Ruszyła właśnie kampania cukrownicza w Polsce. Miała być rekordowa. Susza zweryfikowała nadzieje optymistów.
Rosnące od dwóch lat ceny buraków w skupie, do tego dodatkowa premia w przypadku wzrostu cen cukru oraz utrzymanie systemu płatności powiązanych z produkcją – to wszystko przekonało rolników do zwiększenia areału upraw. W tym roku wyniesie on 265 tys. ha, wobec 223 tys. w roku poprzednim. To miało dać rekordowe plony, a w efekcie także większą produkcję cukru (w zeszłym roku spadła ona do 2 mln t z 2,3 mln t rok wcześniej). Ale teraz producenci mówią głównie o suszy i jej wpływie na zbiory.
– Spodziewam się, że plon wyniesie 60 t z 1 ha. W latach poprzednich zbiory sięgały nawet 70 t z 1 ha – mówi Józef Pawela, właściciel 24 ha plantacji.
– Nadzieja w tym, że pogoda jeszcze dopisze i zbiory poprawią się późną jesienią. Te, które są dziś, są słabe – mówi Rafał Strachota, dyrektor Biura Zarządu Głównego Krajowego Związku Plantatorów Buraka Cukrowego.
Ale nie tylko susza jest problemem. Obfite deszcze z ostatnich dni przekładają się negatywnie na zawartość cukru w burakach.
Jedno jest pewne: nawet jeśli zbiory będą niższe, a produkcja nie okaże się rekordowa, a jedynie zbliżona do tej z 2022 r., to cukru i tak nie zabraknie. Jego konsumpcja w kraju wynosi średnio 1,65–1,7 mln t rocznie, czyli poniżej polskiej produkcji.
Nie wiadomo natomiast, jak wypadnie opłacalność upraw.
– W zeszłym roku cena gwarantowana dla rolników wynosiła 49–50 euro za tonę. W tym roku jest to 45–46,5 euro za tonę. Oprócz tego można jednak liczyć na premię, jeśli producenci cukru sprzedadzą go drożej, niż wynikałoby to z zawartej z nimi umowy – wyjaśnia Strachota.
Mniejsza podaż cukru z reguły oznacza wyższe ceny sprzedaży. Ale znaczenie ma również sytuacja za granicą. Przede wszystkim to, jak wygląda popyt na polski cukier w Europie Zachodniej. – Szacuje się, że w Unii Europejskiej produkcja w tym roku wyniesie ponad 15 mln t, czyli będzie o 6 proc. większa niż przed rokiem. Pokryje to unijne zapotrzebowanie na cukier. Nie znaczy to jednak, że import i eksport nie będą miały miejsca. Będą się odbywały, bo to wynika choćby z zawartych wcześniej umów czy z działania w Europie globalnych koncernów – zauważa Jakub Jakubczak, analityk sektora Food & Agri w BNP Paribas Bank Polska.
Kolejna kwestia to sytuacja globalna. Według Jakubczaka w tym roku po raz pierwszy od wielu lat jest spodziewany deficyt cukru na poziomie światowym. Produkcja jest szacowana na 178 mln t, a spożycie na 179 mln t.
To przede wszystkim wynik ograniczania produkcji cukru przez Brazylię i Indie. Trzcinę cukrową będą wykorzystywały w większym stopniu do produkcji biopaliw, by obniżyć ceny paliw na lokalnym rynku, które poszły w ostatnim czasie w górę.
Zdaniem ekspertów należy się w związku z tym liczyć z tym, że ceny cukru na światowych giełdach nie spadną, choć równocześnie nie należy się obawiać dużych wzrostów.
– Producenci mają świadomość, że podwyżki cen mogą negatywnie przełożyć się na konsumpcję – tłumaczy Jakubczak.
Na razie eksport cukru z Polski maleje. Od stycznia do czerwca wyniósł 264,5 tys. t, wobec 323 tys. t rok wcześniej. Import wzrósł z 83 tys. t do 144,3 tys. t. To zasługa zwiększonych zakupów spoza UE. Import z Ukrainy zwiększył się pięciokrotnie.
To wszystko sprawia, że cena cukru spada. W lipcu wyniosła 4633 zł za tonę, wobec 4650 zł w czerwcu. ©℗