Trudno oczekiwać, aby działania podjęte przez rządy i banki centralne zapobiegły globalnej recesji.
W ubiegłym tygodniu aż sześć krajowych banków centralnych (wśród nich FED) oraz Europejski Bank Centralny obcięło stopy procentowe o 0,5 procenta w skoordynowanej akcji, która miała wesprzeć spowalniającą światową gospodarkę i przywrócić zaufanie do rynków giełdowych. Wydarzenia z piątku pokazały, że siła banków centralnych nie jest tak duża, jak można było oczekiwać.
Banki centralne pełnią wiele ról w gospodarce, dwie z nich są najważniejsze: ustalanie stóp procentowych i zapewnianie płynności w systemie finansowym. W ciągu ostatnich kilku miesięcy banki wpompowały grube miliardy dolarów do systemu, aby zwiększyć płynność i spowodować, że banki będą pożyczać sobie pieniądze. Do tej pory nie mieliśmy do czynienia z wieloma obniżkami stóp procentowych z uwagi na obawy o rosnącą inflację. W zachodnich gospodarkach te obawy zaczęły znikać, w miarę jak ceny surowców spadały (podobnie jak wzrost gospodarczy).
Obniżki stóp procentowych początkowo doprowadziły do odbicia na rynkach, jednak później giełdy zanurkowały. Inwestorzy na całym świecie stracili zaufanie. Nawet wspólna polityka banków centralnych nie przywróciła (jeszcze) zaufania do rynku.
Trudno oczekiwać, aby działania podjęte przez rządy i banki centralne zapobiegły globalnej recesji, ale przynajmniej dołożono kolejny worek stojący na drodze powodzi. Takich worków trzeba będzie dołożyć jeszcze kilka.
Ostatnie spadki były spowodowane przez panikę. Gdy zaufanie wróci - inwestorzy, którzy zaczną już teraz inwestować, skorzystają najwięcej. Akcje tańsze o 50-60 proc. to nie znak, że nie może być jeszcze taniej. Zwróćmy uwagę na ciekawą zależność, która występuje, np. gdy cena walorów spada ze 100 na 50 zł: akcje za pół ceny!!! Można kupować. Spadek o kolejne 10 zł (do 40 zł) zabierze nam 1/5 zainwestowanej kwoty, ale oznacza, że od szczytu przeceny spadki pogłębiły się tylko o 10 punktów procentowych (do 60 proc.).