W 2022 roku w Polsce wylądowały 5 132 tony tekstyliów z Hiszpanii, samej tylko marki Inditex. Więcej otrzymała jedynie Grecja – 8 034 tony. Część z nich to ubrania reklamowane jako „bardziej przyjazne dla środowiska”. Pytanie: „bardziej” niż co? Tak naprawdę pytań jest wiele. Sprawę zbadała organizacja Public Eye. Komentuje ją Wiceprezeska Zarządu współpracującej z Public Eye Fundacji Kupuj Odpowiedzialnie Joanna Szabuńko oraz dr Joanna Szymonek, współzałożycielka Polskiego Instytutu Praw Człowieka i Biznesu.

Transportowy jumbo jet z Delhi, który ląduje w porcie lotniczym w Saragossie, ma na swoim pokładzie około 100 ton tekstyliów z metkami marek należących do hiszpańskiego giganta modowego Inditex, m.in. Zary. Po tym jak ubrania zostaną załadowane do około 15 samolotów transportowych, ruszą dalej. Finalnie wylądują w 5 815 sklepach zlokalizowanych na całym świecie, w tym w Polsce, która z 5 132 tonami ciuchów jest drugim głównym miejscem docelowym. Jak to się ma do obietnicy „odzieży bardziej przyjaznej dla środowiska”? Krótko mówiąc: nie bardzo. Stąd brak publicznie dostępnych informacji o podobnych działaniach. Gdyby nie śledztwo Public Eye, plany Oscara Garcíi Maceirasa, dyrektora generalnego firmy Inditex, który jeszcze w lipcu tego roku, na dorocznym walnym zgromadzeniu, mówił o „zerowej emisji netto do 2040 r.”, można by przyjąć z dużą nadzieją.

To jest zrównoważony rozwój?

Jak piszą David Hachfeld i Romeo Regenass z Public Eye, Inditex dokłada wszelkich starań, aby zaprezentować się jako pionier w dziedzinie ochrony klimatu.

„Pod hasłem „Join Life” firma uczestniczy w szerokiej gamie przedsięwzięć na rzecz zrównoważonego rozwoju, np. Zara jest członkiem inicjatywy promującej czysty transport morski. Inditex lubi też informować o wzroście wydajności swojego transportu. Woli jednak milczeć na temat szkód wyrządzanych klimatowi przez latające ubrania”.

Co ważne, szybka moda w przypadku marki Inditex, to nawet dwie dostawy w tygodniu do 5815 sklepów na całym świecie (stan na koniec stycznia 2023 r.). Firma duża lata, bo też bardzo dużo produkuje. Jak czytamy w artykule opisującym wyniki śledztwa, marki takie jak Zara czy Pull&Bear mogą zaprojektować, wyprodukować i dostarczyć nowy produkt w ciągu trzech do czterech tygodni, podczas gdy wielu konkurentów pracuje nad tym miesiącami. Tak nakręcony biznes przynosi duże dochody, które jednak mają swoją cenę. Płacą ją pracownicy szwalni. Jak obliczyła organizacja Public Eye w 2019 roku, Zara prawdopodobnie osiąga większy zysk z bluzy z kapturem niż wynoszą łączne zarobki wszystkich pracowników i pracownic zaangażowanych w proces jej produkcji.

- Fast fashion opiera się na tym, że marki odzieżowe przekonały konsumentów i konsumentki, że muszą ciągle kupować nowe ubrania, ciągle jest ku temu okazja, nowa kolekcja, wyprzedaż, Black Friday itd. Często te ubrania są słabej jakości, więc nie służą nam długo. W rezultacie tony tekstylnych śmieci lądują na wysypiskach, w oceanach, w spalarniach. Zatruwają środowisko. Coraz to nowe ciuchy muszą być szybko produkowane, co sprawia, że szwaczki pracują w długich nadgodzinach. Ubrania muszą być tanie, a zyski marek wysokie, co sprawia, że szwaczki zarabiają głodowe stawki. Ten system nie ma sensu ani dla środowiska, ani dla ludzi, z wyjątkiem małej grupki, która czerpie zysk ze sprzedaży fast fashion – mówi Wiceprezeska Zarządu Fundacji Kupuj Odpowiedzialnie Joanna Szabuńko.

Cena, którą płaci środowisko

W swoim tekście David Hachfeld i Romeo Regenass przywołują badaniafirmy konsultingowej Systain z siedzibą w Hamburgu, która obliczyła wraz z Otto Group ślad węglowy związany z koszulą z długim rękawem. Pod uwagę został wzięty cały proces – od bawełny uprawianej w USA, poprzez produkcję przędzy, farbowanie i szycie w Bangladeszu, kończąc na przewozie gotowego produktu statkiem do Europy. „Łącznie może to być ponad 35 000 kilometrów, czyli niemal podróż dookoła świata. Pomimo tej odległości, transport odpowiada za zaledwie 3 % emisji CO2. Jednak, gdy gotowa odzież przybywa do Europy samolotem udział transportu wzrasta do 28%.” – czytamy.

- Przemysł modowy jest jednym z największych trucicieli, jeśli chodzi o emisję CO2. Od dawna wiadomo, że marki odzieżowe muszą ją zmniejszyć. Wymagać będę od nich tego regulacje prawne, ale też one same tworzą strategie mające ograniczać emisje. Inditex też to robi. Dlatego zwiększanie emisji poprzez korzystanie w tej sytuacji z transportu lotniczego do przewożenia ubrań jest absurdem i bezsensownym obciążeniem dla środowiska – mówi Joanna Szabuńko.

Czy unijna dyrektywa może rozwiązać problem transportu lotniczego?

- To czy dyrektywa CS3D rozwiąże problem transportu lotniczego ubrań zależy od ostatecznego jej kształtu i samego wdrożenia. Kluczowe są w tym przypadku takie kwestie jak transparentność oraz skuteczne, pełne i rzeczywiste zaangażowanie różnych grup interesu, ważne jest z kim i jak będzie wyglądał proces konsultacji przeprowadzanych przez firmę, podkreślam konsultacji a nie jednostronnego przekazywania informacji. Ważny jest skuteczny mechanizm skargowy umożliwiający zgłaszanie, rozwiązywanie, upublicznianie i zapobieganie takim przypadkom przyszłości. Istotne jest również zwalczanie przypadków greenwashingu i wybielania się firm w kwestach przestrzegania praw człowieka - wyjaśnia dr Joanna Szymonek, współzałożycielka Polskiego Instytutu Praw Człowieka i Biznesu.

Co powinni wiedzieć konsumenci i konsumentki?

W 2022 r. co na mniej 42 658 ton odzieży zostało lotniczo dostarczonedo UE. Jak piszą David Hachfeld i Romeo Regenass, 64%, czyli 27 392 ton pochodziło z Hiszpanii. Głównym nadawcą był prawdopodobnie Inditex, a głównymi miejscami docelowymi Grecja z 8 034 tonami oraz Polska z 5 132 tonami.

Jak piszą badacze, prawdziwy absurd mody lotniczej Inditexu jest widoczny, gdy przyjrzymy się cenom.

„Główny dostawca w Bangladeszu, zatrudniający około 6000 pracowników, uszył przez 8 miesięcy prawie 10 milionów sztuk damskich koszulek. Inditex zapłacił mu jedynie około 2,10 USD za koszulkę. (…) Gdyby Zara i spółka zaoszczędziły na zupełnie niepotrzebnych kosztach transportu lotniczego, a tym samym zapłaciły producentom więcej, w ich kasie byłoby znacznie więcej pieniędzy na lepsze płace.”

- Myślę, że konsumenci powinni po prostu wiedzieć, jak działa przemysł modowy, by móc podejmować bardziej świadome decyzje zakupowe. Zachęcamy też do podpisania petycji wzywającej do zaprzestania transportowania ubrań samolotami. Jest dostępna na naszej stronie: ekonsument.pl. Oprócz tego, że loty szkodzą środowisku to też są droższe od innych form transportu. Zamiast finansować loty ubrań firmy powinny zadbać o godne płace szwaczek. Właśnie w tych dniach szwaczki w Bangladeszu domagają się zwiększenia płacy minimalnej. Ich postulaty są odrzucane, a protesty na ulicach Dhaki są brutalnie tłumione. Warto też to wiedzieć czytając o kosztach latającej mody – mówi Szabuńko.