Sprzedaż polskiej żywności za granicę ciągle nabiera tempa. Rodzimi producenci nie chcą jednak pracować na sukces innych
Sprzedaż polskiej żywności za granicę ciągle nabiera tempa. Rodzimi producenci nie chcą jednak pracować na sukces innych
W pierwszej połowie tego roku wartość żywności z Polski sprzedanej za granicę wzrosła o 6,4 proc., do 11,2 mld euro. W porównaniu z ubiegłym rokiem to przyśpieszenie z 4,5 proc., choć dynamika jest wciąż niższa niż w kilku poprzednich latach, kiedy przekraczała 10 proc. w skali roku. Polska jest już jednak szóstym eksporterem żywności w UE. Jeszcze w 2012 r. była na ósmej pozycji. Mimo tych osiągnięć na półkach w sklepach za granicą nadal trudno jest dostrzec wyroby oferowane pod naszymi markami. Wyjątki to wódka i kiełbasa. Producenci mają świadomość, że już niedługo z tego powodu może być im trudno rozwijać sprzedaż za granicą. Zmieniają więc strategie działania – stawiając na eksport pod własnymi markami, a nie w ramach produkcji na zlecenie zagranicznych koncernów.
Konkurować niską ceną za granicą nie da się w nieskończoność. A na tym do tej pory polegał podbój obcych rynków przez krajowych przedsiębiorców. Koszty pracy w kraju rosną. W efekcie dziś pochodzące z naszego kraju produkty na zagranicznych rynkach są tańsze od swojej konkurencji o blisko 20 proc. A jeszcze kilka lat temu ta różnica sięgała 30 proc. Jak zauważa Michał Koleśnikow z Banku BGŻ BNP Paribas, dalsze dynamiczne zwiększanie eksportu może być więc utrudnione. – Do unijnej czołówki wciąż nam daleko. W 2013 r. na czele była Holandia z eksportem o wartości 81 mld euro – podkreśla.
Wzrost eksportu w dotychczasowym modelu stawał się też coraz mniej opłacalny. Dlatego, jak mówi Dariusz Sierpiński, prezes SM Mlekovita, rok temu firma postanowiła rozwijać za granicą sprzedaż przede wszystkim własnego brandu. – To też jedyny sposób, by budować wizerunek firmy na innych rynkach – komentuje Sierpiński, podkreślając, że eksport produktów pod logo spółdzielni rośnie w dwucyfrowym tempie.
Z każdym rokiem przybywa rodzimych firm, które obierają taki kierunek rozwoju. Przykładem mogą być Mokate, Jutrzenka, FoodCare czy Maspex. Oferowany przez ostatnią z tych firm napój Kubuś jest już liderem w swojej kategorii nie tylko w Polsce, lecz również w Rosji, Rumunii, Czechach, na Węgrzech, Łotwie czy Słowacji. Choć nie na wszystkich rynkach występuje pod marką znaną Polakom. – W Czechach i na Słowacji to Kubik, a w Bułgarii, Rumunii i Rosji Tedi – informuje Dorota Liszka z Grupy Maspex. Dodaje, że rośnie również sprzedaż pod markami Tymbark czy La Festa.
Eksperci, jak i sami producenci, twierdzą, że podbijanie Europy i świata z własną marką wcześniej nie było możliwe. – Eksport polskiej żywności ma miejsce dopiero od 11 lat, czyli od momentu wejścia Polski do UE. Krajowi producenci debiutowali za granicą w czasie ogromnej globalnej konkurencji. Musieli więc najpierw przekonać do siebie lokalnych konsumentów. A mogli to zrobić tylko w jeden sposób: oferując wysokiej jakości wyroby w atrakcyjnej cenie. Na budowanie pozycji własnej marki nie było miejsca – wyjaśnia Andrzej Gantner, dyrektor generalny Polskiej Federacji Producentów Żywności.
Musieli również poznać upodobania lokalnych klientów, by pod tym kontem dostosować swoje produkty. Wreszcie potrzebna była konsolidacja w sektorze spożywczym, by powstali duzi gracze dysponujący nie tylko odpowiednią skalą działania, ale i pieniędzmi pozwalającymi na promowanie i rozwijanie polskich brandów za granicą. Problem w tym, że wiele znanych rodzimych marek padło łupem globalnych koncernów, przez co dziś trudno mówić, że są polskie.
– Na wylansowanie brandu na zachodnim rynku potrzeba około 10–15 mln euro. Znaleźliśmy sposób na ograniczenie tych kosztów o połowę: świadomość marki za granicą budujemy nie przez reklamy w mediach, ale przede wszystkim przez bezpośrednie dotarcie do klienta z produktem w miejscu sprzedaży, czyli np. przez degustacje. Wydłuża to jednak czas podboju rynku z trzech do nawet siedmiu lat – wyjaśnia Wiesław Włodarski, twórca firmy FoodCare, która za granicą jest znana przede wszystkim z produktów Gellwe, Black, 4move oraz Frugo.
O tym, że krajowi producenci poważnie myślą o eksporcie, świadczyć mogą rosnące z roku na rok inwestycje w sektorze spożywczym. Mają one na celu nie tylko zwiększanie skali sprzedaży, ale i ograniczanie kosztów produkcji. Jak wynika z wyliczeń Banku BGŻ BNP Paribas, w I półroczu tego roku na ten cel firmy przeznaczyły 3 mld zł. W całym 2014 r. kwota ta wyniosła 7,5 mld zł i była o 28 proc. większa niż rok wcześniej.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama