Dwaj giganci branży budowlanej liżą rany po kryzysie. Teraz będą trzymali się z dala od dróg.
Wielkie kłopoty wielkiej branży / Dziennik Gazeta Prawna
We wtorek sąd gospodarczy ogłosi wyniki głosowania w sprawie układu w PBG. To formalność. Bo wiadomo już, że najwięksi wierzyciele – ubezpieczyciele i instytucje finansowe – wypowiedzieli się za jego przyjęciem. – Kolejnym krokiem będzie zatwierdzenie układu. Liczymy, że nastąpi to do końca roku. Wtedy z nazwy PBG zniknie dopisek „w upadłości układowej” – twierdzi wiceprezes PBG Kinga Banaszak-Filipiak.
Zobowiązania PBG wobec wierzycieli to aż 3,3 mld zł. Drobni, którzy ubiegają się o kwoty do pół miliona złotych, mają szansę wyegzekwować całość w ratach, pozostali – od 8 do 21 proc. Niektórzy otrzymają nowe akcje PBG.
Grupa PBG, która od końca lat 90. rosła na kontraktach gazowych, upadła pod ciężarem kredytów pod wielomiliardowe umowy na obcym dla siebie gruncie. Wygrała przetargi m.in. na budowę Stadionu Narodowego w Warszawie (wspólnie z Alpine Bau). Spółki z grupy PBG, Aprivia i Hydrobudowa, w konsorcjach z irlandzkimi wykonawcami wygrały przetargi na budowę ok. 100 km autostrad. Te drogowe kontrakty zakończyły się fiaskiem i do dziś są przedmiotem sporu z GDDKiA. 2012 r. PBG zamknęło katastrofalnym wynikiem minus 2,8 mld zł. Za większość tej straty odpowiadały źle oszacowane kontrakty drogowe.
W czerwcu 2012 r. firma złożyła wniosek o upadłość układową. – Nikt nie przypuszczał, że doprowadzenie do głosowania nad układem zajmie ponad trzy lata – przyznaje Kinga Banaszak-Filipiak. Firma nadal realizuje inwestycje, np. jest w konsorcjum na budowę terminalu LNG w Świnoujściu.
W umowie restrukturyzacyjnej ustalono m.in. warunki finansowania działalności. Działalność operacyjna będzie się opierać na segmencie ropy i gazu oraz na energetyce.
Z tarapatów wychodzi też Polimex-Mostostal. Na przełomie sierpnia i września grupa ma przedstawić strategię na lata 2016–2020. – Jesteśmy w trakcie konsultacji planów z wierzycielami – mówi Joanna Makowiecka-Gaca, prezes Polimeksu-Mostostalu. Rozmowy dotyczą m.in. pozostawienia w grupie zakładu produkcyjnego w Siedlcach. Początkowo Mostostal-Siedlce miał zostać sprzedany, żeby spłacić wierzycieli, jednak firma nie chce się go pozbywać, przewidując duży popyt na wyroby stalowe podczas zbliżającego się nowego boomu budowlanego. – Zakładamy rozwój w trzech sektorach rynku: energetyce, budownictwie przemysłowym oraz gazie, chemii i nafcie – dodaje Joanna Makowiecka-Gaca.
Różnica między Polimeksem i PBG polega na tym, że ten pierwszy otrzymał ogromne wsparcie od rządowej Agencji Rozwoju Przemysłu – 290 mln zł wpompowano w firmę m.in. po to, by ratować wielkie kontrakty energetyczne. Polimex jest generalnym wykonawcą bloków w Kozienicach dla Enei i w Opolu dla PGE.
W 2012 r. Polimex miał ponad 1,2 mld zł straty netto. Grupa znalazła się w tarapatach, bo zamiast koncentrować się na energetyce i petrochemii, szukała szczęścia w kontraktach infrastrukturalnych. Do tej pory sądzi się z GDDKiA o odszkodowania przekraczające 0,5 mld zł. Przez dwa lata Polimex nie był w stanie dogadać się z wierzycielami finansowymi co do umowy restrukturyzacyjnej. Postawa wierzycieli zmieniła się dzięki sprzedaży zbędnego majątku oraz uzgodnieniu z ARP warunków emisji obligacji.
Zdaniem prezesa Polimeksu najważniejsze kroki prowadzące na prostą już zostały wykonane. Firma przeprowadziła restrukturyzację portfela nierentownych kontraktów, dokonała największej w historii rynku konwersji długu na akcje (na 0,5 mld zł) i uzyskała odroczenie spłaty pozostałych zobowiązań finansowych do 2017 r. Zatrudnienie spadło z 14 tys. w 2011 r. do ok. 5 tys. osób. Trwa proces scalania akcji, by spółka mogła wrócić na giełdzie do notowań ciągłych.
Przedstawiciele obydwu firm zapewniają o zasadniczej zmianie strategii. – Patrzymy na koszty i opłacalność projektów. Nie ma mowy o braniu zleceń, na których się nie zarobi, po to tylko, żeby budować portfel zamówień.
Cień kryzysu wciąż wisi nad sektorem
W ciągu ostatniej dekady najgorszym okresem dla budownictwa były lata 2012–2013, kiedy przez branżę przetoczyła się fala upadłości. Nierentowne kontrakty dobijały i generalnych wykonawców, i pracujące dla nich mniejsze firmy. Od 2014 r. fala upadłości nieco opada, ale sytuacja wciąż jest trudna.
O tym, z jakimi obciążeniami boryka się budowlanka, mogą świadczyć informacje, które DGP otrzymała z Krajowego Rejestru Długów. Na początku lipca w jego bazie widniało ponad 31 tys. dłużników z sektora budowlanego. Ich łączny dług przekraczał 1 mld zł. Przed rokiem było to 27,8 tys. firm z zadłużeniem przekraczającym 886 mln zł. Na początku lipca 2013 r. firm z sektora budowlanego w KRD było 20,39 tys. z długami na poziomie 747,5 mln zł. Takie wzrosty to zdaniem KRD efekt m.in. zmiany podejścia do ściągania należności. Zamiast dochodzić ich na własną rękę, firmy coraz częściej decydują się na profesjonalną pomoc.
Branża wciąż odczuwa skutki najpierw spowolnienia, a następnie gwałtownego wzrostu w czasie przygotowań do Euro 2012, kiedy powstało wiele drobnych firm. Część z nich nie dostała wynagrodzenia i nie mogła regulować własnych faktur, część nie poradziła sobie na rynku po tym, jak liczba zleceń znów spadła.
Poprawa w budowlance powinna nadejść wraz z rozwojem inwestycji współfinansowanych z nowego budżetu UE. Zdaniem analityków w zależności od segmentu większe ożywienie w budownictwie powinno być widoczne od roku 2016, najpóźniej 2017. Jak na razie, niewiele się pod tym względem zmienia. Tegoroczna dynamika produkcji budowlano-montażowej – licząc do końca lipca, wyniosła 2 proc. w stosunku do 2014 r.
Zdaniem Piotra Zybała, analityka DM mBanku, po wynikach spółek giełdowych widać, że generalni wykonawcy odbijają się od dna. W I kw. 2015 r. zdecydowana większość spółek z indeksu WIG-Budownictwo poprawiła wyniki rok do roku. – Nie widać u nich presji na nowe kontrakty, bo portfele zamówień są wyższe niż w roku ubiegłym. Nieco dłużej na poprawę sytuacji będą musieli poczekać ich mniejsi podwykonawcy – ocenia.