Nasi, jak to się kiedyś mówiło, włodarze nie są specjalnie chętni do wstępowania do strefy euro. Od lat mamią już UE i nas narracją, że oczywiście do strefy dołączymy, ale w bliżej nieokreślonej przyszłości. Nawet bliżej nieokreślona przyszłość musi jednak w końcu nadejść i nasza polityka pieniężna przeniesie swoje centrum dowodzenia z Warszawy do Frankfurtu.
Można powiedzieć, że to tylko szczegół techniczny. Że państwa wcale nie potrzebują niezależnej polityki pieniężnej, aby odnosić sukcesy. Przykładowo: czy Grecja i Niemcy naprawdę nie mogą współistnieć w unii monetarnej, ponieważ są różnymi gospodarkami? Jeśli odpowiesz, że nie, to zadaj sobie pytanie o absolutną niemożność współistnienia w ramach jednego systemu monetarnego Teksasu i stanu Nowy Jork.
A jednak, raz na jakiś czas, przydarza się w strefie euro coś, co nie pozwala przejść obojętnie wobec problemu narodowego interesu banku centralnego. Powiedzmy przymuszenie Greków do ogłoszenia wakacji bankowych... Greckie banki miały problem z płynnością i ucieczką depozytów nie od zeszłego tygodnia. Do tej pory jednak duszę banków zasilała kroplówka z Europejskiego Banku Centralnego. I to właśnie słowa o przyhamowaniu pożyczek EBC dla greckich banków mogły spowodować potencjalny armagedon (który premier Tsipras zatrzymał poprzez czasowe zamknięcie oddziałów bankowych).
Pozostało
64%
treści
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Powiązane
Reklama