"To znaczy, mamy stosunkowo wysokie tempo wzrostu PKB na poziomie 3,8 proc. i stosunkowo wysoką inflację 1,7 proc. Z uwagi na to, że presja inflacyjna jest bardzo niska Narodowy Bank Polski zakłada, że inflacja w przyszłym roku wyniesie 1,1 proc. Przyjęte założenia dla wzrostu nominalnego PKB są być może zbyt optymistyczne" - powiedział Gomułka PAP.
Jego zdaniem, "gdyby nominalny PKB wzrósł o ok. 1 pkt proc. mniej niż założono, to oznaczałoby niższe dochody budżetu państwa o ok. 4-5 mld zł". "Tej wielkości odchylenie prawdopodobnie można zaabsorbować w trakcie realizacji budżetu bez konieczności nowelizacji" - podkreślił.
"Różnice w wydatkach w stosunku do pierwotnych założeń wynikają niemal całkowicie z przyjętego planu wprowadzenia w życie dodatku na dzieci od początku drugiego kwartału 2016 r. Realizacja tego zobowiązania ma kosztować blisko 17 mld zł, czyli mniej więcej tyle, ile wynosi w tej chwili różnica między przyjętymi wydatkami, a proponowanymi w poprzedniej wersji budżetu. Ta różnica w wydatkach ma być finansowana na trzy sposoby. Po pierwsze - nadzwyczajnym dochodem niepodatkowym z tytułu aukcji na rezerwację częstotliwości LTE w wysokości 9,2 mld zł oraz dwoma nowymi podatkami sektorowymi - jeden związany jest z podatkiem w sektorze finansowym, ok. 5,5 mld zł, a drugi - w sektorze sklepów wielkopowierzchniowych - ok. 2 mld zł" - tłumaczył Gomułka.
Jak mówił, bardzo ważne jest to, że proponowany przez rząd budżet zakłada utrzymanie deficytu sektora finansów publicznych poniżej 3 proc. PKB, tzn. maksymalnego dopuszczalnego w Unii Europejskiej poziomu. "Przypuszczam, że dla rynków finansowych te informacje o tym, że rząd zamierza - przynajmniej w przyszłym roku - przestrzegać reguły ostrożnościowej z Maastricht dotyczącej deficytu była pozytywną wiadomością" - ocenił.
Według Gomułki "obserwowane ostatnio umocnienie się złotego oraz zmiany na giełdzie mogą być związane z pozytywną reakcją inwestorów zagranicznych na proponowany na przyszły rok budżet".
Również Rafał Antczak z Deloitte zwrócił uwagę, że w przyjętym w poniedziałek projekcie budżetu zawarto założenia makroekonomiczne przygotowane jeszcze przez poprzedni rząd. Zaznaczył jednak, że prawdopodobnie okaże się, że zarówno inflacja, jak i wzrost PKB są zawyżone. "Myślę, że jest poważne ryzyko, że to będzie dużo niżej w stosunku do tego, co rząd zakłada. Przyczyny są złożone - zarówno zewnętrzne, jak i wewnętrzne. To może spowodować, że ten wzrost będzie słabszy, niż się wszyscy spodziewają. To nie jest tak, że to będzie wina kogoś. Po prostu taki będzie rok" - powiedział Antczak PAP.
Antczak odniósł się też do poniedziałkowych słów wicepremiera Morawieckiego o tym, że na rachunkach polskich firm jest ponad 240 mld zł i trzeba zachęcać przedsiębiorstwa do wykorzystania tego kapitału, co pobudzi rozwój gospodarczy. Ekspert zgodził się z tym, że na rachunkach firm jest sporo gotówki. Powiedział jednak, że firmy nie mają problemu ze znalezieniem środków na dofinansowanie inwestycji - mogą korzystać z kredytów bankowych czy środków unijnych. "Polskie firmy nie mają problemu z pozyskaniem finasowania. Problem jest w perspektywach zwrotu z takich inwestycji. Jednym z powodów jest czynnik niepewności, polskie firmy nie chcą ryzykować" - zaznaczył.
Przyjęty w poniedziałek przez rząd projekt budżetu na 2016 r. przewiduje, że deficyt budżetowy nie przekroczy 54,7 mld zł; wzrost PKB wyniesie 3,8 proc.; średnioroczna inflacja - 1,7 proc.; a deficyt sektora finansów publicznych spadnie do 2,8 proc. PKB.
Zgodnie z komunikatem Centrum Informacyjnego Rządu w projekcie zaplanowano dochody budżetu państwa w wysokości 313 mld 788 mln 526 tys. zł, wydatki w wysokości 368 mld 528 mln 526 tys. zł. Tym samym deficyt nie powinien przekroczyć 54 mld 740 mln zł.