Zgodnie z konstytucją rząd przesyła projekt budżetu do Sejmu do końca września. Parlament - Sejm i Senat - mogą pracować nad budżetem cztery miesiące, z tym że Senat ma na zgłoszenie swoich poprawek 20 dni od dnia przekazania ustawy przez Sejm. Jeżeli w ciągu 4 miesięcy od dnia przedłożenia Sejmowi projektu ustawy budżetowej nie zostanie ona przedstawiona prezydentowi do podpisu, prezydent może w ciągu 14 dni zarządzić skrócenie kadencji Sejmu.
Prezydent ma siedem dni na podpisanie ustawy budżetowej; nie może jej zawetować. Może jednak zwrócić się do Trybunału Konstytucyjnego w sprawie zgodności budżetu z konstytucją. Trybunał musi orzec w tej sprawie w ciągu dwóch miesięcy.
Główny ekonomista BCC prof. Stanisław Gomułka powiedział PAP, że gdyby obecna koalicja dalej sprawowała władzę, to nie należy spodziewać się zmian w projekcie budżetu. Zmian - jego zdaniem - można oczekiwać, gdyby do władzy doszła inna koalicja, z główną rolą przypadającą PiS. "Nowy premier i nowy minister finansów mają ograniczone pole do zmian w tym roku, jeśli parlament ma przyjąć ustawę budżetową pod koniec roku. Zwykle zmiany proponowane w takich okolicznościach są bardzo niewielkie. Tak było osiem lat temu, kiedy rząd Donalda Tuska przejął władzę, wówczas zaproponowane zmiany do projektu ustawy budżetowej były bardzo ograniczone, motywowane m.in. brakiem czasu na większe korekty, które wymagałyby zmian ustawowych" - wskazał.
"Ponieważ Prawo i Sprawiedliwość przedstawiło szereg propozycji w trakcie kampanii wyborczej, nadal je prezentuje i chce realizować, to można oczekiwać nowelizacji przyszłorocznego budżetu za jakiś czas, po 1 stycznia. Nowela musi uwzględniać tzw. przewidywany wynik sektora finansów publicznych na 2016 rok, a w szczególności ocenę, że będzie on w pobliżu maksymalnego, dopuszczalnego w ramach Unii Europejskiej. W tej sytuacji możliwości znacznego zwiększenia wydatków czy zmniejszenia dochodów są bardzo ograniczone" - podkreślił Gomułka.
Zauważył, że Prawo i Sprawiedliwość zwracało uwagę, że chciałoby utrzymać deficyt sektora finansów publicznych poniżej 3 proc. PKB, a ewentualne zwiększenie wydatków czy zmniejszenie dochodów uzależnić od uszczelnienia systemu podatkowego, a także od wprowadzenia nowych podatków, w szczególności w sektorze finansowym - podatku bankowego oraz od sprzedaży w sklepach wielkopowierzchniowych. "Zakres zmian w budżecie będzie uzależniany bardzo od oceny wpływu tych dwóch podatków. Wydaje się mało prawdopodobne, aby nowy rząd zdecydował się na duże zwiększenie wydatków związanych np. z nowym dodatkiem rodzinnym, w postaci 500 zł - na dziecko, na wszystkie dzieci w rodzinach ubogich i na drugie dziecko wzwyż w pozostałych rodzinach, bez dokładnego rozpoznania zwiększenia wpływów podatkowych, uszczelniających system podatkowy" - ocenił.
W jego ocenie reforma w obszarze dodatków na dzieci czy ewentualne zwiększenie kwoty wolnej od podatku być może zostanie przesunięte na 2017 rok, a może nawet później, w zależności od tego, jakie wyniki dla budżetu przyniosą działania uszczelniające system podatkowy. "To wydaje mi się opcja racjonalna i taka, której nie wykluczałbym, ale oczywiście jest możliwe, że nowy rząd zdecyduje się na inne rozwiązanie - na szybkie zwiększenie dodatków rodzinnych i podniesienie kwoty wolnej od podatku, licząc na duże efekty uszczelniające, albo nawet odstępując od przyjętej jak dotąd zasady nieprzekraczania deficytu sektora finansów publicznych na poziomie 3 proc. PKB. W tym przypadku mielibyśmy do czynienia z dużym ryzykiem dla finansów publicznych. Mam nadzieję, że to się nie stanie, ale takiego wyboru nie można wykluczyć" - wskazał główny ekonomista BCC.
Według Piotra Kuczyńskiego, głównego analityka firmy Xelion, projekt ustawy budżetowej, który ma trafić w środę do Sejmu, jest "bardzo rozsądny". "Nie widzę powodów do zmian. Warunki, które zostały tam zarysowane, nie są takie znowu wyborcze, mimo że deficyt budżetowy wynosi ponad 50 mld zł, czyli najwięcej od wielu lat" - ocenił.
"W dalszym ciągu uważam, że to jest rozsądny projekt ustawy budżetowej przy założeniu, że uda nam się wypracować wzrost gospodarczy ponad 3 proc. w przyszłym roku. To może nie być takie łatwe, jeżeli przyjdzie zawierucha z Chin i rzeczywiście w Niemczech np. potężnym ciosem +oberwie+ nie tylko Volkswagen, a większa część sektora produkcji aut. To są potężne zagrożenia" - ocenił Kuczyński.
Zwrócił uwagę, że niemiecka gospodarka stoi w dużej mierze na sektorze producentów aut. "Już nawet Niemcy mówią, że to może zagrozić ich gospodarce. A gdyby niemiecka gospodarka spowolniła, to siłą rzeczy polska też by +oberwała+. Nie byłoby tak, że wpadlibyśmy w recesję, ale 3,2 proc. wzrostu PKB byłoby trudno osiągnąć, a wtedy z przychodami byłoby też trudno. Myślę, że nowy rząd po wyborach będzie miał niewielkie pole do manewru (do zwiększania wydatków - PAP), bo będzie stał na bardzo grząskim gruncie".
Była wiceminister finansów, przez wiele lat odpowiedzialna w MF za prace nad budżetem (obecnie doradczyni prezesa NBP Marka Belki), Elżbieta Suchocka-Roguska mówiła niedawno PAP, że w roku wyborczym kończący kadencję parlament ma za mało czasu, aby zakończyć procedurę budżetową. Zgodnie z zasadą dyskontynuacji, nowy Sejm nie może jednak kontynuować prac nad projektem.
"W związku z tym zazwyczaj nowy rząd na swoim pierwszym posiedzeniu przyjmuje projekt przygotowany przez poprzednią ekipę i kieruje go do Sejmu. Jednocześnie zaczyna prace nad ewentualnymi poprawkami, które ma prawo składać w formie autopoprawki lub poprawek" - tłumaczyła wówczas Suchocka-Roguska.