Oszczędności w kosztach obsługi długu krajowego wyniosą w 2015 r. co najmniej 1,7 mld zł – szacuje resort
/>
Jak dotąd resort finansów wydał na ten cel niecałe 5,2 mld zł. To zaledwie 23 proc. kwoty zaplanowanej na cały rok. To normalne, tłumaczy ministerstwo, bo koszty wykupu obligacji i spłaty odsetek nie rozkładają się równomiernie w ciągu roku. W przypadku obligacji krajowych zwykle największe są w drugim półroczu. W tym roku na przykład wartość wykupywanych obligacji w drugim półroczu wynosiła 35 mld zł (wynosiła, bo resort dwa dni temu spłacił dwuletnie papiery warte ok. 9,5 mld zł), w pierwszej połowie roku do wykupu były papiery warte 24 mld zł.
Niemniej jednak, przyznaje MF, nie ma co ukrywać – na kosztach obsługi długu budżet w tym roku zaoszczędzi. Resort szacuje, że ta oszczędność wyniesie około 1,7 mld zł. Powody? Pierwszy: to skutek mniejszych potrzeb pożyczkowych w 2014 r. Były one o 12 mld zł niższe, niż planowano, głównie za sprawą dużego spadku deficytu budżetowego. Niższe potrzeby oznaczały mniejsze emisje długu. A skoro mniej obligacji, to i koszt ich obsługi jest mniejszy.
Ale jest jeszcze drugi powód. Ustalając plan wydatków na spłaty obligacji, MF przedobrzyło w kilku prognozach. Przede wszystkim wielkości stóp procentowych. W lipcu ubiegłego roku, gdy resort zaczynał prace nad budżetem, szacował, że główna stopa NBP będzie wynosić w 2015 r. średnio 2 proc. A wynosi 1,5 proc. Podobnie ze stopami rynkowymi: sześciomiesięczny WIBOR rok temu wynosił 2,1 proc., obecnie to około 1,8 proc.
To, czy MF będzie w stanie utrzymywać niskie koszty obsługi długu również w kolejnych latach, nie jest jednak przesądzone. Ekonomiści zwracają uwagę, że okres niskich stóp procentowych niebawem w największych gospodarkach świata może się skończyć. Rynek czeka na przykład na pierwszą jasną deklarację ze strony amerykańskiego Fed w sprawie początku podwyżek stóp. Wzrost stóp na świecie może oznaczać wyższą rentowność polskich obligacji. A to oznacza, że utrzymanie rekordowo niskiego oprocentowania nowo sprzedawanych papierów może być trudne.
– Prognozujemy, że od drugiej połowy tego roku w Polsce będzie następował stopniowy wzrost rentowności również z powodów fundamentalnych. I ten proces przyspieszy w 2016 r., gdy zacznie rosnąć inflacja, co spowoduje oczekiwania na zaostrzenie polityki pieniężnej przez RPP. Jesienią przyszłego roku dojdzie zapewne do pierwszych podwyżek, co ostatecznie zakończy okres bardzo niskich stóp w naszej gospodarce – ocenia Arkadiusz Urbański, analityk banku Pekao.
Ekspert dodaje jednak, że sytuacja nie jest do końca jednoznaczna, bo niekonwencjonalną politykę pieniężną nadal prowadzi Europejski Bank Centralny. EBC nie tylko podtrzymuje deklarację, że będzie dolewał płynności do sektora bankowego (60 mld euro miesięcznie) aż do września przyszłego roku, ale nie wyklucza przedłużenia programu, gdyby była taka potrzeba.
– Co oznacza, że zmiany rentowności polskich obligacji nie muszą być gwałtowne. Inwestorzy raczej porównują nasz rynek z niemieckim, a nie amerykańskim. Jeśli luzowanie ilościowe w EBC będzie trwało nadal, to nie będzie powodu, by liczyć na jakieś duże ruchy na rynku – mówi Urbański. I dodaje, że niezależnie od tego, który scenariusz się spełni, najlepszą strategią, jaką może wybrać Ministerstwo Finansów, jest zebranie możliwie dużej ilości pieniędzy na finansowanie przyszłorocznych potrzeb pożyczkowych.
– Na razie MF ma zabezpieczone 78 proc. tegorocznych potrzeb. Ale deklaruje, że po wrześniu chciałoby już mieć całość. W takim wariancie na prefinansowanie zostałyby jeszcze trzy miesiące. Zwykle ministerstwu udawało się zebrać 20–25 proc. kwoty potrzebnej na kolejny rok. Ale sprzyjały temu dobre warunki rynkowe, których teraz może zabraknąć. MF może więc zebrać mniej pieniędzy niż w poprzednich latach. Ale to nie będzie oznaczało katastrofy – mówi Arkadiusz Urbański.