Resort wznawia rozmowy z dostawcami mogącymi zbudować tarczę przeciwrakietową. To ma poszerzyć nasze możliwości negocjacyjne
– Wracamy do rozmowy z MEADS. O tym, kto dostarczy nam rozwiązanie do obrony polskiej przestrzeni powietrznej, wciąż dyskutujemy. Możliwe są różne opcje i różni dostawcy. To wszystko zależy od warunków, jakie nam zostaną zaoferowane – wyjaśnia wiceminister obrony Bartosz Kownacki. Wiadomo, że negocjacje mają się rozpocząć w najbliższych dniach. Być może wpływ na taki obrót spraw miała niedawna wizyta prezes największego koncernu zbrojeniowego świata Lockheed Martin (udziałowiec MEADS) Marillyn Hewson w Polsce.
To kolejny zwrot w ciągnącej się od lat historii dotyczącej obrony polskiego nieba. Z najnowszych wydarzeń warto przypomnieć, że w czerwcu 2014 r. do postępowania na zestawy obrony powietrznej średniego zasięgu „Wisła” zostały zaproszone dwa podmioty: konsorcjum EUROSAM (Thales i MBDA – Francja) oferujące zestaw SAMP/T oraz firma Raytheon (USA) proponująca zestawy Patriot.
Wtedy od negocjacji został odsunięty właśnie MEADS. Powodem była jego – jak to określa wojsko – nieoperacyjność. To wzbudziło kontrowersje, ponieważ także patrioty nie spełniały wszystkich wymagań, które postawiło MON (np. nie oferowały radaru 360 stopni). W kwietniu ubiegłego roku prezydent Bronisław Komorowski ogłosił, że będziemy negocjować z rządem amerykańskim zakup od koncernu Raytheon. Równocześnie Francuzi stwierdzili, że nawet nie zostali poproszeni o złożenie ostatecznej oferty (znane były wstępne propozycje i możliwości po dialogu technicznym, ale MON nie poprosiło o wycenę konkretnej konfiguracji).
Tak czy inaczej, polski rząd na własne życzenie postawił się w stosunkowo mało wygodnej pozycji negocjacyjnej. Rozmawiał już tylko z jednym podmiotem. Amerykanie znakomicie to wykorzystali i oferta, którą nam złożyli, była bardzo droga (nieoficjalnie mówiło się o 40 mld zł, podczas gdy Polska zarezerwowała na ten cel 16 mld zł) oraz odwleczona w czasie. Nasz przemysł z kolei narzekał na to, że jego udział w tym programie ograniczałby się do zaledwie kilku procent wartości kontraktu (Francuzi oferowali ok. 40 proc.). Najnowszy rozdział epopei „Wisła” to było słynne już wystąpienie ministra obrony Antoniego Macierewicza, który podczas posiedzenia sejmowej komisji narodowej stwierdził, że kontrakt na „Wisłę” nie istnieje.
O komentarz w sprawie powrotu do negocjacji poprosiliśmy samych zainteresowanych. – Zawsze potwierdzaliśmy, że nasza wcześniejsza oferta na system MEADS dla polskiego programu „Wisła” pozostaje aktualna. Jednak ponieważ to są procedury rządowe, prosimy kierować pytania oficjalnie do polskiego MON – stwierdził Marty Coyne z MEADS International. Z kolei wspomniana wyżej Marillyn Hewson w poniedziałkowym wywiadzie dla DGP mówiła tak: – W naszej ofercie zaproponowaliśmy waszemu przemysłowi zbrojeniowemu, by stał się częścią konsorcjum MEADS produkującego nowy system, który w naszej opinii ma olbrzymi potencjał eksportowy. Mamy propozycje wspólnego rozwoju nowego pocisku i ogólną ofertę 40-proc. udziału polskiego przemysłu w polskim programie „Wisła”.
Wznowienie po dwóch latach przerwy rozmów z MEADS daje MON dwie korzyści. – Raytheon dalej jest faworytem, bo to z nim głównie rozmawiamy. Poszerzenie negocjacji z jednej strony jest formą nacisku, by oferta była korzystniejsza. Ale z drugiej, jeśli ta propozycja się nie poprawi i zrezygnujemy definitywnie z patriotów, to będziemy już bardziej zaawansowani w rozmowach z konkurencją – wyjaśnia jeden z naszych rozmówców związanych z resortem obrony. Nie udało nam się potwierdzić, by do rozmów o „Wiśle” zaproszono przedstawicieli francuskiego konsorcjum SAMP/T. Prawdopodobnie wynika to z geopolitycznego zorientowania polskiego rządu na USA.
Co istotne, także w programie „Narew” (obrona powietrzna krótkiego zasięgu) ruszyły kolejne działania (przez ostatnie pół roku praktycznie nic się nie działo w związku z wyborami i zmianą rządu). Inspektorat Uzbrojenia rozesłał kolejne pytania do kilku oferentów wciąż pozostających w grze. – Pytania dotyczą kwestii operacyjnych i transferu technologii. Odpowiedzi mamy odesłać do 15 marca i teraz nad nimi pracujemy – opowiada Tomasz Zakrzewski, dyrektor ds. rozwoju biznesu w obszarze obronności w Thales Polska.
Wydaje się, że w tej chwili w kwestiach obrony powietrznej wszystkie scenariusze są możliwe. Mało prawdopodobne jest, byśmy, tak jak pierwotnie planowano, kupili 8 baterii patriotów. Ale możliwe jest np. kupienie dwóch sztuk, które dawałyby nam ochronę raczej symboliczną, ale pozwoliło naszym żołnierzom trenować na tym sprzęcie. W wypadku zagrożenia przerzucenie baterii patriotów w posiadaniu innych członków i ich używanie w Polsce byłoby wtedy prostsze.
Realna wydaje się też zupełna rezygnacja z „Wisły” (przynajmniej na najbliższe lata) i budowanie systemu obrony powietrznej, rozpoczynając od „Narwi”. To byłoby tańsze i na pewno pozwoliłoby na większe zaangażowanie polskiego przemysłu. O tym, że jest to kluczowy program dla polskiego wojska, świadczą kwoty: w planie modernizacji technicznej na system obrony powietrznej do 2022 r. zaplanowano wydanie ponad 25 mld zł. Jednak wydanie całej tej kwoty przez najbliższe sześć lat wydaje się mało prawdopodobne.
Na budowę systemu „Wisła” zarezerwowanych jest 16 mld zł