Po strategie offshoringowe sięgają indywidualne osoby. I nie chodzi tylko o raje podatkowe. Uciekamy przed jakimikolwiek powinnościami wobec wspólnoty - mówi w wywiadzie dla DGP Gavin Rae, socjolog ekonomii z Akademii Leona Koźmińskiego w Warszawie.
Pańska lektura na wakacje?
Polecam książkę brytyjskiego socjologa Johna Urry’ego pod tytułem „Offshoring”.
Wyjaśnijmy. Offshoring to przenoszenie różnych aspektów działalności biznesowej za granicę. Najczęściej w celu minimalizacji kosztów i zwiększenia konkurencyjności.
Właśnie nie tylko biznesowej. Początkowo offshoring faktycznie dotyczył głównie produkcji i poszukiwania przewagi konkurencyjnej poprzez dostęp do zasobów tańszej pracy. Ale dziś równie rozpowszechnionym zjawiskiem jest offshoring podatkowy. A więc wybieranie takich miejsc na rejestrację swojej działalności, żeby płacić fiskusowi jak najmniej. Tylko że i tu offshoring absolutnie się nie kończy. I to jest właśnie temat książki Urry’ego.
Jakie są inne jego typy?
Chodzi przede wszystkim o to, że po strategie offshoringowe coraz częściej sięgają indywidualne osoby.
Uciekają przed podatkami?
Żeby tylko. Coraz częściej mamy do czynienia z uciekaniem przed jakimikolwiek zobowiązaniami wobec wspólnoty. Nie tylko politycznej. Na przykład offshoring rozrywki, bezpieczeństwa, energii. I budowanie swojego świata właśnie według takiej logiki. Domek zimowy w jednym kraju, uciechy w innym. I tak dalej.
To źle?
Na pierwszy rzut oka nie. W końcu można powiedzieć, że zglobalizowany świat otworzył przed jednostką olbrzymie możliwości wyboru, gdzie i jak chce się żyć. I nikomu nic do tego. Ale to zjawisko ma też drugą stronę.
Jaką?
Zdaniem Urry’ego offshoring stał się dziś podstawowym polem, na którym rozgrywa się walka klas.
To Urry jest marksistą?
Nie. To socjolog bliski takim obserwatorom zjawisk globalizacyjnych, jak zmarły niedawno Niemiec Ulrich Beck. Nawet on sięga jednak po kategorię konfliktów klasowych, bo są one w tym przypadku niezwykle użyteczne. Jest przecież tak, że offshoring to sposób, by rozbudowywać swoje bogactwo. Ewentualnie przenieść je i wykorzystać w jakimś bezpiecznym miejscu. To jest strategia prowadząca do wzrostu nierówności.
Dlaczego?
Bo przecież z rajów bardziej korzystają ci, którzy już mają. A traci na tym cała reszta. Zabunkrowany w raju podatkowym podatek zostaje w kieszeni przedstawicieli warstw wyższych i nigdy nie trafi do tych na niższych szczeblach drabinki społecznej. Tańsza produkcja za granicą to zysk właściciela albo akcjonariusza, ale bardzo zła wiadomość dla pracownika.
A ten offshoring rozrywki?
To też realna strata lokalnej gospodarki. Ale również rozrywanie więzi łączących jednostkę ze wspólnotą i kontroli społecznej. Przecież nie da się zaprzeczyć, że im bardziej elity społeczne organizują sobie życie w każdym jego przejawie poza krajem, tym mniej czują z tym krajem jakikolwiek związek.
I co z tym zrobić? Zabronić?
Ta książka nie przynosi propozycji rozwiązań problemów płynących z offshoringu. Ale pomaga je zrozumieć. No i dostrzec, jak głęboko globalizacja zmieniła nasze życie i jak ciągle je zmienia. Wcale nie tylko na lepsze.