Jednym z drugoplanowych bohaterów tej kampanii, która nadal się oficjalnie nie zaczęła, jest pomysł dobrowolnego ZUS dla przedsiębiorców. Najpierw był suflowany przez PSL, a potem także przez Konfederację. Był nawet obywatelski projekt ustawy rzecznika małych i średnich przedsiębiorców, tyle że przepadł, bo obywatele nie udzielili mu poparcia. Ale sam pomysł, jak widać, żyje.

Na czym miałby polegać? Otóż to przedsiębiorca miałby sam decydować, czy chce opłacać składki emerytalną, rentową czy chorobową, czy nie. Zwolennicy tej idei szermują tu dwiema tezami: ZUS zbankrutuje, więc nie ma sensu płacić, a nawet jak nie zbankrutuje, to świadczenia będą niskie, więc lepiej oszczędzać samodzielnie. Na bankructwo ZUS na razie się nie zanosi, natomiast, gdyby potraktować nawet tę tezę serio, to dlaczego tylko przedsiębiorcy mieliby mieć taki przywilej. A co z pracującymi na etacie, umowie zleceniu itp. Zresztą czemu się ograniczać do składek, a może taką zasadę wprowadzić do podatków? Państwo też może kiedyś zbankrutować.

Absurdem jest propozycja, żeby przymusowy system ubezpieczeń społecznych był dobrowolny. Efekty takich pomysłów dla systemu byłyby szkodliwe także dla przedsiębiorców. Mimo kilku mankamentów ZUS jest tak skonstruowany, że w długim okresie jego deficyt ma spadać. Wysokość emerytur to oddzielna kwestia.

Na pewno obecny system nie jest optymalny zarówno ze względu na wysokość składek, jak i świadczenia. Podstawowa forma oskładkowania przedsiębiorców to ryczałt wyliczany od 60 proc. przeciętnego wynagrodzenia. Preferencyjny ZUS jest liczony od 30 proc. minimalnego wynagrodzenia, przy tzw. małym ZUS plus składka jest naliczana proporcjonalnie, choć jej minimalny poziom nie może być niższy niż przy preferencyjnym ZUS.

Może zabrzmi to obrazoburczo, ale w odniesieniu do wynagrodzeń składki nie są szczególnie wysokie, ponieważ 60 proc. przeciętnego wynagrodzenia to tylko nieco więcej niż pensja minimalna. A skoro tak, to także świadczenia będą na podobnym poziomie. Pokazuje to prosta symulacja. Wysokość składki emerytalnej to 19,52 proc. wynagrodzenia, a skoro ta dla przedsiębiorców jest płacona od 60 proc. przeciętnego wynagrodzenia, to w ciągu roku na emerytalne konto przedsiębiorcy wpływa 1,4 przeciętnego wynagrodzenia, czyli niespełna 10 tys. zł rocznie. To oznacza, że w ciągu aktywności zawodowej przedsiębiorca wpłaci od niespełna 50 przeciętnych wynagrodzeń przy 35 latach aktywności do 70 przy 50 latach. Możemy pokusić się o przybliżone wyliczenie świadczeń. Kobieta, która miałaby 35 lat aktywności i przeszła na emeryturę w wieku 60 lat, otrzyma świadczenie w wysokości jednej piątej przeciętnego wynagrodzenia. Jeśli działalność będzie prowadziła przez 50 lat, to wyniesie ono 27 proc. przeciętnego wynagrodzenia. Mężczyzna otrzyma od 23 proc. średniej pensji przy 35 latach działalności do 33 proc. przy 50 latach działalności.

Jeśli odnieść te procenty do obecnej wysokości przeciętnego wynagrodzenia, to wychodzi rozpiętość od 1350 zł do nieco ponad 2300 zł. W pierwszym przypadku jest to mniej niż minimalna emerytura, więc do świadczenia dla takiej osoby będą musieli się dorzucić podatnicy.

Zwolennicy dobrowolnego ZUS powtarzają, że przecież ryzyko biorą na siebie. Ci, którzy nie będą płacić, mogą zabezpieczyć się prywatnie. Problem polega na tym, że akurat ci, którzy by najbardziej chcieli takiego rozwiązania, bo mają niskie dochody, nie będą w stanie dużo oszczędzać, więc ze świadczeniem zostaną w punkcie wyjścia. Dla reszty to rodzaj optymalizacji podatkowej z potencjałem do awantury za 20 lat, że nie mają emerytur. Dziś przerabiamy to z artystami, którzy nie płacili składek lub mieli je niskie, dzięki czemu ich zarobki były dużo wyższe od reszty, tyle że teraz epatują głodowymi świadczeniami i skarżą się, że muszą dorabiać.

Pewnie lepszy byłby proporcjonalny system składek, liczony nie od całości przychodu czy dochodu, a od części, ale, jak widać z powyższych wyliczeń, nie zmieniłby on znacząco sytuacji, bo składki, jak już, to raczej byłyby wyższe. Bo niższe oznaczają, że do jeszcze większego procenta tych świadczeń mieliby się dorzucać pozostali podatnicy, i to bynajmniej nie dobrowolnie. Nie wiem, czy na pocieszenie, ale mogę powiedzieć, że dziś ZUS jest w pewnym sensie dobrowolny, bo można płacić składki wyższe od ryczałtowych, ale wiem, że nie pocieszy to autorów projektu obywatelskiego. ©℗