Wojtyło: Trzeba szukać instrumentów precyzyjnych skierowanych do najbardziej potrzebujących.

Czego Polacy powinni obawiać się bardziej: kosztów transformacji czy kosztów jej braku?

Jeden i drugi scenariusz będzie wiązał się z kosztami. Opór przed transformacją to coraz wyższe stawki opłat za emisje, zależność od importu paliw kopalnych, a także rozmaite pośrednie koszty, np. w postaci wydatków na opiekę zdrowotną związanych ze smogiem. Z drugiej strony, wejście UE na ścieżkę coraz bardziej wyśrubowanych polityk klimatycznych, nie jest wolne od zagrożeń. Np. nowy system handlu uprawnieniami do emisji dla transportu i budynków będzie zwiększał obciążenia związane z zakupem paliw, co może uderzyć mocniej w obywateli tych krajów, które – jak Polska – odstają od unijnej średniej pod względem efektywności energetycznej mieszkań albo wieku i emisyjności samochodów. Ale Europejski Zielony Ład wiąże się też z szansami. Strumień pieniędzy m.in. na inwestycje w termomodernizację czy rozwój transportu publicznego może pomóc wielu osobom wyjść z ubóstwa energetycznego.

ikona lupy />
Michał Wojtyło, wicedyrektor Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego, współautor raportu pt. „Jest drogo, będzie drożej? Gospodarne państwo odpowiedzią na ubóstwo energetyczne” / Materiały prasowe / fot. Tymoteusz Malinowski/Materiały prasowe

To jaki będzie ostateczny bilans?

Tego jeszcze nie wiemy. Zwłaszcza, że ramy, w których będzie odbywać się nasza transformacja wciąż są niedookreślone. Nie ma pewności, co stanie się np. z cenami energii.

A co może się stać? Dziś gospodarstwa domowe w Polsce płacą za prąd na tle UE stosunkowo niewiele…

…i jest to model raczej niemożliwy do utrzymania. Prędzej czy później, w większym lub mniejszym stopniu ceny będą musiały zostać uwolnione. W tym roku na zamrożenie rachunków na energię elektryczną i dodatek elektryczny dopłacimy z budżetu 9 mld zł. W perspektywie mamy koszty związane z inwestycjami w nowe źródła energii i rosnącymi obciążeniami związanymi z emisyjnością polskich elektrowni. Zresztą wydaje mi się dość prawdopodobne, że Bruksela ograniczy możliwości subsydiowania cen. Z punktu widzenia KE to kwestia konkurencyjności europejskiego rynku energii, a także osłabiania płynących z rynku zachęt do ograniczania zużycia energii i pozyskiwania jej z czystych źródeł. Miejsce szerokich dopłat zastąpią skromniejsze mechanizmy wsparcia dla najuboższych.

To dobry kierunek?

Na dłuższą metę konieczny. Tak szerokie dopłaty do rachunków, jakie stosuje Polska, to odsuwanie problemu na przyszłość, a nie jego rozwiązywanie. Podwyższenie progu zużycia energii elektrycznej, której cena jest zamrożona, do poziomu 3 megawatogodzin rocznie oznacza objęcie tymi dopłatami blisko ¾ naszych gospodarstw domowych. Żeby rozprawić się ze źródłami relatywnie wysokich w Polsce kosztów produkcji energii potrzeba inwestycji. W tym celu potrzebujemy inaczej zagospodarować pieniądze, które dziś przeznaczamy na subsydia. Jednocześnie przyspieszaniu transformacji musi towarzyszyć wypracowywanie nowych instrumentów polityki społecznej i redystrybucji kosztów. Bez tego cały proces się nie powiedzie. Jeśli państwo nie zadba zawczasu o grupy wrażliwe, prędzej czy później pojawi się wybuch społecznego niezadowolenia, który może zagrozić trwałości przyjętego kursu.

Ile taki program dla najuboższych mógłby kosztować?

2-3 mld zł na obniżanie cen energii, czyli mniej niż 1/3 tego, co dopłacamy do rachunków za energię elektryczną oraz 22 mld zł na termomodernizację.Do takich szacunków doszliśmy pracując nad raportem poświęconym ubóstwu energetycznemu, przy założeniu, że pomocy potrzebować będzie 10,5 proc. gospodarstw domowych i tylko do nich to wsparcie będzie ograniczone. Zarówno skalę problemu ubóstwa energetycznego, jak i koszty związane z jego redukowaniem, jest jednak trudno dokładnie określić. To tylko obrazowe szacunki.

Dlaczego trudno?

Brakuje danych i wskaźników pozwalających oszacować wielkość grupy docelowej. Nie mamy też przyjętej powszechnie definicji zjawiska. A ubóstwo energetyczne nie sprowadza się do niskich dochodów. Czasami uboga energetycznie może być np. rodzina o stosunkowo wysokich zarobkach, ale obciążona z takich czy innych względów bardzo wysokimi rachunkami energii. Krótko mówiąc, mówimy o splocie problemów związanych z sytuacją materialną, uwarunkowaniami regionalnymi, specyfiką energetyczną zamieszkiwanego budynku, potrzebami poszczególnych grup odbiorców oraz ich wrażliwością na wahania rynkowe. W związku z tym, że ubóstwo energetyczne ma bardzo różne twarze, jednym z kierunków, które warto naszym zdaniem rozważyć, jest regionalizacja czy też pewna elastyczność w kształtowaniu polityki na poziomie samorządu.

Zaprojektowanie tych mechanizmów wygląda na bardzo skomplikowane zadanie.

To prawda. Zalecamy w związku z tym ścisłą koordynację polityk energetyczno-klimatycznych i społecznych i współpracę pomiędzy kluczowymi urzędami i resortami odpowiedzialnymi za ich prowadzenie.

Grzegorz Onichimowski, jeden z autorów programu energetycznego PO, proponuje, by w nowym rządzie za transformację energetyczną odpowiadał jeden ośrodek. Dobry pomysł?

Dobry. Swego czasu jako Klub Jagielloński promowaliśmy pokrewną koncepcję powołania wicepremiera odpowiedzialnego za transformację. I generalnie popieramy rozwiązania, które wzmacniają horyzontalny, ponadresortowy wymiar działań rządu. Kluczowe jest jednak nie tyle stworzenie takiego czy innego urzędu, co odpowiednie zaprojektowanie jego kompetencji i postawienie na jego czele osoby, która łączyłaby silną pozycję polityczną z otwartością na zewnętrzne pomysły i zdolnością „ważenia” interesów i politycznych priorytetów.

Przyszły rząd ma też, według niego, przyspieszyć transformację i skierować Polskę z powrotem do unijnego mainstreamu. To zła wiadomość dla ubogich energetycznie?

Nie do końca zgodzę się z tezą, że w ostatnich latach byliśmy całkowicie poza głównym nurtem. OK, nie byliśmy w awangardzie Zielonego Ładu, nie wyrywaliśmy się do deklarowania neutralności klimatycznej, co jest skądinąd zrozumiałe, jeśli uwzględnić nasz punkt startu, nieporównywalną z jakimkolwiek innym krajem w UE rolę węgla w miksie energetycznym. Ostatnia kadencja była jednak czasem bardzo szybkiego rozwoju odnawialnych źródeł energii, napędzanego także przez rządowe programy „Czyste powietrze” czy „Mój prąd”. Ruszył proces termomodernizacji budynków i wymiany kopciuchów. Opór wobec płynących z Europy dekarbonizacyjnych trendów widać było głównie w politycznych deklaracjach i sloganach. Towarzyszyło temu jednak stopniowe wdrażanie zrębów Zielonego Ładu.

Teraz mamy być bardziej ambitni, iść dalej niż transformacyjny „program minimum”.

Propozycje, jakie na łamach DGP przedstawił ostatnio doradca PO ds. energetycznych Grzegorz Onichimowski, rzeczywiście są na tle polityki ostatnich lat daleko idące. Ponad 2/3 udziału OZE w produkcji energii elektrycznej już pod koniec tej dekady to cel, który będzie wiązał się z olbrzymimi wyzwaniami. Trzeba będzie radykalnie przyspieszyć rozbudowę sieci elektroenergetycznych i szukać sposobów na zagospodarowanie nadwyżek energii. Dobrym pomysłem wydaje się zasygnalizowana przez Onichimowskiego możliwość postawienia na bloki węglowe jako uzupełnienie miksu w szczytach zapotrzebowania i uniknięcie w ten sposób przeinwestowania w energetykę gazową, choć ta również w pewnym stopniu będzie potrzebna. Widać tu zresztą ciągłość względem podobnych koncepcji obecnych w dotychczasowej ekipie, których wyrazem był badający możliwości uelastycznienia naszych jednostek węglowych program Bloki 200+.

Skoro mowa o energetyce węglowej, program jej szybszego wygaszania to także koszty społeczne.

Jasne, mamy wiele potencjalnych jej ofiar i grup wrażliwych. Ale, jak nasz raport pokazuje, koszty rozsądnie zaprojektowanej polityki społecznej „amortyzującej” te przemiany wcale nie muszą być przytłaczające. Odpowiednio precyzyjne określenie grup docelowych, skupienie się na najbardziej potrzebujących może pozwolić radykalnie je ograniczyć.

No właśnie, w tytule raportu mowa o „gospodarnym państwie”. To próba wpisania się w koniunkturę polityczną, powrót fiskalnego konserwatyzmu?

To nie tylko koniunktura polityczna, rozumiana jako parlamentarny układ sił wyłoniony w wyborach i poglądy poszczególnych ugrupowań, ale i obraz nastrojów społecznych, który wyłania się z badań. Przeprowadzony przez nas w ramach prac nad raportem sondaż opinii publicznej potwierdza, że wśród Polaków dominują dziś postawy liberalne w dziedzinie gospodarki. Jest oczekiwanie, że niski poziom dochodów nie będzie jedynym kryterium dostępu do wsparcia państwa, że beneficjenci świadczeń będą musieli wykazać się jakąś dodatkową aktywnością. Na przykład: pytani o to, jakim grupom powinny przysługiwać obniżone ceny energii, tylko 36 proc. respondentów wskazywało osoby o niskich dochodach, a aż 49 proc. – odbiorców oszczędnie gospodarujących energią.

Tylko czy na polityce społecznej warto oszczędzać?

Co do zasady – pewnie nie warto. Ale nie popadajmy w podejście technokratyczne. Żaden rząd nie może sobie pozwolić na zamykanie oczu na artykułowane wprost oczekiwania obywateli. Tego wymaga także trwałość przyjmowanych strategii i polityk. Poza tym wychodzimy z założenia, że istnieje pewna przestrzeń pomiędzy podejściem nadmiernie oszczędnym a zalewaniem każdego problemu pieniędzmi, bez próby możliwie precyzyjnego ich ukierunkowania. Dlatego podjęliśmy próbę mediowania z postulatami ograniczania wydatków społecznych. Szukaliśmy rozwiązań, które pogodzą oczekiwania większej gospodarności państwa z wyminięciem transformacyjnych raf. Niezłym pomysłem wydaje się w tym kontekście wprowadzanie różnego rodzaju zachęt do świadomego gospodarowania energią. Inną formą wsparcia, która cieszy się stosunkowo wysoką akceptacją społeczną, jest dofinansowywanie przez państwo inwestycji w termomodernizację. Stosunkowo najmniejsza była z kolei popularność klasycznych rozwiązań progresywnych – np. w postaci niższych cen energii dla mniej zamożnych finansowanych przez wyższe obciążenia reszty społeczeństwa.

Warunkowe wsparcie dla wąskich grup jest tańsze niż świadczenia trafiające do szerokich grup. Ale takie podejście może też tworzyć komplikacje.

To prawda, ale z drugiej strony widzimy, że odpowiedź na niektóre problemy związane z ubóstwem energetycznym wymaga bardziej wyrafinowanych instrumentów. Doświadczenia związane z programem „Czyste powietrze” pokazują, że pieniądze to nie wszystko. Nawet poszerzenie dostępu do prefinansowania inwestycji w wymianę źródeł ciepła czy termomodernizację nie rozwiązuje niektórych problemów. Osoby ubogie energetycznie często wstydzą się zabiegać o wsparcie. Sprawę komplikuje też biurokracja i wysoki poziom skomplikowania procedur dotacyjnych. Jednym z możliwych rozwiązań byłoby stworzenie na poziomie gmin instytucji „inżynierów kontraktu”, którzy pomagaliby gospodarstwom domowym o niższych zasobach pozyskać finansowanie i przeprowadzić niezbędne inwestycje.

W tym wszystkim najbardziej niepokojąco brzmi wizja nagłego uwolnienia stawek za prąd dla większości społeczeństwa.

Absolutnie, tego nie można zrobić z dnia na dzień. Jak najbardziej można sobie też wyobrazić bardziej wysublimowane rozwiązania taryfowe, dopłacanie do jakiegoś minimum zapotrzebowania, stawki dynamiczne zależne od pory dnia czy dostępności energii.

Skoro jako społeczeństwo niechętnie patrzymy na fundowanie polityki społecznej z budżetu państwa, relatywnie istotniejsze dla przeprowadzenia transformacji w sposób sprawiedliwy i zrównoważony stają się środki unijne…

Tak, w Krajowym Planie Odbudowy mamy zresztą zapisane ponad 17 mld zł na działania związane z czystym powietrzem i efektywnością energetyczną. Pytanie, jak szybko uzyskamy dostęp do tych środków i na ile rząd będzie zdeterminowany, by renegocjować KPO. Przypomnijmy, że ten fundusz ma „datę ważności”: wszystkie cele mają być zrealizowane do czerwca 2026 roku. I to się raczej nie zmieni. Może w przyszłości powstaną kolejne instrumenty, kolejne fundusze na wzór tego covidowego – wiemy, że są takie postulaty – ale na dziś wygląda na to, że wykorzystanie całych przynależnych nam środków będzie wyzwaniem graniczącym z niemożliwością. A ewentualna próba aktualizacji KPO może je jeszcze bardziej skomplikować.

Rozmawiał Marceli Sommer