Na depozytach zarabia się mniej, co może zniechęcić firmy do trzymania pieniędzy w bankach i stać się bodźcem do inwestowania
Banki nie chciały pieniędzy pod koniec lutego / Dziennik Gazeta Prawna
Oprocentowanie depozytów korporacyjnych i dla instytucji finansowych spada i będzie spadać – wieszczą bankowcy. Pośrednią przyczyną jest podatek bankowy. Widać to było 29 lutego, gdy banki po raz pierwszy wyliczały, ile muszą oddać fiskusowi. Nie chciały wtedy brać dodatkowych depozytów, bo przyjmując je, zwiększały swoje aktywa, od których naliczany jest podatek. Nie pożyczały też sobie nawzajem z tego samego powodu. Żeby zniechęcić innych do transakcji, dawały bardzo niskie ceny – np. stopa WIBOR dla transakcji na jedną noc spadła do 0,59 proc. z 1,28 proc. dzień wcześniej. Strategia, jaką bankowcy przyjęli na ten dzień, była jedna: przyczajenie się i minimalizowanie strat. Środki, które były w bankach, trafiły w dużej części na rachunki w NBP i lokatę na koniec dnia. Stan środków w banku centralnym zwiększył się do 43,3 mld zł z 22,8 mld dzień wcześniej (na rachunku bieżącym) i 5,8 mld zł z 2,3 mld zł (na lokacie na koniec dnia).
Banki nie musiałyby tak drastycznie obniżać cen na ten jeden dzień, gdyby stawki na inne depozyty przyjmowane w pozostałe dni też już zdążyły się dostosować do nowej sytuacji na rynku – czyli spadły do ok. 1 proc. Dlaczego? Przyjęcie depozytu to w banku dodatkowa płynność. Jeśli nie zostanie z niej udzielony kredyt, to najprostszym sposobem na odzyskanie zapłaconych klientowi odsetek od niego jest zakup bonów pieniężnych NBP. W czasach przedpodatkowych zysk z bonów wynosił 1,5 proc. w skali roku – czyli teoretycznie do tego poziomu można było oferować stawkę oprocentowania depozytu. Teraz jednak bony realnie dają niewiele ponad 1 proc. – bo stawka podatku od aktywów to 0,44 proc. rocznie. Dlatego podatek działa jak obniżka stóp i banki będą dostosowywać ceny oferowanych depozytów do tego poziomu. Bo na dłuższą metę od nadpłynności nie będą w stanie uciec. Efekt jest już widoczny na krótkoterminowych stawkach na depozyty przyjmowane w dzień rozliczenia – ale z czasem to dostosowanie obejmie też inne kategorie depozytów.
Zwolennikiem tej tezy jest Mirosław Winiarczyk, dyrektor departamentu rynków finansowych w RaiffeisenPolbanku. – Można oczekiwać, że stawki depozytów klientowskich będą maleć w kierunku 1 proc., przynajmniej w przypadku instytucji finansowych i korporacji. Zaczyna się od depozytów krótkoterminowych przyjmowanych na przełom miesiąca, ale obejmie to również średni i dłuższy termin – wskazuje Mirosław Winiarczyk.
Teoretycznie banki mogłyby nadwyżki lokować w obligacje skarbowe. To byłoby opłacalne, bo od tego typu aktywów podatku się nie płaci. Ale sęk w tym, że na tego typu inwestycje banki mają limity – i wiele wskazuje na to, że je wykorzystały. W styczniu wartość obligacji i bonów skarbowych w bankowych portfelach wzrosła do 179,5 mld zł ze 171,5 mld zł miesiąc wcześniej. To krajowe banki były głównym kupującym bony skarbowe, do emisji których Ministerstwo Finansów wróciło po dwóch latach przerwy.
Jest jeszcze jeden czynnik, który przemawia za spadkiem oprocentowania depozytów: banki będą przeglądały teraz swoją ofertę kredytów. I będą zapewne rezygnować ze sprzedaży tych, które dają najmniejszą marżę (bo podatek jeszcze bardziej ją zmniejszy). Każdy kolejny kredyt teoretycznie powinien być o 0,44 proc. bardziej rentowny niż dotychczasowy. – Do tej pory walka na zwiększanie bilansu pomiędzy bankami nie była specjalnie kosztowna, ale po wejściu w życie podatku bilanse banków powinny się zmniejszać – wyjaśnia Tomasz Mironczuk z Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową, niegdyś prezes Banku Gospodarstwa Krajowego.
To oznacza, że akcja kredytowa w bankach może wyhamować, przynajmniej w niektórych segmentach rynku. A skoro tak, to i dodatkowy depozyt będzie mniej potrzebny – co oznacza niższe stawki oprocentowania. Oczywiście nie wszyscy będą traktowani tak samo – w przypadku kredytów korporacyjnych, gdzie oprocentowanie najczęściej jest negocjowane indywidualnie, banki będą segregować klientelę. W lepszej sytuacji znajdą się ci, którzy współpracują z bankiem również w inny sposób (np. mają kredyty) – im można zaoferować nieco lepsze warunki, stosując cross selling (np. dając większy procent na depozycie, który można zniwelować wyższą marżą od kredytu).
Opłacalność trzymania w nich pieniędzy przez przedsiębiorstwa wyraźnie się zmniejszy. – Pytanie, czy na tyle, by zachęcić klientów korporacyjnych do inwestycji. W pewnym stopniu może tak być, co byłoby wsparciem dla programu Morawieckiego. Bo przecież zakłada on, że finansowanie programu w części będzie się odbywało z depozytów przedsiębiorstw – przyznaje Mirosław Winiarczyk. W programie założono, że na inwestycje firmy przeznaczą część z lokat wartych ok. 230 mld zł.
Tomasz Mironczuk zwraca jednak uwagę, że trzymanie depozytu w banku oznacza stały i pewny – choćby nawet niższy – zysk. Inwestycja w rozwój to ryzyko. Wielkość zwrotu zależy od koniunktury w gospodarce. Firmy nie będą inwestować, jeśli nie uwierzą w jej trwałość. – Nawet jeżeli oprocentowanie depozytów zmniejszyłoby się o 1 proc., to nie musi być to wystarczający powód, dla którego przedsiębiorcy zainwestują swoje pieniądze w jakiś konkretny projekt, zamiast trzymać je na rachunku – przekonuje Mironczuk. Jego zdaniem może następować inny proces: przedsiębiorcy – i klienci indywidualni – będą szukać alternatywnych form lokowania pieniędzy. Kupując np. certyfikaty w funduszach zamkniętych, mogą pośrednio inwestować w rozwój gospodarki. ©?
Akcja kredytowa może wyhamować. A skoro tak, to i depozyt nie będzie potrzebny