego systemu elektroenergetycznego jak w ubiegłym roku, to Ukraina stanęła przed wyborem: między przerwami w dostawach z powodów innych niż uszkodzenia sieci albo korzystaniem z pomocy międzyoperatorskiej, co jest bardzo drogim mechanizmem – tłumaczy Zaniewicz. Dodaje, że Ukraina wybrała drugie rozwiązanie i na razie nie ucieka się do ograniczania dostaw.

Dla operatorów sieci energetycznej spory polityczne nie mają znaczenia

Z kolei Sławomir Matuszak z Ośrodka Studiów Wschodnich zwraca uwagę, że Ukraińcy nie publikują konkretnych informacji o zapotrzebowaniu na energię, a jego zdaniem sytuacja jest trudna, ponieważ strona ukraińska coraz częściej zwraca się o awaryjną pomoc do Rumunii, Słowacji oraz Polski. – Zaczął też rosnąć import z tych krajów oraz z Mołdawii. W ostatnich dniach import ze wszystkich tych państw wyniósł ok. 4 GWh – mówi.

Operator sieci przesyłowych, spółka Polskie Sieci Elektroenergetyczne, przekazał DGP, że o polsko-ukraińskiej wymianie energii możemy mówić od maja 2023 r., kiedy zostało uruchomione połączenie Rzeszów–Chmielnicki. W maju kupiliśmy od Ukrainy 17,6 GWh energii, w czerwcu było to 5,4 GWh. Z kolei w lipcu to Ukraińcy kupili od polskich firm 0,8 GWh energii, a w sierpniu było to 9,4 GWh. We wrześniu z powodu prac konserwacyjnych wymiana została wstrzymana. W październiku sprzedaliśmy Ukrainie 1,7 GWh energii, a w listopadzie – 7,7 GWh.

W jaki sposób funkcjonuje taki handel prądem? Operator tłumaczy, że zdolności przesyłowe są udostępniane w ramach przetargów (osobno dla polskiej i ukraińskiej części połączenia), a następnie uczestnicy rynku muszą zakontraktować samą energię. „Docelowym rozwiązaniem są przetargi skoordynowane, obecnie trwają przygotowania do ich wprowadzenia. Tak jak na innych rynkach, korzyści z handlu czerpią uczestnicy rynku, zarabiając na różnicy cen pomiędzy strefami cenowymi” – podają PSE.

Zdaniem ekspertów problemem jest to, że Ukraina ma ustalone górne limity cenowe na rynku energii, które powodują, że w godzinach szczytu prąd jest tam tańszy niż w krajach Unii Europejskiej, przez co zwykły handel staje się nieopłacalny. Jak mówi Zaniewicz, sprawia to, że Ukraina nie może liczyć na handel komercyjny i musi się uciekać do droższej opcji, czyli pomocy operatorskiej. – To jeden z elementów dyskusji o reformie ukraińskiego rynku energii, by odejść od górnych limitów cenowych i w większym stopniu umożliwić wymianę komercyjną – tłumaczy ekspert.

Jednak i w tym obszarze dochodzi do zmian. W połowie lipca zawarto porozumienie ze Słowacją w sprawie pułapów cenowych. Ukraińska Narodowa Komisja Regulacji Energii i Usług Komunalnych (odpowiednik polskiego Urzędu Regulacji Energetyki) zgodziła się na podwyższenie limitu na rynkach dnia następnego i dnia bieżącego do 5600 hrywien (610 zł) za MWh w godz. 7–19 oraz do 7200 hrywien (785 zł) w godz. 19–23. Ukraina zsynchronizowała swój system z europejskim systemem kontynentalnym równolegle z rozpoczęciem rosyjskiej inwazji. – Została większona dopuszczalna przepustowość połączeń na granicy Ukrainy z państwami Unii Europejskiej do 1,7 GW. Sprawia to, że rozmowy z europejskimi partnerami odbywają się w sposób bieżący. Mimo że trwa wojna, rynek funkcjonuje normalnie – mówi ekspert Forum Energii.

Ponadto zawierane są kolejne umowy, które zbliżają do siebie rynki. Przykład? Wrześniowe porozumienie o współpracy pomiędzy Towarową Giełdą Energii, Izbą Rozliczeniową Giełd Towarowych a ukraińską giełdą UEEX, które ma upłynnić handel prądem i gazem. We wrześniu doszło też do pierwszej ukraińsko-rumuńskiej aukcji na przepustowość na ich połączeniach transgranicznych. Eksperci zgadzają się, że dotychczasowe spory polsko-ukraińskie o import zboża czy sytuację na rynku przewoźników nie będą miały przełożenia na handel prądem. – Współpraca między operatorami jest realizowana bez zakłóceń. Na rynku energii elektrycznej kwestie polityczne nie mają takiego znaczenia – mówi Matuszak. ©℗